- Jeszcze do niedawna byliśmy szczęśliwą i kochającą się rodziną. Mieliśmy plany i marzenia. Zawsze dążyliśmy do tego, aby zapewnić jak najlepszą przyszłość naszym dzieciom. Cinkciarz zmienił nasze życie w piekło - zaczyna rozmowę z naszą redakcją Dawid Marciniak, klient internetowego kantoru, który jest mu winien około pół miliona złotych.
To pieniądze przeznaczone na budowę domu w Polsce. Precyzyjniej - we wsi Nieżywięć położonej w gminie Człuchów (województwo pomorskie), w sąsiedztwie Parku Narodowego Bory Tucholskie. 2,5 godziny drogi samochodem z Ustki i tyle samo z Gdańska. Poszukiwania działki trwały długie miesiące. Marciniakom pomagała rodzina.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Za pracą do Holandii
Od 14 lat Marciniakowie mieszkają w Holandii. Dawid pracuje w firmie Ter Laak Orchids, gospodarstwie braci Eduarda i Richarda ter Laaków specjalizującym się w doniczkowej uprawie storczyków z rodzaju falenopsis (8 mln sztuk rocznie) - rekrutuje pracowników. Paulina - w sklepie odzieżowym C&A. Wspólnie wychowują dwoje dzieci: 5-letniego chłopca i 3-letnią dziewczynkę.
Decyzja o wyprowadzce za granicę nie była trudna. - Miałem trudny start w dorosłe życie. Po skończonym technikum handlowym nie mogłem znaleźć pracy i wyjechałem do Holandii - wspomina Dawid. - Na powrót do Polski tak naprawdę zdecydowaliśmy się po narodzinach Kuby. Był to rok 2019. Potrzebowaliśmy jednak czasu, aby się do tego przygotować - dodaje.
Aby kupić ziemię w Polsce, Marciniakowie musieli pożyczyć pieniądze. Zadłużyli się w holenderskim banku. Proces kredytowy - wspomina Dawid - był żmudny i trudny, ale zakończył się sukcesem.
Gdy mieli już działkę, zaczęli projektować dom. Ich wyobrażenia na plany przełożył lokalny architekt. - To prawda, projektowaliśmy ten dom. To projekt indywidualny na podstawie koncepcji pana Dawida. Uzyskaliśmy wszelkie pozwolenia, w grudniu mieli ruszać z budową - mówi inż. Daniel Wiśniewski, właściciel biura projektowego z Tucholi, odpowiadając na pytania money.pl.
Mieszkanie w Hadze
Pieniądze na budowę domu Marciniakowie uzyskali ze sprzedaży mieszkania w Hadze w maju tego roku. Kupili je dziewięć lat temu na kredyt. Przez te lata nieruchomość mocno zyskała na wartości, dzięki czemu spłacili hipotekę i zostało im jeszcze 145 tys. euro (około 620 tys. zł). Część tych pieniędzy przeznaczyli na urządzenie tymczasowego mieszkania w miejscowości Zoetermeer, 16 kilometrów na wschód od Hagi. Wynajęli je na czas budowy domu w Polsce. Wymagało odświeżenia i umeblowania.
W naszej rodzinie pojawiła się euforia. Plan był taki: w tym roku zaczynamy budowę domu, natomiast w przyszłym - wprowadzamy się do niego - mówi 37-latek.
Plan ten nie zakładał komplikacji. Dawid korzysta z usług Cinkciarza od trzech lat, bo jak twierdzi, kantor oferuje lepsze spready walutowe (różnica między ceną kupna a ceną sprzedaży danej waluty) niż banki. Kantor istnieje od ponad 10 lat, zyskał setki lojalnych klientów.
Przelali pieniądze do Cinkciarza i więcej ich nie zobaczyli
12 czerwca 2024 roku, czyli mniej więcej miesiąc po sprzedaży mieszkania w Hadze, Dawid przelał do portfela walutowego w aplikacji Cinkciarz 19 tys. euro.
To miało być na fundamenty - precyzuje w rozmowie z nami.
