Osoby, które w poniedziałek wieczorem sprawdzały kursy walut w Google, mogły poczuć się skonsternowane. Euro, według strony Google Finance, "było" wyceniane na 5,9 zł (kurs zamknięcia w piątek to 4,37 zł), dolar na 5,37 zł (zamiast 3,93 zł), frank szwajcarski na 6,38 zł (zamiast 4,67), brytyjski funt "odnotował" kurs 6,84 (zamiast 5,0 zł). Strona wyświetlała więc osłabienie kursu złotego na poziomie ok. 36 proc.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Kurs złotego oszalał, ale tylko "na niby"
Informacja rozniosła się w mediach społecznościowych. Problem dostrzegł minister finansów, który uspokajał, że dziwne wykresy pokazujące kursy walut to wynik błędu. Zapewnił też, że po otwarciu giełd, sytuacja wróci do normy.
Jeszcze w nocy ruszyły giełdy azjatyckie. O 1.30 w nocy kurs euro wyniósł (według serwisu stooq.pl) 4,57 zł, kurs dolara 4,14 zł, franka 4,91 a funta 5,27 zł - a więc znacznie wyżej od piątkowego zamknięcia.
Kurs złotego nie ucierpiał
Równie szybko kurs zaczął jednak spadać. We wtorek po godz. 9:00, kiedy ruszyły giełdy w Europie (w tym w Polsce), po wieczornym incydencie nie było już śladu. Kurs dolara ustabilizował się na poziomie 3,93 zł, kurs euro odnotował wartość 4,34 zł, frank szwajcarski 4,66 zł, a funt brytyjski 5,01 zł. Zamieszanie z kursami walut nie wywołało więc rynkowej reakcji.
Wątpliwości jednak pozostały. "Trzeba wyjaśnić, dlaczego strona Google podaje ciągle fejkowy kurs. Z jakiego źródła Google Polska bierze kursy" - napisał w reakcji na doniesienia o przekłamanym kursie dr Sławomir Dudek, ekonomista. - Miałem wiele telefonów od znajomych, dziennikarzy. Ten fejk zdenerwował wielu ludzi, którzy nie mają Bloomberga - dodał.
Redakcja money.pl wysłała zapytania w tej sprawie do kilku instytucji. Na odpowiedź czekamy.