Zmiana dotycząca zwolnień lekarskich wydaje się prosta.
Po 182 dniach (czyli 6 miesiącach) zwolnienia chorobowego nie będzie można pójść od razu na kolejne płatne zwolnienie lekarskie (znów maksymalnie do 6 miesięcy, czyli na 182 dni). Niezbędne za to będzie odczekanie 60 dni. Będzie to niejako reset uprawnień. Przerwa w zwolnieniu lekarskim zapewni prawo do kolejnych 6 miesięcy nieobecności w pracy. I oczywiście do kolejnych świadczeń.
O zmianach w przepisach jako pierwszy informował "Puls Biznesu". A są zaszyte w spory pakiet reform systemu ubezpieczeń w ZUS, który przygotowało Ministerstwo Rodziny i Polityki Społecznej.
W jednej paczce jest np. zmiana sposobu waloryzacji świadczeń dla seniorów z tzw. starego portfela emerytalnego (którzy sporą część świadczenia wypracowali przed reformą w 1999 roku), bezgotówkowa wypłata emerytur po 1 stycznia 2022 roku oraz właśnie zmiany w przypadku ubezpieczenia chorobowego.
Co nowego w zwolnieniach L4?
Do okresu 182 dni maksymalnego zwolnienia będą się wliczały również krótkie przerwy (o ile pojawiają się od siebie w okresie krótszym niż 60 dni) i to niezależnie od powodu. Nowe zwolnienie (nawet na inną chorobę) również będzie przybliżać do limitu.
A ci, którzy go wykorzystają, nie mogą liczyć na świadczenia z ZUS (dla większości to 80 proc. pensji). I to jest esencja tej zmiany.
Czytaj także: Ulga na dziecko. Tak ją rozliczysz
Na początek trochę teorii. Każdy ubezpieczony ma prawo do zwolnienia chorobowego. Okres takiego nieprzerwanego zwolnienia nie może być dłuższy niż 182 dni. To tak zwany okres zasiłkowy. Po tym czasie osoba wciąż chora powinna się ubiegać o rentę z tytułu niezdolności do pracy.
Co ważne, te 182 dni może być rozciągnięte na dłuższy okres - gdy ktoś choruje z przerwami, ale na jedną chorobę. Dla przykładu (w dużym uproszczeniu), jeżeli ktoś jest chory na grypę w styczniu, później dwa tygodnie pracuje, a później znów jest chory na grypę, to jego czas choroby się sumuje. Nie byłoby tak, gdyby pomiędzy grypami był odstęp 60 dni.
Jeżeli jednak niezdolność do pracy spowodowana jest różnymi chorobami, to w tej chwili w limicie ich nie ma. Ale to właśnie ma się zmienić. Różne, ale częste choroby, będą powoli wypełniały limit zwolnienia.
Do tej pory wystarczył zaledwie jeden dzień zdolności do pracy, a nowa choroba zaczynała nowy okres. I dość dobrze wiedzieli o tym kombinatorzy. Wystarczyło załatwiać sobie zwolnienia na różne przypadłości, by nie pracować, a pobierać świadczenia.
Ile trwa tzw. okres zasiłkowy?
- 182 dni lub
- 270 dni w przypadku, gdy niezdolność do pracy jest spowodowana gruźlicą lub przypada w trakcie ciąży.
Uzasadnienie zmiany? Chodzi rzecz jasna o ukrócenie przekrętów przy L4. Cały pakiet sprowadza się do jednego: to uszczelnienie systemu. Eksperci są dość znacznie podzieleni. Jedni wskazują, że to rozwiązanie "na skróty". Inni, że czas ograniczać patologie.
"To siekiera, a nie skalpel"
- Faktycznie w obecnym modelu i przy istniejących rozwiązaniach prawnych osoby "sprytne", mówiąc nieco ironicznie, są w stanie przedłużać zasiłki chorobowe w "nieskończoność". Trzeba jednak pamiętać, że walka z wszelkimi patologiami nie może jednocześnie zmniejszać konstytucyjnego prawa do zabezpieczenia społecznego Polaków. Przecież życiowy pech może przydarzyć się każdemu, wypadki po prostu chodzą po ludziach - mówi money.pl dr Tomasz Lasocki, ekspert systemów ubezpieczeń z Uniwersytetu Warszawskiego.