Twierdzi, że śledził wówczas notowania walut przez ostatnich sześć miesięcy. W tym czasie miał natknąć się na prognozę sugerującą umocnienie się euro wobec złotego, jeśli Donald Trump wygra wybory prezydenckie w Stanach Zjednoczonych. Rosnące szanse republikanina na zwycięstwo miały skłonić Marciniaka do wpłaty kolejnych 95 tys. euro do cyfrowego portfela Cinkciarza. Przelew zlecił 26 września. Miesiąc później dopłacił do tej puli jeszcze 860 euro, co łącznie daje kwotę 114 860 euro, czyli ok. 489 tys. złotych. Czekał już tylko na właściwy moment, żeby wymienić euro na złotówki. Pierwszy etap budowy miał ruszyć 2 grudnia.
Umówiliśmy się na wylanie fundamentu w grudniu, by wczesną wiosną zacząć budowę. Dom w stanie surowym deweloperskim mieliśmy oddać w czerwcu, najpóźniej lipcu przyszłego roku. Mowa o blisko 200-metrowym budynku szkieletowym w kształcie litery "L". Stawia się go bardzo szybko, maksymalnie w kilka miesięcy. Na prośbę Dawida wstrzymaliśmy pracę. Powiedział nam, że został okradziony - mówi money.pl Arkadiusz Golak z firmy Gold House.
Chwila prawdy
12 listopada Dawid wymienił w kantorze Cinkciarza 18 390,80 euro na 80 tys. zł. Następnie zlecił wypłatę tych pieniędzy na swój rachunek bankowy w Aliorze. Mijały kolejne dni, a pieniędzy nadal nie było na koncie.
- Skontaktowałem się z infolinią Cinkciarza. Usłyszałem, że firma boryka się z problemami technicznymi, spowodowanymi pozbawieniem ich licencji przez Komisję Nadzoru Finansowego - mówi. Jeszcze tego samego dnia, 20 listopada, Dawid zlecił wypłatę 96 114,98 euro z portfela Cinkciarza na rachunek walutowy w Aliorze, ale te pieniądze również nie wpłynęły na konto.
- Wtedy zaczął się nasz dramat - mówi Marciniak, jednocześnie przekonując, że wcześniej nie miał pojęcia o problemach Cinkciarza. Dopiero wtedy miał zacząć szukać w internecie informacji o tym, co dzieje się z kantorem. Nie rozumie, dlaczego się nie natknął się na nie wcześniej, przecież śledził rynek walutowy.
Artykuły o kłopotach Cinkciarza w polskich mediach pojawiły się we wrześniu. Wcześniej klienci alarmowali na forach internetowych, że firma ma opóźnienia w wypłatach. 2 października, po uprzedniej kontroli, KNF zakomunikowała, że Conotoxia, siostrzana spółka Cinkciarza, straciła licencję na usługi płatnicze, zaznaczając w oficjalnym komunikacie, że firma nadal może świadczyć usługi wymiany walut w internecie. Bowiem nie jest to działalność regulowana i nadzorowana przez KNF.
Pasmo problemów
Przez ostatnie tygodnie Dawid Marciniak próbował wszystkiego, aby odzyskać pieniądze. Kontaktował się z Cinkciarzem, który zaproponował mu ugodę: spłatę wierzytelności wraz z odsetkami w ciągu 18 miesięcy, licząc od momentu podpisania umowy. To jednak nie urządza Marciniaków. Jeśli nie dotrzymają terminów umownych z dostawcą prądu i gazu, grożą im kary.
Najpóźniej do końca maja przyszłego roku Marciniakowie muszą rozliczyć się z Belastingdienst, holenderskim urzędem skarbowym. Obawiają się horrendalnego podatku od wzbogacenia się, jeśli pieniędzy ze sprzedaży mieszkania w Hadze nie zainwestują w nieruchomość.
Według Kancelarii Jabłońscy, do której zwróciliśmy w sprawie Marciniaków, małżeństwo nie zapłaci podatku dochodowego od zysku ze sprzedaży mieszkania, jeśli było ono ich głównym miejscem zamieszkania. Jeśli by nie było, dochód mógłby zostać opodatkowany w ramach Box 3 - to jedna z trzech kategorii podatkowych dla dochodów osobistych, podlegających opodatkowaniu w Holandii. Przy majątku netto w wysokości 145 tys. euro, szacowany podatek wyniósłby około 479 euro.
