Celem Programu Inwestycji Strategicznych miało być rozkręcenie inwestycji w samorządach, dzięki czemu miało powstać wiele nowych miejsc pracy.
Program, który premier Mateusz Morawiecki określił jako "sianie ziaren pod przyszłe żniwa", miał przyczynić się do realizacji inwestycji kluczowych dla samorządów, takich jak budowa lokalnych dróg, infrastruktury wodociągowej, szkół czy przedszkoli. Pieniądze na te przedsięwzięcia państwo daje na bardzo korzystnych warunkach, w praktyce do 95 proc. to bezzwrotna pożyczka państwa.
Ale w państwowej kasie brakuje dziś pieniędzy. Jak udało nam się dowiedzieć, Program Inwestycji Strategicznych również czekają cięcia. Dla samorządów to bardzo zła wiadomość. – Te pieniądze to dla nas w tej chwili być albo nie być – mówią money.pl.
Rząd szuka oszczędności, flagowy program czekają cięcia
Przypomnimy, niedawno Ministerstwo Finansów przyznało, że zaczyna brakować pieniędzy na nowe wydatki.
Zbiegło się to w czasie z hamowaniem inwestycji w całej Polsce. Problem dotyczy zwłaszcza sektora zamówień publicznych, który jest dla polskiej gospodarki kluczowy, bo odpowiada za ok. 50-55 proc. produkcji budowlanej w kraju. Tymczasem ten segment znajduje się w zapaści z powodu braku pieniędzy z UE, bez których nie ruszą duże inwestycje infrastrukturalne.
Dochodzą do tego inne negatywne czynniki, takie jak m.in. wzrost inflacji i spadek sprzedaży kredytów hipotecznych, co przekłada się na wspominane hamowanie inwestycji w całym kraju.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Cięcia zostaną zrobione w białych rękawiczkach"
Zdaniem dra Damiana Kaźmierczaka, głównego ekonomisty Polskiego Związku Pracodawców Budownictwa, rząd tnie wydatki, bo chce znaleźć pieniądze m.in. na politykę społeczną i obronną.
Z tego powodu można oczekiwać, że dojdzie do redukcji w wybranych rządowych programach inwestycyjnych zaplanowanych po 2022 r., które były do tej pory finansowane w dużej mierze ze środków krajowych – przewiduje.
To oznacza, że cięcia czekają także Program Inwestycji Strategicznych. Jak to może wyglądać w praktyce? – W związku ze zbliżającymi się wyborami rząd oficjalnie nie zlikwiduje finansowania, ale zrobi w nim cięcia w białych rękawiczkach – mówi nam przedstawiciel jednej z organizacji samorządowych, który nie chce ujawniać nazwiska.
Tłumaczy, że kolejne nabory wniosków o dofinansowanie w ramach programu rząd skieruje np. tylko do wybranych samorządów, co zawęzi alokację środków. Jego zdaniem gminy, które mają już wystawione promesy inwestycyjne, też nie mogą spać spokojnie.
W związku ze wzrostem cen i usług, wiele samorządów ma problem, aby w terminie zrealizować zgłoszone przedsięwzięcia. Rząd z tego powodu ma wygodną wymówkę, odmawiając finansowania. Może także zasłonić się ogólną sytuacją gospodarczą – mówi nasz rozmówca.
Dodaje, że w praktyce ucięcie finansowania nie będzie trudne, bo promesa to jedynie przyrzeczenie finansowania, nie oznacza więc, że inwestycja dojdzie do skutku. W dodatku pieniądze w ramach rządowego programu wypłacane są "z dołu", czyli dopiero po ukończeniu inwestycji.
Ostatnio większość pieniędzy trafiła do gmin związanych z partią rządzącą
Zdaniem naszych rozmówców konieczność wprowadzenia oszczędności może być dla rządu wygodnym narzędziem dyscyplinującym "niepokorne" samorządy, w których rządzi opozycja. Według nich problem braku finansowania nie dotknie włodarzy związanych z partią rządzącą.
Jako dowód tej tezy przytaczają najnowsze opracowanie prof. Pawła Swianiewicza przygotowane dla Fundacji Batorego i Forum Idei. Wynika z niego, że w ostatnim naborze programu skierowanego do gmin popegeerowskich większość z ponad 3 mld zł trafiła do gmin związanych z partią rządzącą.
Marek Wójcik, sekretarz Związku Miast Polskich, uważa, że samorządy mają w związku z tym uzasadnione obawy, iż kryterium uznaniowości może zwyciężyć także w przyszłości.
– Nie chcę pouczać rządu, ale moim zdaniem w kwestii przyznawania finansowania rząd powinien wykazać się daleko posuniętą wrażliwością, aby w przypadku pojawienia się zarzutu o uznaniowość, mógł udowodnić, że jest odwrotnie – mówi Wójcik. Jak dodaje, na razie widzi trend, że wspierani są głównie "swoi". Ocenia, że ewentualne cięcia w rządowym programie odbiją się na całej gospodarce.
