Od piątku 24 maja mieszkańcy Sopotu płacą więcej za wodę i odprowadzanie ścieków. Cena za metr sześcienny wody wzrosła o 1,27 zł do poziomu 4,90 zł brutto, natomiast opłata za odprowadzenie metra sześciennego ścieków poszła w górę o 1,58 zł i wynosi 8,35 zł brutto. Oznacza to podwyżki o ok. 30 proc.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Rachunki w Sopocie wzrosną o 11 zł
Zielone światło dla podwyżek dały Wody Polskie, państwowe przedsiębiorstwo, do którego obowiązków należy m.in. zatwierdzanie tary. Biuro prasowe spółki Aqua Sopot, która odpowiada za wodociągi, w rozmowie z money.pl wylicza, jak przełoży się to na rachunki.
Zgodnie z danymi GUS przeciętny mieszkaniec Sopotu zużywa 3,67 m3 wody na miesiąc. Statystycznie w 3-osobowej sopockiej rodzinie rachunek za wodę i ścieki wzrośnie na każdego domownika miesięcznie o ok. 11 zł - prognozuje spółka.
Wynika to z następujących wyliczeń: Obowiązująca do 23 maja 2024 r. cena brutto za 1 m3 wody i ścieków wynosiła 10,27 zł brutto. Przy statystycznym zużyciu (3,67 m3) daje to rachunek rzędu 37,7 zł. Od 24 maja 2024 r. cena brutto za jeden metr sześcienny wody i odprowadzania ścieków w Sopocie wynosi łącznie 13,25 zł brutto, co daje 48,62 zł. Oczywiście przy większej skali zużycia skala podwyżek będzie większa. Według danych GUS przeciętne zużycie wody na mieszkańca waha się od 3 do 4,5 metrów sześciennych na miesiąc.
Jak informuje serwis Trojmiasto.pl, jest to pierwsza podwyżka opłat za wodę i ścieki w Sopocie od 2021 roku, kiedy miasto podjęło decyzję o samodzielnym zarządzaniu miejską siecią wodociągowo-kanalizacyjną, rezygnując z usług ówczesnego operatora Saur Neptun Gdańsk.
Władze Sopotu tłumaczą obecną podwyżkę niezależnymi od miasta czynnikami, takimi jak wysoka inflacja, między innymi rosnące ceny energii i koszty oczyszczania ścieków, a także podniesienie pensji minimalnej. Jak na razie władze sąsiednich miast - Gdańska i Gdyni nie zdecydowały się na podniesienie cen.
PiS mówił, że "woda jest powszechnym dobrem". I tłamsił podwyżki
Podwyżki cen za wodę i ścieki są sukcesywnie wprowadzane w wielu polskich miastach. Już w lutym 2023 roku ówczesny wiceprezes Wód Polskich Paweł Rusiecki wyjaśniał, że wnioski o zmianę taryf złożyła co trzecia polska gmina. W 150 przypadkach podwyżki zaakceptowano. W ponad 300 odrzucono.
Kluczowy jest jednak inny fakt. W minionym, wyborczym roku, skala podwyżek nie była duża, sięgała maksymalnie 10 proc. Wynikało to z polityki rządu przyjętej w roku 2022.
- Jako rząd nie możemy dopuścić do podwyżek cen za media, jeśli nie są one niezbędne. Dzięki rządowemu wsparciu dla samorządów stawki opłat nie powinny wzrosnąć. Samorządy powinny stosować dopłaty lub bilansować rosnące koszty, aby pozostawić ceny wody i ścieków na obecnym poziomie – mówił ówczesny wiceszef resortu infrastruktury Marek Gróbarczyk.
Zapewniał, że wszelkie wnioski o podwyżki będą traktowane przez Wody Polskie bardzo restrykcyjnie. - Tak, aby nie dopuścić do wzrostu cen wody - przekonywał.
Rozwiązania, które mogą zastosować samorządy, w postaci dopłat do wody lub zbilansowania kosztów, które wzrastają, powinny służyć właśnie temu, żeby ceny wody i ścieków nie wzrastały, co pozwoli ograniczyć inflację i pomoże mieszkańcom. To ważne, gdyż woda jest powszechnym dobrem, które nie powinno być drogie dla zwykłych ludzi - mówił wiceminister Gróbarczyk.
