- Porozumienie Jarosława Gowina nie zagłosuje za likwidacją limitu 30-krotności składek ZUS i myślę, że ten temat zostanie zdjęty z agendy - powiedział w programie "Tłit" w Wirtualnej Polsce Jarosław Gowin. I zaskoczył.
Wicepremier oraz minister nauki i szkolnictwa wyższego konsekwentnie sprzeciwiał się pomysłowi likwidacji limitów składek. Mówił o tym wielokrotnie w wywiadach dla money.pl, w podobnym tonie wypowiadała się Jadwiga Emilewicz, minister przedsiębiorczości i technologii. Razem mówili "nie" temu pomysłowi. Dlaczego? Bo zmniejszają pensje najlepiej zarabiających pracowników i zwiększają składki płacone przez pracodawców.
Do tej pory Gowin jednak podkreślał, że do sprawy rząd wróci w nowej kadencji. Mówił o dialogu, mówił o szukaniu nowych rozwiązań. Nie mówił o tym, że po prostu wycofa poparcie swoich posłów. A bez zmian w 30-krotności, stworzenie zrównoważonego budżetu jest wyjątkowo trudne. A była to jedna z obietnic premiera Mateusza Morawieckiego.
Partia Jarosława Gowina jest na tyle mocna i liczna w szeregach Zjednoczonej Prawicy, że sama zablokuje pomysł. Gowin wprowadził 18 posłów i bez ich głosów plan upadnie. Bez Porozumienia Jarosława Gowina nie ma szans, by reformę przeprowadzić.
Efekt? Cieszyć mogą się pracownicy, cieszyć mogą się pracodawcy. Zniesienie limitu 30-krotności składek ZUS oznaczałoby, że gruba blisko 300 tys. etatowców zarobi mniej na rękę - bo więcej ich pieniędzy powędruje na konto emerytalne. Cieszyć się mogą również pracodawcy, bo i oni zaoszczędzą na składkach.
"Nie" od Jarosława Gowina to inny problem. Wizerunkowy. Zniesienie limitu 30-krotności składek miało przynieść w 2020 roku blisko 5 mld zł do budżetu. Eksperci są przekonani, że bez tych pieniędzy o zrównoważony budżet będzie niezwykle ciężko.
Jak zwraca uwagę dr Leszek Juchniewicz z Pracodawców RP, rząd najprawdopodobniej będzie po prostu szukał oszczędności w wydatkach. Gdzie pojawią się cięcia? To trudno przewidywać.
- To, że nie będzie poparcia dla zniesienia limitu 30-krotności składek ZUS, nie oznacza, że nie będzie poparcia np. dla zwiększenia tego limitu np. do poziomu 40,45 lub 50-krotności - tłumaczy w rozmowie z money.pl. - A to by oznaczało, że część dochodów budżetowych z tego tytułu uda się zabezpieczyć - mówi.
- Według mnie zrównoważony budżet nie będzie zrównoważony - mówi dr Leszek Juchniewicz. Jego zdaniem zdecyduje o tym nie tylko brak jednego z pomysłów na wpływy, ale również pogarszająca się sytuacja gospodarcza w Unii Europejskiej i Polsce. Jeżeli wzrost gospodarczy spadnie na niższy poziom, to kwestie 30-krotności i tak zejdą na boczny tor.
- Utrzymanie zrównoważonego budżetu w takim układzie wydaje się już niemożliwe - mówi money.pl prof. Witold Orłowski. Jego zdaniem mówienie o budżecie wychodzącym na zero od początku było nastawione tylko na efekt wyborczy, a nie realne wyrównanie wydatków i wpływów. - Zrównoważony budżet w dużej mierze był jedynie sztuczką księgową. Prognozowane wpływy 5 mld zł z tytułu zniesienia limitu 30-krotności ZUS też były przeszacowane, bo nie uwzględniały oczywistych sposobów obchodzenia tych przepisów - mówi.
- Prawo i Sprawiedliwość będzie miało sporo wymówek, które wyjaśnią, dlaczego zrównoważony budżet akurat w tym roku się nie udał. Zrzuci problemy na gospodarkę UE, Niemiec, a będzie akcentować, że minimalny deficyt nie jest zły - przewiduje prof. Orłowski.
"Euroobligacje to wyborczy chwyt Hollande'a"
O co chodzi z limitem składek? W tej chwili zarabiający ponad 11,5 tys. zł brutto miesięcznie w pewnym momencie przestają opłacać składki na ZUS. Im więcej zarabia dana osoba w miesiącu, tym szybciej przestaje płacić. Niektórzy w połowie roku, inni pod koniec, a niektórzy nie zapłacą składek tylko w ostatnim miesiącu roku.
Efekt? W kieszeni mają więcej pieniędzy, ale nie tylko oni zyskują. Zyskuje też państwo i budżet - ale tylko w przyszłości, bo wypłaci mniejsze emerytury. PiS chciał odwrócić sytuację i zyskiwać już dziś. Bez limitu do Funduszu Ubezpieczeń Społecznych popłynąłby szeroki strumień składek. Efekt - nie trzeba byłoby dokładać z kasy państwa tak dużo.