Od wielu miesięcy mówię, że rozwój gospodarki po pandemii powinien opierać się o inwestycje publiczne. Stawiając tę tezę, nie odkrywam Ameryki. To klucz do powstrzymania regresu polskiej gospodarki i zarazem klucz do rozwoju – wskazuje nasz rozmówca.
Jego zdaniem sytuacja samorządów jest o tyle trudna, że odpowiadają one w tej chwili za blisko trzy czwarte wszystkich krajowych inwestycji, ale nie mają już pieniędzy na nowe projekty, bo znajdują się pod kreską.
Niedawno zbadaliśmy sytuację naszych 354 miast członkowskich. Okazało się, że 351 z nich będzie miało w przyszłorocznym budżecie deficyt, a tylko w trzech przypadkach dochody w niewielkim stopniu przewyższać będą wydatki. Matematyka w tym wypadku jest prosta, wydatki samorządów rosną w tej chwili szybciej niż dochody – podkreśla Marek Wójcik.
Dodaje, że samorządy nie mają w tej chwili alternatywy dla Programu Inwestycji Strategicznych w ramach Polskiego Ładu. Powód? – W momencie, gdy nie ma środków z KPO, ani z Funduszu Spójności, nie ma innego źródła finansowania inwestycji – wyjaśnia.
Eksperci: inwestycje to ostatni obszar do szukania oszczędności
Kamil Sobolewski, główny ekonomista Pracodawców RP, uważa, że rezygnacja z samorządowych inwestycji to najgorszy sposób na szukanie oszczędności, zwłaszcza kryzysie.
Inwestycje tworzą potencjał wytwórczy w gospodarce i przyczyniają się do wzrostu gospodarczego i zmniejszenia niedoboru produktów i usług, co pomaga w walce z inflacją. Są więc ostatnim obszarem, w którym powinno się dokonywać cięć – komentuje.
Dodaje, że rząd nie powinien więc ciąć wydatków, które umożliwiają zwiększenie produkcji. To o tyle istotne, że im mniej będzie produktów i usług, tym inflacja będzie wyższa.
Piotr Soroczyński, główny ekonomista Krajowej Izby Gospodarczej, zwraca uwagę na inny problem. Według niego w obecnej sytuacji rządowi będzie coraz trudniej dzielić sprawiedliwie dostępne środki.
Kolejną sprawą jest kwestia kalkulacji politycznej, czyli podejmowania decyzji, kto w momencie cięcia kosztów ma dostać pieniądze, a kto nie. To odwieczny problem, bo na końcu pojawia się pytanie, według jakiego klucza należy rozdzielać pieniądze. Z drugiej strony, trzeba mieć świadomość, że jeżeli będzie ich teraz mniej, to każdy, kto nie dostał wsparcia, może czuć się poszkodowany – mówi.
Ekspert zwraca także uwagę, że jeżeli spadnie liczba inwestycji, to najpierw zmaleje popyt związany z ich realizacją, ale w dalszej kolejności spadnie także PKB, ze względu na niższą zdolność gospodarki do wytwarzania towarów i usług.
BGK: na realizację czeka ponad 3,5 tysiąca inwestycji
Przygotowując artykuł, wysłaliśmy pytania do resortu rozwoju oraz Banku Gospodarstwa Krajowego. Zapytaliśmy m.in. o to, ile pieniędzy zostało wydanych w ramach Programu Inwestycji Strategicznych, a także jaka jest wartość promes inwestycyjnych.
W odpowiedzi BGK poinformowało, że w pięciu rozstrzygniętych edycjach programu samorządom przyznano dofinansowanie dla 11 tys. inwestycji na kwotę ponad 63 mld zł. "Spośród wniosków z pierwszej edycji mniej niż 1 proc. inwestycji, które otrzymały dofinansowanie, nie ogłosiło postępowania w wymaganym terminie 9 miesięcy od otrzymania promesy" – informuje bank.
BGK podaje także, że w tej chwili na realizację czeka ponad 3,5 tysiąca inwestycji na łączną kwotę blisko 20 mld zł. Samorządy podpisały już umowy z wykonawcami, co oznacza, że część z nich jest w trakcie realizacji. "Działania, które prowadzi BGK w Programie Inwestycji Strategicznych to czynności bankowe podlegające tajemnicy na mocy prawa bankowego. Dlatego nie możemy udzielać szczegółowych informacji dotyczących statusu realizacji inwestycji" – informuje BGK.
Agnieszka Zielińska, dziennikarka money.pl
Jeśli chcesz być na bieżąco z najnowszymi wydarzeniami ekonomicznymi i biznesowymi, skorzystaj z naszego Chatbota, klikając tutaj.