Nie uspokoiło to Marciniaków. Nauczeni doświadczeniem pary znajomych z Holandii, obawiają się wysokiego podatku.
Ponad 800 "Marciniaków"
Dawid Marciniak powiadomił e-mailowo policję oraz Prokuraturę Regionalną w Poznaniu, która prowadzi śledztwo w sprawie Cinkciarza z zawiadomienia KNF. Zawiadomienie to wpłynęło do prokuratury 3 października w związku z podejrzeniem popełnienia przestępstwa oszustwa w ramach świadczenia usług internetowej wymiany walut. Śledztwo wszczęto o czyn z art. 286 par. 1 kk. i inne. To oszustwo majątkowe, za które grozi do ośmiu lat więzienia.
- Na chwilę obecną wpłynęło ponad 800 zawiadomień od osób pokrzywdzonych, dotychczas czynności przeszukania zostały wykonane w siedzibie podmiotów pozostających w zainteresowaniu śledztwa, a treść zabezpieczonej dokumentacji, jak również treść danych, które zostały zabezpieczone w postaci elektronicznej, podlega aktualnie analizie w toku śledztwa - mówi money.pl Anna Marszałek, rzeczniczka Prokuratury Regionalnej w Poznaniu.
Z uwagi na dobro prowadzonego postępowania, prokuratura nie ujawnia szczegółów dotyczących śledztwa.
Według Marciniaka śledczy nie odpowiedzieli na jego wiadomość ze szczegółowym opisem sprawy. Wcześniej skontaktował się telefonicznie z KNF, gdzie automatyczna sekretarka podała mu adres e-mail, pod który wysłał zgłoszenie. W odpowiedzi został poinformowany, że KNF nie nadzoruje działalności kantorowej Cinkciarza i powinien zgłosić się do organów ścigania.
Maraton po urzędach i setki skarg
Nie poprzestał na tym. Marciniak skontaktował się też z Rzecznikiem Finansowym (RF), gdzie poproszono go, żeby złożył "wniosek o podjęcie interwencji z podmiotem rynku finansowego, w związku z nieuwzględnieniem roszczeń w trybie reklamacyjnym".
- W odpowiedzi na to pismo urzędnicy poinformowali mnie, że nie są w stanie mi pomóc i zasugerowali postępowanie cywilne - twierdzi Marciniak. Money.pl skontaktował się z biurem prasowym RF. Dowiedzieliśmy się, że od września do grudnia wpłynęło 66 wniosków interwencyjnych oraz 76 pytań e-mailem.
- Najwięcej wniosków odnotowaliśmy w październiku. Obecnie obserwujemy zmniejszenie liczby zgłoszeń w tej sprawie - informuje nas Maciej Sawa z biura prasowego RF.
Urzędnik podkreśla, że możliwości RF są ograniczone. Zakres działalności Cinkciarza oraz cofnięcie zezwolenia na świadczenie usług płatniczych powiązanej z nim spółce Conotoxia, w większości przypadków nie pozwala RF traktować tej firmy jako podmiotu rynku finansowego. Niemniej - podkreśla Sawa - każdy wniosek składany do RF jest indywidualnie badany i nie pozostanie bez odpowiedzi.
- Właściwe narzędzia nadzorcze i dyscyplinujące w zakresie działalności tych podmiotów posiadają przede wszystkim KNF oraz UOKiK. Rzecznik jest w bieżącym kontakcie z tymi podmiotami - wskazuje Sawa.
Z prośbą o komentarz zwróciliśmy się więc do Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów. W odpowiedzi biura prasowego czytamy, że skargi konsumenckie na Cinkciarza/Conotoksię w większej ilości zaczęły napływać do UOKiK w październiku po informacjach medialnych dotyczących problemów tego przedsiębiorcy.
"Aktualnie mamy ich ponad 300, konsumenci wskazują na brak realizacji przelewów i utrudniony kontaktu z firmą. Już po pierwszych pojedynczych sygnałach z lipca i sierpnia podjęliśmy działania i sprawdzamy praktyki spółki w postępowaniu wyjaśniającym" - informuje Maciej Chmielowski z UOKiK w odpowiedzi na pytanie money.pl o liczbę zgłoszeń.