Po wyborach ceny zaczęły rosnąć mocniej
Już po ubiegłorocznych wyborach presja na to, by podwyżki były jak najmniejsze, najwyraźniej zmalała. I tak w Łodzi w kwietniu tego roku cenę za wodę i ścieki podniesiono z 8,89 na 12,01 zł, co oznacza wzrost o ok. 35 proc. Ok. 36 proc. więcej płacą od stycznia mieszkańcy Płocka. W Radomiu wprowadzona niedawno podwyżka sięgnęła 15 proc.
Nie wszędzie podwyżki są tak dotkliwe. W Gorzowie Wielkopolskim sięgnęły ok. 5 proc., podobnie w Poznaniu, gdzie miejscy rajcy zapewniali, że wzrost przełoży się na rachunki wyższe o 6 zł. W Oświęcimiu z kolei podwyżka sięgnęła 2,5 proc. Tam, gdzie wprowadzenie wyższych taryf jest dopiero planowane, ceny też nie zawsze dramatycznie pójdą w górę - na przykład w Szczytnie ma to być ok. 10 proc.
Rząd zapewniał, że podwyżek nie będzie
W kwietniu temat podwyżek cen za wodę był tematem spięcia w Sejmie. Podczas posiedzenia Buda, były minister rozwoju, postawił zarzut obecnemu szefowi resortu infrastruktury Dariuszowi Klimczakowi.
- Nie ma w zasadzie rachunku, który by nie został podwyższony w ostatnich kilku miesiącach. Został jeden – (dotyczący - przyp. red.) wody. Ale okazuje się, że pan Dariusz Klimczak chce uwolnić ceny wody i również ceny wody podskoczą o kilkadziesiąt procent - mówił. - Jeżeli Wody Polskie nie będą podejmować decyzji ws. podwyżki cen wody, samorządy będą po wyborach ceny wody podnosić - alarmował.
Klimczak oskarżenia stanowczo odrzucał.
Rząd nie przewiduje żadnych podwyżek wody. Planujemy zdecentralizować zarządzenie wodami. Polaków nie czekają żadne podwyżki wody i pan powinien przestać kłamać - grzmiał z mównicy minister.
"Samorządy doszły do ściany"
Jednak fala podwyżek rachunków za wodę naprawdę może ruszyć - choć możliwe, że ich skala będzie ograniczona.
Ministerstwo Infrastruktury chce bowiem, by to rady gmin miały kompetencje do zatwierdzania taryf za te usługi, a nie Wody Polskie - jak to ma miejsce obecnie. Nie oznacza to jednak pełnej swobody w tym zakresie. Wody Polskie zachowałyby prawo do ingerencji w przypadku, gdy podwyżka przekroczy poziom 15 proc. Dla części samorządów taki limit może stanowić poważne ograniczenie, bo niektóre z nich oceniają, że przez sytuację rynkową uzasadnione byłyby większe podwyżki. Dlatego część władz lokalnych postuluje całkowite wyłączenie Wód Polskich z procesu kształtowania cen wody i ścieków.
Dwa tygodnie temu Leszek Świętalski, pełniący funkcję dyrektora Biura Związku Gmin Wiejskich RP, w rozmowie z money.pl stwierdził, że odgórne ograniczanie skali podwyżek nie jest dobrym rozwiązaniem.
Absurdem jest to, że podwyżki nie będą mogły przekroczyć 15 proc. Podwyżki nie są żadnym widzimisię, opierają się na konkretnych danych księgowych, budżetowych, nakładach na bieżące inwestycje. W niektórych gminach wystarczy więc 3-4 proc. podwyżki, w innych 15 proc. może być zdecydowanie za mało - wyjaśnił.
Zwrócił uwagę, że samorządy, którym Wody Polskie odmawiały zgody na podwyżki, i tak musiały sfinansować rosnące koszty. - Tam, gdzie władze lokalne nie uzyskiwały zgód na nowe taryfy, nie działo się to bez szkody dla obywateli. Samorządy musiały znaleźć pieniądze na zwiększone wydatki i pokrywały dodatkowe koszty z pieniędzy podatników ze środków, które mogły być przeznaczone na inne cele. Mieszkańcy wielu obszarów kraju to odczuli - wyjaśnił.
Przez bzdurną politykę mrożenia taryf doszliśmy do sytuacji, w której nie możemy już mówić o płynnej reakcji na wzrost kosztów. W wielu gminach ta podwyżka powinna być skokowa. Sztuczne mrożenie cen przynosi zawsze ten sam efekt. Skokowy wzrost cen. To się zawsze mści. To jest bardzo bolesne i obecny rząd ma z tym spory problem - stwierdził Leszek Świętalski.