Według najnowszych danych Narodowego Banku Polskiego średnie oprocentowanie lokat założonych w listopadzie spadło poniżej 4 proc. (3,96 proc.). Analitycy pytani przez money.pl spodziewają się dalszych cięć, co sprowadza się do tego, że oddanie pieniędzy w depozyt bankowi nie ochroni ich przed spadkiem wartości pieniądza wskutek inflacji.
- Oczekiwana średnia inflacja w 2025 roku najpewniej wyniesie około 4 proc. - wskazuje Piotr Kuczyński, analityk rynków finansowych Domu Inwestycyjnego Xelion.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Aby pokonać inflację - liczy Jarosław Sadowski, analityk porównywarki finansowej Rankomat - potrzebne jest oprocentowanie lokaty powyżej 4,94 (po uwzględnieniu podatku dochodowego od zysków kapitałowych w wysokości 19 proc.).
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Będziemy żyli 120 lat? "Małymi kroczkami musimy dożyć przełomu"
- Wciąż można znaleźć lokaty powyżej 5 czy nawet 6 procent - twierdzi Jarosław Sadowski. Z reguły będą to oferty promocyjne na trzy miesiące - dodaje.
Rzecz w tym, że oferty rzędu pięć i więcej procent to zwykle krótkoterminowe (np. trzy miesiące) konta oszczędnościowe na relatywnie niewielkie kwoty, na nowe środki lub dla nowych klientów.
Klienci niewiele robią, aby ochronić swoje oszczędności przed inflacją. Nie negocjują z bankiem i nie przenoszą pieniędzy do konkurencyjnego banku, jednak trudno się im dziwić, bo warunki lokat są coraz bardziej wymagające i nakładają na klientów coraz więcej obowiązków - zauważa Łukasz Jańczak, analityk Erste Securities.
Przykładowo, bank wymaga minimalnej liczby transakcji płatniczych kartą lub BLIK-iem, by chociaż częściowo zrekompensować sobie koszt, który poniesienie w związku z wypłatą odsetek. Niespełnienie choćby jednego warunku przez klienta niweczy jego dotychczasowy wysiłek związany z otwarciem rachunku oszczędnościowego.
Szukanie igły w stogu siana
Według Jarosława Sadowskiego to ostatni dzwonek na znalezienie atrakcyjnych nawet rocznych lokat z oprocentowaniem rzędu 5 lub 6 procent. W drugiej połowie tego roku, czyli po prawdopodobnej obniżce minimalnej ceny pieniądza na rynku międzybankowym, zdaniem eksperta takich ofert w bankach może już się nie być.
O tym minimalnym koszcie pieniądza na rynku międzynarodowym decydują przedstawiciele banku centralnego przy pomocy stopy referencyjnej. Przypomnijmy, że od października 2023 roku utrzymuje się ona na poziomie 5,75 proc. (dla porównania: banki płacą oszczędzającym za kapitał średnio poniżej 4 proc.) i wpływa na oprocentowanie kredytów, czyli głównego źródła przychodów dla sektora.
Sektor bankowy zakłada obniżkę wspomnianej wyżej stopy referencyjnej NBP, o czym ma świadczyć spadek średniego oprocentowania nowo udzielonych kredytów mieszkaniowych do 7,35 proc. w listopadzie ubiegłego roku (nie ma dostępnych bardziej aktualnych danych). To najniższy poziom od 2,5 lat.
Biorąc pod uwagę regułę, że banki finansują działalność kredytową z depozytów klientów, rozbieżność pomiędzy oprocentowaniem jednych i drugich może zdumiewać.
- Przekonanie, że oprocentowanie lokat powinno odpowiadać oprocentowaniu kredytów, jest błędne i nie uwzględnia realiów gospodarczych. Polski sektor bankowy jest nadpłynny i nie potrzebuje obecnie ściągać z rynku pieniędzy - wyjaśnia dr Tadeusz Białek, prezes Związku Banków Polskich (ZBP).
Poziom kredytów jest na poziomie najniższym od czasu wejścia Polski do UE, natomiast Polska pod tym względem plasuje się na trzecim miejscu od końca w UE.
Jeśli banki udzielają rekordowo mało kredytów zwłaszcza dla przedsiębiorstw (m.in. z uwagi na niską skłonność przedsiębiorstw do inwestycji), i tym samym wiele depozytów w banku nie pracuje, to trudno oczekiwać, aby banki dużo za nie płaciły na wolnym rynku - dodaje przedstawiciel banków.
Pieniądz drogi, a jednak tani
Od długiego czasu depozyty w bankach rosną znacznie szybciej niż kredyty. Oznacza to, że banki mają więcej pieniędzy w dyspozycji, niż są w stanie pożyczyć. Ponieważ nie potrzebują dodatkowego kapitału, nie oferują wysokiego oprocentowania na lokatach.
