Niemiecki przemysł motoryzacyjny wydaje się dziś mieć pozycję nie do podważenia. Europejski prymus wyprodukował w zeszłym roku 3,67 mln samochodów - blisko jedną czwartą z ok. 16 mln, które zjechały z linii produkcyjnych europejskich fabryk.
Na te dane można spojrzeć z innej perspektywy. Z tej europejskiej, Niemcy wydają się hegemonem, ale jeśli chodzi o światową produkcję, z pewnością nim nie są. Liderem globalnej produkcji, liczonej w 85 mln sztuk, są oczywiście Chiny. Państwo Środka wyprodukowało w 2022 roku ok. 27 mln aut.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Jest i inna perspektywa, która pokazuje, że większość - aż 3/4 - samochodów sprzedawanych przez niemieckie koncerny jest produkowana poza krajem. I właśnie te wyliczenia są podstawą analizy, którą opublikował tygodnik "The Economist".
Możliwe, że niemieckiej branży grozi - w dłuższej perspektywie - katastrofa. Po pierwsze liczba samochodów, które opuszczają niemieckie fabryki, jest dziś na poziomie osiąganym w latach 70. ubiegłego stulecia. Po drugie zaś pod wieloma względami sytuacja koncernów takich jak VW przypomina dziś losy gigantów zupełnie innych branż - takich jak Nokia.
"Katastrofa nie jest już nie do pomyślenia"
Jeden z najważniejszych ekonomicznych periodyków przywołuje lipcową wypowiedź nowego szefa Volkswagena. Thomas Schaefer przyznał, że jego spółka musi mierzyć się z wieloma problemami, takimi jak rosnące koszty, spadający popyt, coraz potężniejsza konkurencja. Schaefer sam zwrócił uwagę, że "stawką jest przyszłość marki". A "The Economist" dostrzega w tym podobieństwo do wypowiedzi prezesa Nokii, który w 2011 roku w podobny sposób ostrzegał własnych współpracowników przed możliwą katastrofą.
Stawianie krzyżyka na niemieckiej potędze motoryzacyjne byłoby dziś oczywiście przedwczesne. Tym niemniej, jak zauważa tygodnik, "katastrofa nie jest już nie do pomyślenia". Branża odczuwa niepokój, bo działający przez dekady model funkcjonowania zaczyna się zmieniać. Najlepiej widać to biorąc pod lupę rynek samochodów elektrycznych. Szczególnie w kontekście konkurencji z Chinami.
VW jest obecny w Państwie Środka, jednak pod względem elektryków zdobył tam zaledwie 2 proc. udziałów. Wcześniej był liderem sprzedaży aut tradycyjnych. Tymczasem Chiny nie zasypiają gruszek w popiele i nadrabiają zaległości w wyścigu na konkurencyjność. W 2022 roku wyeksportowały 3 mln pojazdów. To więcej niż Niemcy, które na zagraniczne rynki sprzedały ich 2,6 mln.
Niemiecki przemysł motoryzacyjny jest świadomy wyzwań. Nie chodzi jedynie o silniki elektryczne, ale o innowacje, które samochody elektryczne napędzają - ze sztuczną inteligencją na czele. Dziś nieodzowną częścią motoryzacji jest oprogramowanie. A tu Niemcy liderem nie są.
Branża motoryzacyjna w Niemczech zatrudnia 2,5 mln osób
Rosnąca potęga Chin, słabe wyniki sprzedaży (również w Chinach) i spadający popyt, skłaniają branżę co zadawania pytań o nieco dalszą przyszłość. A "The Economist" wylicza koszty ewentualnego upadku. Bezpośrednio w niemieckiej branży moto zatrudnionych jest 900 tys. osób, czyli ok. 2 proc. siły roboczej. Wystarczy jednak uwzględnić dostawców i firmy powiązane z branżą i liczby robią się znacznie bardziej dramatyczne. Na rzecz sektora pracuje bowiem w Niemczech ok. 2,5 mln osób, czyli ponad 5 proc. zatrudnionych. Branża odpowiada też za sporą część nakładów brutto na środki trwałe, 42 proc. wydatków na badania i rozwój w przemyśle wytwórczym, 50 proc. zgłoszeń patentowych.
Te suche liczby wyglądają znacznie bardziej dramatycznie, jeśli odnieść je do poszczególnych regionów. W Dolnej Saksonii liczba zatrudnionych przez VW sięga 130 tys. osób, produkcja prowadzona jest w pięciu ośrodkach. W sąsiedniej Turyngii, gdzie przemysł na taką skalę nie działa, w sondażach poparcia politycznego przewodzi skrajnie prawicowa Alternatywa dla Niemiec (AfD) - podkreśla dziennik.
Niemiecka gospodarka pokrywa się rdzą
Na problemy niemieckiej gospodarki przed kilkoma tygodniami uwagę zwracał też Politico. Z analizy portalu wynika, że bycie liderem w dziedzinie silników spalinowych, które odchodzą do przeszłości, już nie wystarczy. Dezindustrializacja stała się na tyle realna, że bez fundamentalnego przebudowania modelu gospodarki niemiecki przemysł może długo nie odzyskać dawnej formy.
Skutki mogą być zbliżone do tych, które dotknęły północo-wschodnią cześć Stanów Zjednoczonych. "Rust Belt", czyli pas rdzy, objął Michigan, Indianę, Ohio i Pensylwanię. Przemysł ciężki, który w tych rejonach przez dekady był motorem rozwoju, zardzewiał. Niemcy może spotkać podobny los, o ile czegoś nie wymyślą.
Dane pokazują, że katastrofy, jak na razie, udaje się uniknąć. Ostatni odczyt dotyczący PMI dla przemysłu wskazał na odbicie. 39,1 pkt odnotowane w lipcu to wciąż wynik bardzo zły, ale lepszy od osiągniętego miesiąc wcześniej - 38,8 pkt. Nie da się jednak ukryć, że taki odczyt wskazuje na dekoniunkturę. By można mówić o wzroście, musiałby przekroczyć wartość 50 punktów. I właśnie taką wartość miał jeszcze miesiąc temu niemiecki PMI dla usług. Wynosił całkiem solidne 52,3 pkt.
Najnowszy odczyt, zaprezentowany we wtorek, dowiódł, że coś w niemieckiej maszynie się zacina. PMI dla usług wyniósł w lipcu 47,3 proc. Niemiecka gospodarka ma więc - jak pisaliśmy - głowę pod wodą i jak na razie niewiele wskazuje, że to się zmieni.
Robert Kędzierski, dziennikarz money.pl