Według danych opublikowanych przez GUS, w lutym 2024 roku przeciętne wynagrodzenie brutto w sektorze przedsiębiorstw osiągnęło poziom 7 978,99 zł. W porównaniu do lutego ubiegłego roku oznacza to wzrost aż o 12,9 proc., a w zestawieniu ze styczniem 2024 - o 2,7 proc. Dane te zaskoczyły wielu ekonomistów, którzy spodziewali się wolniejszego tempa wzrostu płac. Inna wartość jest tu bowiem kluczowa.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
PKO: Realny wzrost płacy największy w historii
Ekonomiści PKO zwracają uwagę, że wzrost przeciętnego wynagrodzenia w ujęciu realnym przyspieszył w lutym do najwyższego w historii poziomu 9,9 proc., rok po najgłębszym spadku realnych płac od transformacyjnej recesji i hiperinflacji z początku lat 90-tych.
Ich zdaniem olbrzymia skala podwyżki płacy minimalnej (21,5 proc. rok do roku) spłaszcza siatkę wynagrodzeń, generując presję płacową wśród pracowników nieobjętych płacą minimalną.
Wygląda na to, że efekty podwyżki płacy minimalnej w postaci podwyższonej presji płacowej będziemy obserwować jeszcze w kolejnych miesiącach - oceniają analitycy PKO.
Wskazują, że oddziaływanie wyższej płacy minimalnej zaczyna być widoczne w budownictwie, gdzie wzrost wynagrodzeń od początku roku utrzymuje się powyżej średniej dla całego sektora przedsiębiorstw.
Jednocześnie, jak zauważają ekonomiści PKO, przeciętne zatrudnienie w lutym spadło o 0,2 proc. rok do roku, a skala jego redukcji była nieco większa niż zakładano. Pozytywnie oceniają natomiast wpływ wzrostu wynagrodzeń w ujęciu realnym na nastroje konsumentów. "Solidny realny wzrost płac stanowi istotny fundament naszego przekonania, że 2024 przyniesie wyraźne odbicie realnej dynamiki konsumpcji" - podsumowują.
Analitycy komentują dane o wynagrodzeniach. "Astronomiczne poziomy"
Zaskakująco dobre dane na temat wynagrodzeń wywołały falę komentarzy wśród innych analityków. "Płace w lutym wzrosły o 12,9 proc., bijąc konsensus na głowę" - zauważają ekonomiści mBanku. Ich zdaniem rozpęd płac nie słabnie, a nawet można zaryzykować tezę, że nabiera tempa. Jednocześnie przestrzegają:
Cieszmy się kochać spadającą inflację, bo zaraz zacznie rosnąć.
Podobnego zdania jest Mikołaj Raczyński z PORTU, który wskazuje, że "skala wzrostu płac realnych osiągnęła w ostatnim czasie astronomiczne poziomy". Zwraca jednak uwagę, że taka sytuacja nie może utrzymać się w dłuższym terminie. "Płace realne powinny konwergować z czasem do wzrostu produktywności w gospodarce. Kluczowe pytanie, to którym kanałem nastąpi dostosowanie – spowolnieniem wzrostu płac, czy ponownym wzrostem inflacji" - zauważa.
Polski Instytut Ekonomiczny podkreśla z kolei, że "rynek pracy pozostał w lutym w bardzo dobrej kondycji".
Jak czytamy w komentarzu PIE, "ze względu na szybki spadek inflacji siła nabywcza pensji jest obecnie ok. 10 proc. wyższa niż przed rokiem – to najlepszy wynik od ponad 10 lat".
Dobre wyniki innych wskaźników makroekonomicznych
Analityk XTB Mateusz Czyżkowski zwraca uwagę, że pozytywnie zaskoczyły też inne wskaźniki makroekonomiczne. Produkcja przemysłowa wzrosła w lutym o 3,3 proc. rok do roku, podczas gdy spodziewano się wzrostu o 2,6 proc. Inflacja PPI spadła natomiast mocniej od oczekiwań, do poziomu -10,1 proc. r/r.