Nie można zmusić banków do podniesienia oprocentowania lokat. W przeciwieństwie do zasad oprocentowania kredytów, które zostały określone na poziomie przepisów ustawowych, sposób wyznaczania oprocentowania konkretnych bankowych produktów depozytowych (oszczędnościowych) zależy od ich wewnętrznych regulaminów (lub innych dokumentów ustalających sposób ich funkcjonowania).
Przepisy prawa powszechnie obowiązującego nie regulują sfery oprocentowania depozytów terminowych lub rachunków oszczędnościowych. Oznacza to, że banki mają swobodę ich kształtowania na podstawie wewnętrzną politykę oraz przyjęty model biznesowy - mówi Jacek Barszczewski, rzecz prasowy Urzędu Komisji Nadzoru Finansowego (KNF).
W 2022 roku Urząd KNF sugerował bankom "uatrakcyjnienia oferty" depozytowej w związku z ówczesnym wzrostem rynkowych stóp procentowych i przyniosło to pozytywny skutek. Jednak teraz rynek spodziewa się obniżki stóp, zaś u władzy nie ma już Zjednoczonej Prawicy, która metodą kija (i bez marchewki) wpływała na sektor.
Obligacje zamiast lokat
Według analityków alternatywą dla lokat bankowych są obligacje skarbowe.
Zamiast inwestować oszczędności w obligacje skarbowe, porównywalne z lokatami pod względem bezpieczeństwa, klienci trzymają pieniądze na rachunku bieżącym w banku i nic z tego nie mają - zauważa Łukasz Jańczak, analityk Erste Securities.
Według analityka Rankomatu szczególnie atrakcyjnie wygląda obligacja skarbowa na okres 3 lat. W całym okresie gwarantuje stałe, roczne oprocentowanie na poziomie 5,95 proc. Natomiast obligacje 4-letnie i 10-letnia, dodaje nasz rozmówca, w pierwszym roku gwarantują oprocentowanie odpowiednio 6,3 i 6,55 proc.
- Od drugiego roku oprocentowanie będzie sumą wskaźnika inflacji i marży wynoszącej 1,5 i 2 proc. Gdyby średnia inflacja za rok wynosiła 4 proc., oprocentowanie w drugim roku wyniosły odpowiednio 5,5 i 6 proc. - liczy Jarosław Sadowski.
Piotr Kuczyński dodaje, że czteroletnie obligacje skarbowe indeksowane inflacją dają w pierwszym roku 6,3 proc. brutto (5,10 proc. netto), zaś w kolejnych latach oprocentowanie brutto odpowiada inflacji powiększonej o 1,5 punktu procentowego.
- Oczywiście największy zysk mogą dać inwestycje w akcje, Jednak nie jest bezpieczna inwestycja, bo nikt nie zagwarantuje, że w danym roku nie trafi się w bessę (długotrwały trend spadkowy na giełdzie - przyp. red.) - zaznacza Kuczyński. Dodaje, że można kupować złoto, przy czym to inwestycja na wiele lat, a nie na jeden rok. Ponadto podkreśla, że inwestowanie w nieruchomości na wynajem z pewnością nie będzie w tym roku opłacalne.
- Ceny mieszkań mogą spadać, a wynajem dawać będzie niewiele ponad 4 proc. zwrotu z zainwestowanego kapitału - wyjaśnia analityk Xelionu.
Premia za ryzyko
Jego zdaniem relatywnie bezpieczne są fundusze dłużne (inwestują w obligacje skarbu państwa i korporacyjne), które powinny dać brutto 6-8 proc. zysku, czyli 4,86-6,48 proc. po opodatkowaniu. Podkreśla też, że w przypadku nagłego wzrostu inflacji ponad oczekiwany poziom 4 proc., wyniki tych funduszy pogorszą się, a zysk się zmniejszy.
Według naszego kolejnego rozmówcy bezpieczne inwestycje na 2025 rok to obligacje skarbowe Polski i USA, a także obligacje korporacyjne oraz akcje polskich spółek.
- W uproszczeniu oczekiwany spadek stóp procentowych to środowisko sprzyjające obligacjom, choć równocześnie ochroną przed spadającym oprocentowaniem lokat są m.in. obligacje ze zmiennym oprocentowaniem. Stąd też zainteresowanie obligacjami korporacyjnymi. Niskie wyceny polskich spółek i oczekiwany wzrost gospodarczy Polski rzędu plus 3,5 proc. tworzy potencjał do pozytywnego zaskoczenia na akcjach polskich spółek - przekonuje w rozmowie z money.pl Sobiesław Kozłowski, dyrektor departamentu analiz i doradztwa w Noble Securities.
Karolina Wysota, dziennikarka money.pl