Projekt ustawy budżetowej na rok 2022 zakłada, że w przyszłym roku dochody budżetu państwa wyniosą 481,4 mld złotych, a wydatki 512,4 mld złotych. Deficyt ma wynieść nie więcej niż 30,9 mld złotych.
Jaki będzie realny dług państwa?
Zdaniem ekonomistów, z którymi rozmawiał money.pl, powyższe założenia niewiele mówią o rzeczywistym stanie finansów publicznych. Marek Zuber stwierdził nawet, że ustawa budżetowa "nie rozpala" już tak emocji, jak jeszcze kilka lat temu. Dlaczego?
- Wystarczy popatrzeć, ile pieniędzy pojawia się poza budżetem centralnym. W nadchodzącym roku Bank Gospodarstwa Krajowego zamierza wyemitować obligacje o nominale około 100 mld złotych, które mają posłużyć do sfinansowania programów inwestycyjnych związanych m.in. z Polskim Ładem. W zasadzie cała część inwestycyjna wydatków państwa, która normalnie była zapisywana w budżecie centralnym, jest poza tym budżetem - punktuje nasz rozmówca.
Według jego kalkulacji rzeczywisty dług publiczny może nawet przekroczyć 100 mld złotych. Problem w tym, że trudno to ustalić, ponieważ wydatki państwa poukrywane w różnych funduszach - takich jak np. Polski Fundusz Rozwoju czy Fundusz Sprawiedliwości - nie podlegają kontroli polskiego parlamentu.
Wszystko dlatego, że nie są one wpisane do ustawy o finansach publicznych. Mówiąc wprost: kolejne fundusze realnie zadłużają nasz kraj, ale jednocześnie - zgodnie z polskim prawem - nie podlegają one pod konstytucyjny rygor.
W ustawie zasadniczej zapisano, że dług publiczny nie może przekroczyć poziomu 60 proc. polskiego PKB. A według prof. Mariana Nogi, byłego członka Rady Polityki Pieniężnej, gdyby rządowe fundusze jednak podlegały pod polską definicję zadłużenia publicznego, to ten próg moglibyśmy już przekroczyć w przyszłym roku.
- Wyprowadzono już w tym roku poza budżet minimum 220 mld złotych, o czym mówił pan prezes NIK Marian Banaś w Sejmie. Chcę podkreślić, że tarcze i wypłaty były potrzebne, bo walka z kryzysem jest podstawą życia społeczeństwa, lecz według moich obliczeń zadłużenie w przyszłym roku wzrośnie do poziomu 350 mld złotych - wylicza rozmówca money.pl.
To właśnie takie wyprowadzanie długu poza ustawę budżetową dr Sławomir Dudek, główny ekonomista Forum Obywatelskiego Rozwoju, nazwał "kłamstwem budżetowym PiS" w głośnym wywiadzie udzielonym money.pl.
Średnioroczna inflacja bez pokrycia w rzeczywistości
Politowanie ekonomistów wzbudza też zapis o średniorocznej inflacji w 2022 roku. Zgodnie z projektem ustawy ma ona ukształtować się na poziomie 3,3 proc. Rząd tym samym zakłada znaczny spadek wskaźnika w drugiej połowie roku, zważywszy na fakt, że w nowy rok wejdziemy z inflacją dryfującą wokół 10 proc.
- Dokładnie taką samą sytuację mieliśmy w budżecie na rok 2021, gdzie średnioroczna inflacja miała być na poziomie 2,9 proc. Potem się okazało, że wzrost inflacji przewyższył nawet prognozy ekonomistów, choć na to też wpływ ma sytuacja na rynku gazu. W mojej ocenie średnioroczna inflacja na poziomie 3,3 proc. jest nierealna - punktuje Marek Zuber.
Dodaje, że tarcza antyinflacyjna może ją zmniejszyć, ale maksymalnie o około 1 pp. Jaka zatem będzie realna średnioroczna inflacja w przyszłym roku? - Zgadzam się z wszystkimi analitykami, którzy mówią, że średnioroczna inflacja może być na poziomie 5 proc., choć sam skłaniam się ku prognozie, że wyniesie ona 5,5 proc. Natomiast cel NBP to jest ustalony na poziomie 2,5 proc., więc zapomnijmy o nim w przyszłym roku, a nawet w roku 2023 - przypomina prof. Marian Noga.
Ekonomista śmieje się, że jedynym, co jest pewne w tym budżecie, to wskaźnik dotyczący dochodów państwa, który "zostanie wykonany w cuglach". Wszystko przez rosnący "podatek inflacyjny". Marek Zuber szacuje, że w tym roku dzięki niemu wpływy do kasy państwa zwiększyły się o 15 mld złotych, a według Mariana Nogi w przyszłym roku wzrosną o kolejne 20 mld złotych.
Ocena dla rządzących? 3-
Nasi rozmówcy nie wierzą też we wzrost PKB na poziomie 4,6 proc. Marian Noga szacuje, że bliżej mu będzie do poziomu 4,2 proc. Marek Zuber natomiast podkreśla, że jest on zależny od funduszy unijnych (w tym tych związanych z Krajowym Planem Odbudowy), które mogą być "zamrożone" ze względu na kwestie związane z praworządnością. Ekonomista wyobraża sobie, że w takim wypadku rząd mógłby dalej się zadłużać, by sfinansować pomysły zapisane w KPO.
- Ten budżet jest tak skonstruowany, że przychodzi mi na myśl porównanie do ucznia, który miał za zadanie go napisać, wiedząc o tym, że zadłużenie w nim przewidziane nie może być wyższe niż 60 proc. PKB, a deficyt budżetowy nie może być wyższy niż 3 proc., bo tak mówi traktat z Maastricht. I właśnie tak skonstruowano budżet. Ale wystawiłbym ocenę 3- rządzącym, bo spełnili założenia prawne, ale nie uwzględnili rzeczywistych wskaźników - ocenia były członek RPP.
Jest jednak jeden aspekt, za który Mateusz Morawiecki i jego gabinet otrzymaliby "dwóję", co na studiach jest równoznaczne z niezaliczeniem przedmiotu. Chodzi o wydatki na system ochrony zdrowia. W budżecie przewidziano, że wyniosą one 5,6 proc. PKB. Zdaniem Mariana Nogi w dobie walki z koronawirusem powinny one wynieść 7 proc.