- Mam wrażenie, że nowa propozycja zrzuca odpowiedzialność z organu kontrolującego na ubezpieczonych - dodaje. Czyli na zwykłych Polaków.
I jak wskazuje, Ministerstwo Rodziny i Polityki Społecznej ma do wyboru dwa kierunki. - Może albo zmniejszać wypłacane świadczenia w przypadku długotrwałych zwolnień chorobowych, albo skracać okres ich przysługiwania. Twórcy projektu wybrali ten drugi wariant. To droga na skróty - podkreśla.
Osoby na długoterminowych zwolnieniach lekarskich mogłyby otrzymywać po prostu mniejsze świadczenia. To sprawiłoby, że kombinatorom nie opłacałoby się kombinowanie. I jednocześnie osoby chorujące miałyby pewne zabezpieczenie, nawet na podstawowym poziomie.
Jak zwraca uwagę, "w przepisach i uzasadnieniu mamy niestety same uogólnienia".
- Nie przedstawiono natomiast danych potwierdzających założenie, że przy ogromnej skali nadużyć jedynie marginalna mniejszość rzeczywiście potrzebowała wydłużonej ochrony przepisów. Bez udowodnienia, że wykorzystaliśmy inne dostępne środki, nie powinniśmy stosować rozwiązań radykalnych. Mam przekonanie, że zamiast prawnej siekiery można używać subtelniejszego skalpela. Siekiera jest jednak łatwiejsza w obsłudze - dodaje.
O tym, że problem istnieje, przekonany jest Łukasz Kozłowski z Federacji Przedsiębiorców Polskich.
- Niestety, ale zdaża się, że pracownicy - wykorzystując zwolnienia lekarskie - blokują w nieskończoność etaty, bo pracownika na zwolnieniu chorobowym nie można zwolnić. Tymczasem wystarczy mu jeden dzień, by wrócić ponownie na 182-dniowe zwolnienie lekarskie. I często ten jeden dzień to na przykład urlop wypoczynkowy.
- O tym, że istnieje praktyka oszukiwania systemu, nie trzeba nikogo przekonywać. Są osoby wyspecjalizowane w tym, by wyłudzać zwolnienia na długie miesiące, a nawet lata - dodaje. I mówi wprost, że propozycje z pewnością będą popierane przez przedsiębiorców.
- Oczywiście w tym wszystkim nie można wylać dziecka z kąpielą. Nie ma jednak wątpliwości, że ktoś pozostający ponad 182 dni na zwolnieniu lekarskim jest po prostu niezdolny do pracy i powinien ubiegać się o inne świadczenia. Nie jest tak, że ich nie ma. Nie jest tak, że osoby przewlekle chore pozostaną bez pomocy. Nie powinno być jednak dziury w systemie, która pozwala mieć zwolnienie na inną chorobę i znów zniknąć na pół roku - przekonuje.
Oskar Sobolewski z Instytutu Emerytalnego mówi za to, że to dowód na trudną sytuację finansową państwa.
- Te zmiany można podsumować dość krótko: oszczędności, oszczędności i jeszcze raz oszczędności. Z jednej strony jest to poszukiwanie milionów, z drugiej ukrócenie praktyki wielomiesięcznych, a nawet wieloletnich zwolnień, które zdarzały się w systemie - komentuje. Zwraca jednak uwagę, że system wymaga całościowej reformy - orzecznictwa - a nie tylko "pudrowania".
- Być może należy zastanowić się nad jednym organem, czy w ramach Zakładu Ubezpieczeń Społecznych, czy w ramach Narodowego Funduszu Zdrowia, który sprawowałby pieczę nad orzecznictwem lekarskim w kwestii niepełnosprawności, niezdolności do pracy. To powinno być celem reformy - mówi.
10 lutego poprosiliśmy Ministerstwo Rodziny i Polityki Społecznej o komentarz do projektu zmian. Resort na pytania dot. intencji reformy nie odpowiedział do czasu publikacji.