"Opublikowane dane wskazują na siłę polskiej gospodarki, a tym samym może stanowić czynnik wspierający utrzymywanie jastrzębiej polityki monetarnej RPP" - ocenia Czyżkowski. Zaznacza jednak, że "relatywnie jastrzębie podłoże dzisiejszych danych nie zdołało wykreować odbicie na parach związanych z polskim złotym", który traci pod naporem silnego dolara.
Monika Kurtek, główny ekonomista Banku Pocztowego, podkreśla, że lutowe dane pokazują utrzymujące się od miesięcy trendy na rynku pracy. "Płace rosną w bardzo szybkim tempie, nie tylko w ujęciu nominalnym, ale także coraz szybciej w ujęciu realnym, zatrudnienie zaś notuje nieznaczne spadki" - wskazuje. Jej zdaniem nie ma wątpliwości, że rynek pracy będzie wspierał przyspieszenie konsumpcji i wzrostu gospodarczego w tym roku. "Dynamika PKB w 2024 r. ma szansę zbliżyć się do 4,0 proc." - prognozuje Kurtek.
Santander zauważa z kolei, że płace w lutym wyraźnie zaskoczyły w górę i przyspieszyły do 12,9 proc. r/r z 12,8 proc. r/r w styczniu, przewyższając zarówno konsensus rynkowy (11,5 proc. r/r), jak i prognozę banku (12,0 proc. r/r). Było to drugie mocne zaskoczenie z rzędu. Niespodzianka wynikała głównie z wyższych wypłat w przetwórstwie przemysłowym i handlu, ale dobre wyniki odnotowano też w budownictwie i sektorze informacji/komunikacji.
Ekonomiści Santandera zastanawiają się, czy mocny wzrost płac w lutym to opóźniony efekt podwyżek płacy minimalnej w styczniu. Jednak zachowanie poszczególnych sektorów daje ich zdaniem mieszane sygnały na ten temat. Realny wzrost płac przyspieszył natomiast do 9,8 proc. r/r z 8,8 proc. r/r w styczniu, co jest najwyższym wynikiem od lat 90-tych. Bank oczekuje, że wzrost płac pozostanie silny w tym roku, ze względu na ożywienie gospodarki i napięty rynek pracy.
Szybki wzrost płac. To może nakręcić groźne zjawisko
Chociaż szybki wzrost płac cieszy pracowników, ekonomiści zwracają uwagę na rosnące ryzyko pojawienia się spirali płacowo-cenowej. Zjawisko to polega na samoczynnym mechanizmie dostosowania cenowego, który ma na celu zabezpieczenie realnej wartości dochodów. Wzrost płac powoduje, że rosną koszty pracy ponoszone przez przedsiębiorców. To skłania ich do podnoszenia cen, co z kolei powoduje kolejny wzrost żądań płacowych pracowników, chcących utrzymać siłę nabywczą swoich pensji.
Problem polega na tym, że podnoszenie wysokości wynagrodzeń i cen w sklepach czy punktach usługowych mogą iść ze sobą w parze i nakręcać się bez końca. Spirala inflacyjna może być znacznie bardziej niebezpieczna dla krajowej gospodarki od samej inflacji, nawet galopującej. Rosną bowiem wynagrodzenia, ale ich realny wzrost wcale nie następuje, bo poziom inflacji jest bardzo wysoki.
Z problemem mieliśmy do czynienia w szczególności w roku 2022. Eksperci wkazywali wówczas, że do spirali inflacyjnej przyłożył się rząd w ramach formułowanych tarcz antykryzysowych oraz wspomagania Polaków tarczami antyinflacyjnymi czy obniżaniem podatków. Wszystkie te programy były celowane w bardzo szerokie grupy rodaków, a nie punktowo dla najbardziej potrzebujących.
Wśród zagrożeń związanych ze spiralą płacowo-cenową na pierwszym miejscu wymieniany jest spadek wartości pieniądza w czasie. Ten sam banknot stuzłotowy jest wart mniej na koniec roku niż na początku, jeśli cały czas trwa inflacyjna spirala. Taka sytuacja nie może trwać w nieskończoność, ponieważ wpłynie to na poziom życia każdego z nas. Inflację trzeba zatrzymać, ale działania rządu temu nie służą - przestrzegają ekonomiści.