Instytucje finansowe rozkładają ręce
UOKiK wyjaśnia, czy mogło dojść do naruszenia zbiorowych interesów konsumentów. Chmielowski zaznacza, że UOKiK nie ma uprawnień do pomocy konsumentom w indywidualnych sprawach. Wskazuje, że taką pomoc mogą bezpłatnie uzyskać od miejskich lub powiatowych rzeczników konsumentów.
Jeśli przelew środków został skierowany do podmiotu Conotoxia, UOKiK sugeruje kontakt z Rzecznikiem Finansowym oraz Urzędem Komisji Nadzoru Finansowego. Jeśli zaś przelew zlecono na konto Cinkciarza, wówczas pozostają środki dochodzenia roszczeń na drodze sądowej. UOKiK poleca skierowanie do przedsiębiorcy reklamacji, a następnie przedsądowego wezwania do zapłaty. W przypadku Marciniaków te działania nie poskutkowały. Na prawnika z kolei ich nie stać.
- Wiedząc, że nie mogę liczyć na pomoc żadnej z państwowych instytucji, skontaktowałem się z dwoma różnymi kancelariami adwokackimi. W obu przypadkach usłyszałem to samo: ze względu na wysoką kwotę, którą chcę, aby Cinkciarz mi zwrócił, koszt usługi to ponad 10 tys. zł netto plus koszty postępowania sądowego w powództwie cywilnym, które są liczone w wysokości 5 proc. wartości roszczenia. W naszym przypadku to ponad 25 tys. zł. Do tego dochodzą jeszcze inne koszty, jak m.in. wezwanie do zapłaty, co daje nam kwotę ponad 40 tys. zł. Niestety, nie dysponujemy taką kwotą, ponieważ wszystkie nasze pieniądze są w portfelu Cinkciarza - wyjaśnia Marciniak.
Ponadto kancelarie miały go poinformować, że w przypadku ogłoszenia upadłości przez Cinkciarza, powinien liczyć się z tym, że może nie odzyskać żadnych pieniędzy.
Cinkciarz przeprasza i szuka winnych
Zarząd Cinkciarza przeprasza i zapewnia, że wszystkie transakcje wymiany walut zostaną zrealizowane.
Bardzo przepraszamy wszystkich klientów, w tym Pana Dawida, za opóźnienia. Nieustannie pracujemy nad tym, aby przywrócić pełną funkcjonalność - czytam odpowiedzi na prośbę money.pl o komentarz.
Za swoje kłopoty firma wini banki, które rzekomo miały celowo opóźniać realizację transakcji, co z kolei miało doprowadzić do utraty płynności finansowej Cinkciarza. Obrywa się również KNF, która odebraniem licencji miała cios zadać w sam fundament działalności firmy, która z działalności kantorowej rozrosła się do płatniczej, pożyczkowej i inwestycyjnej.
"To nie koniec naszej walki. Nie pozwolimy, by urzędnicy bezkarnie niszczyli innowacyjne polskie firmy i narażali klientów na straty. Działania KNF oraz pracowników muszą zostać rozliczone, a ich konsekwencje - w pełni naprawione. Zrobimy wszystko, co w naszej mocy, aby odzyskać zaufanie klientów" - deklaruje spółka.
O ile banki nie wypowiadają się na temat zarzutów Cinkciarza kierowanych pod ich adresem, o tyle KNF nie ma przed tym oporów. Według urzędu nadzoru oskarżenia spółki o rzekome nieprawidłowości w postępowaniu KNF to próba odwrócenia uwagi poszkodowanych klientów i przerzucenia odpowiedzialności na innych.
Magia świąt
Marciniakowie tracą nadzieje na odzyskanie swoich pieniędzy. Ich ostatnią deską ratunku, uważa Dawid, są media.
- Nie wyobraża sobie pani, za jak wielkim dramatem naszej rodziny stoi Cinkciarz. Uświadomiłem sobie, że stałem się bezsilny w swoich staraniach odnośnie odzyskania tych pieniędzy, stąd kontakt z money.pl. Wielokrotnie słyszałem, że podczas Świąt Bożego Narodzenia dzieją się cuda i mam nadzieję, że tak też będzie w naszym przypadku - podsumowuje.
Karolina Wysota, dziennikarka money.pl