Przypomnijmy: według raportu "Poverty Watch 2021" przygotowanego przez Polski Komitet Europejskiej Sieci Przeciwdziałania Ubóstwu (EAPN Polska) liczba osób, których dotyka skrajne ubóstwo w Polsce, zwiększyła się z 4,2 w 2019 r. do 5,2 proc w 2020 r. Oznacza to, że w ciągu roku przybyło ok. 378 tys. Polaków, którzy żyją w skrajnej biedzie, czyli poniżej 640 zł w przypadku życia w pojedynkę i 1727 zł dla rodziny czteroosobowej.
Ogółem osób żyjących poniżej minimum egzystencji, pomimo olbrzymich transferów rządowych idących w dziesiątki miliardów złotych, jest już około 2 mln. Jednak zdaniem minister Marleny Maląg polityka społeczna PiS sprawdza się, a przyczyn gorszych statystyk należy doszukiwać się w pandemii koronawirusa.
- Wzrost ubóstwa skrajnego jest przejściowy i związany z pandemią. Zamrożenie gospodarki wpłynęło na wysokość wydatków ponoszonych przez gospodarstwa domowe, a to na tej podstawie obliczany jest wskaźnik zagrożenia ubóstwem skrajnym – tłumaczyła we wtorek minister rodziny i polityki społecznej. Jak wyliczała, w ubiegłym roku zanotowano spadek wydatków gospodarstw domowych z 1252 zł w 2019 r. do 1210 zł w roku 2020, co bezpośrednio związane jest z wprowadzonymi obostrzeniami i brakiem możliwości zaspokojenia potrzeb wydatkowych.
- Mówiąc wprost, gospodarstwa domowe w okresie pandemii wydawały mniej, ponieważ część sklepów, restauracji czy punktów usługowych była zamknięta. Warto także zaznaczyć, że gospodarstwa ubogie to w dużej mierze gospodarstwa emerytów, rencistów i rodzin o niższych kompetencjach cyfrowych, co jest warunkiem koniecznym do korzystania z elektronicznych kanałów sprzedaży towarów i usług - mówiła Marlena Maląg. Jej zdaniem wzrost skrajnego ubóstwa nie będzie się już pogłębiał.
Eksperci wiedzą mniej niż minister
Czy tak faktycznie będzie? Zapytaliśmy o to m.in. Piotra Kurowskiego, eksperta z Instytutu Pracy i Polityki Społecznej, który przygotowuje dla Głównego Urzędu Statystycznego wskaźniki dotyczące minimum egzystencjalnego oraz minimum socjalnego.
Jego zdaniem trudno na razie ocenić, jaki będzie wskaźnik skrajnego ubóstwa za 2021 r. Jak tłumaczy, z jednej strony dostępność do świadczeń socjalnych w 2021 r. nie została zmieniona. Kryteria dochodu, które upoważniają najbiedniejszych do ubiegania się o pomoc socjalną, nie zostały podniesione. Eliminuje się tym samym część gospodarstw domowych - tych, które są lekko ponad tym progiem, a które zarazem dotyka rozpędzająca się w sklepach drożyzna.
Do tego świadczenia nie zostały zwaloryzowane o wskaźnik inflacji, więc siła nabywcza tych pieniędzy jest niższa. Tymczasem wydatki osób najbiedniejszych są już i tak bardzo sztywne i ograniczone do absolutnych podstaw. W minimum egzystencji 85 proc. wartości koszyka stanowią koszty utrzymania mieszkania oraz żywność.
- Nie wiemy, jak zachowywały się w 2021 r. osoby najuboższe: czy próbowały zrekompensować sobie ubytki w dochodach? Nie wiemy również, czy i jak bardzo wzrosła konsumpcja w tej grupie społecznej po otwarciu się gospodarki – wylicza w rozmowie z money.pl dr Kurowski.
Jego zdaniem możliwe są dwa scenariusze. Po pierwsze, jeśli wydatki konsumpcyjne wzrosły, to przy niezmienionym dostępie do świadczeń socjalnych możliwy jest spadek ubóstwa ustawowego, bo wówczas odsetek gospodarstw domowych wydających mniej niż progi dostępu do pomocy społecznej spada. Przy dużym wzroście wydatków zakres ubóstwa skrajnego może spaść bądź utrzymać się na poziomie z 2020 r.
- Jeśli jednak wydatki konsumpcyjne gospodarstw w 2021 r. spadną, to przy wzroście wartości minimum egzystencji oraz progów wejścia do pomocy społecznej jest możliwe, że oba wskaźniki: ubóstwo skrajne i ustawowe odnotują ponowny wzrost – ostrzega ekspert.
Ubóstwo to nie jest zjawisko przejściowe
Również prof. Ryszard Szarfenberg, przewodniczący EAPN Polska oraz wykładowca UW, który współtworzył raport o ubóstwie, tylko częściowo zgadza się z opinią minister Maląg. Wskazuje on, że na skalę skrajnego ubóstwa w 2021 r. wpłynie podwyższona inflacja.
Jak podkreśla prof. Szarfenberg, w 2021 r. ograniczenia gospodarcze wywołane pandemią ustąpiły. Osoby najuboższe miały więc większe możliwości zrekompensowania sobie ubytków w dochodach ze świadczeń socjalnych wywołanych rosnącą inflacją i brakiem waloryzacji części z nich. Dotyczy to jednak głównie osób mieszkających w dużych miastach, a nie w małych miejscowościach i na wsiach. Tymczasem gros osób najuboższych w Polsce to osoby słabo wykształcone, zamieszkujące obszary wiejskie.
Profesor przyznaje jednak, że bezrobocie w czasie pandemii nie wzrosło trzykrotnie, czego obawiano się na jej początku. Dzięki temu wzrost ubóstwa nie był skokowy, ale stosunkowo łagodny, zbliżony do tego w 2018 r.
Zdaniem prof. Szarfenberga dzięki temu, że mamy obecnie dobrą sytuację na rynku pracy, wskaźnik ubóstwa za 2021 r. nie powinien być wyższy niż w 2020 r. - Możliwe, że utrzyma się na podobnym do ubiegłorocznego poziomie – ocenia ostrożnie w rozmowie z money.pl prof. Szarfenberg.
Zapytaliśmy we wtorek resort rodziny i pracy, dlaczego minister Maląg przekonuje już teraz o przejściowej zwyżce ubóstwa w Polsce, skoro GUS opracuje dane za ten rok dopiero w połowie przyszłego roku? Czy analitycy resortu dysponują może już własnymi prognozami na ten temat? Do czasu publikacji tekstu odpowiedź jednak nie nadeszła. Opublikujemy ją, gdy tylko ją otrzymamy.
Tymczasem prof. Sławomir Słowiński, politolog z UKSW w programie WP "Newsroom" przyznał, że rząd, głosząc hasła walki z ubóstwem w Polsce, zastawił na siebie pułapkę, z której trudno będzie mu teraz wyjść.
– Taka polityka gospodarcza, którą prowadzi obóz władzy, czyli pobudzanie życia gospodarczego poprzez transfery finansowe, ma swoje granice. Pierwszą granicą jest inflacja, która uderza przede wszystkim w najuboższych – podkreślił profesor.