W poniedziałek przez Lubelszczyznę oraz Opolszczyznę przetoczyła się potężna burza. Przyniosła ze sobą opady gradu, które wyrządziły poważne szkody w uprawach. Na tyle poważne, że Zarząd Lubelskiej Izby Rolniczej (ZLIR) domaga się wprowadzenia stanu klęski żywiołowej na terenie gmin Chodel, Opole Lubelskie i Józefów nad Wisłą. Organizacja uznaje za konieczne jak najszybsze podjęcie działań pomocowych.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Rolnicy szacują straty. Te sięgają 100 procent
Zarząd Lubelskiej Izby Rolniczej zwraca uwagę, że obecny sezon obfituje w wiele niekorzystnych zjawisk pogodowych dotykających rolników w skali kraju i regionów. Przyspieszona wegetacja, a następnie znaczne ochłodzenie i kilkustopniowe mrozy wyrządziły w gospodarstwach sadowniczych i owocowych wiele nieodwracalnych szkód. Ponadto, jak wskazuje Zarząd, brak regularnych opadów zaczął coraz mocniej oddziaływać na uprawy w skali całej Polski.
Prezes Lubelskiej Izby Rolniczej Gustaw Jędrejek w rozmowie z money.pl mówi o konieczności podjęcia przez państwo pilnej interwencji. - Potwierdzam, że domagamy się wprowadzania stanu klęski żywiołowej. Straty w uprawach są ogromne - zaznacza.
Przypomina, że mrozy, które odnotowano w regionie, były bardzo silne - do -11 stopni. - To wymroziło całkowicie truskawki, drzewa. Ledwie minęło kilka tygodni i nastąpiło gradobicie takie, że niektóre plantacje zostały zniszczone niemal do zera - mówi.
Niektórzy rolnicy zostali pozbawieni dochodu na 1,5 roku. Szansę na plon mają dopiero na następną jesień. Muszą jednak ponieść wydatki. Ochronę roślin trzeba przeprowadzać na bieżąco. Te uszkodzone są narażone na patogeny, marnieją, nie wydadzą plonu w przyszłości. Rolnicy oczekują interwencji. Szczególnie ci, którzy na skutek importu owoców z Ukrainy w cenie 5 zł za kg musieli sprzedawać swoje plony po zupełnie nieopłacalnej cenie - 3,5-4 zł. -tłumaczy.
Rolnicy nie mają zdolności kredytowej. To jest barzzo niebezpieczne - wyjaśnia Gustaw Jędrejek.
Dodaje, że wielu rolników nie ma ubezpieczeń, bo firmy ubezpieczeniowe nie zawsze chcą zawierać umowy. Wyjaśnia też, że konieczne są dopłaty.
To nie mogą być groszowe rekompensaty 1000 czy 1500 do hektara, bo to żadne pieniądze. Nie przy tych kosztach - wyjaśnia.
Olbrzymie problemy rolników potwierdzają inni. Wiadomo już, że największe straty gradobicie wyrządziło w gminie Opole Lubelskie. Lokalne władze prowadzą w tej sprawie serię spotkań.
Szkody są ogromne. W niektórych regionach sięgają nawet 100 procent. Więcej będzie można powiedzieć dopiero za kilka dni, dane dopiero do nas spływają - wyjaśnia rzecznik Gminy Opole Lubelskie Krzysztof Ryczek.
Najpierw przymrozki, teraz gradobicie
Podliczanie strat zajmie trochę czasu. Władze gminy Urzędów wciąż prowadzą procedury związane z wycenieniem szkód, które zaledwie niecały miesiąc temu wyrządziły przymrozki.
- W tym tygodniu planujemy skończyć zbieranie wniosków od rolników - tłumaczy w rozmowie z money.pl Stanisław Tompolski, kierownik Referatu Rolnictwa, Gospodarki Nieruchomościami i Ochrony Środowiska.
Przymrozki, które w naszym regionie wystąpiły 23 kwietnia, wyrządziły spore szkody w uprawach sadowniczych. Szczególnie w przypadku jabłoni. Tu straty w uprawach sięgają nawet 90 proc. - wyjaśnia.
Potężna straty odczuli też plantatorzy malin, którzy stracili 60-70 proc. plonów - dodaje. - To nie wszystko, spore straty dotyczą też czereśni, porzeczek, truskawek - zaznacza.
Wyjaśnia, że w tym roku doszło do splotu bardzo niekorzystnych czynników. - Z jednej strony mieliśmy spore przymrozki - i wcześniej, i miesiąc temu. W międzyczasie było bardzo ciepło. Ta anomalia sprawiła, że wszystkie rośliny rozpoczęły okres wegetacji wcześniej. A jednocześnie zostały poważnie uszkodzone przez mrozy. Te zniszczenia pędów, które zdążyły się rozwinąć, są spore, widoczne gołym okiem - mówi.
Dodaje przy tym, że cały proces wymaga skrupulatności. - Straty nie są jednolite, bo są różnice w stanowiskach położonych od siebie o zaledwie kilkaset metrów. W jednym miejscu uszkodzenia roślin są olbrzymie, niemal tuż obok mniejsze - wyjaśnia.
- Do tej pory wpłynęło do nas 800 wniosków - wylicza.
Apel o pomoc dla poszkodowanych rolników
Organizacje rolników apeluje do władz samorządowych, administracji rządowej, ministerstwa rolnictwa, rządu, a nawet Komisji Unii Europejskiej.
Wśród postulowanych działań wymieniają m.in. doraźne wsparcie finansowe najbardziej poszkodowanych gospodarstw, zawieszenie spłaty kredytów rolniczych na okres odbudowy (2 lata) i przywrócenia produkcji, a także dotację państwa na część odsetkową rat kredytowych, udzielenie preferencyjnych kredytów pomocowych na utrzymanie płynności finansowej gospodarstw oraz zmianę założeń dotacji do ubezpieczeń rolniczych i wymuszenie na podmiotach ubezpieczeniowych korzystających ze wsparcia do ubezpieczeń z budżetu państwa uwzględniania wszystkich ryzyk szkodowych w uprawach.
Gniezno liczy straty po obwitych opadach
W poniedziałek trwająca kilka godzin ulewa wyrządziła też szkody w zupełnie innym regionie - w Gnieźnie. Co ciekawe intensywne opady deszczu i gradu dotknęły w zasadzie tylko miasto. W żadnej z dziewięciu przylegających gmin nie doszło do szkód wśród upraw - ustalił portal money.pl. W tym celu powołano już specjalny zespół. Będzie on przeprowadzał wizje lokalne w terenie.
Na tę chwilę nie ma jeszcze konkretnych liczb. - Dopóki mieszkańcy nie zgłoszą swoich problemów, to trudno oszacować straty. Zwołano sztab kryzysowy - wyjaśnia w rozmowie z money.pl rzeczniczka prasowa Monika Fifer. - Tych zdarzeń jest bardzo dużo, całość składa się na ogromny problem - wyjaśnił w poniedziałek prezydent Gniezna Michał Powałowski.
Intensywne opady miały miejsce w innych regionach kraju, m.in. w okolicach Szczecina. Ale nie tylko. Żywioł pokazał swoją moc również w Niemczech. Na południu kraju do skutków usuwania gradobicia wykorzystano pługi.
Niemiecka Służba Pogodowa w ciągu ostatniego tygodnia wielokrotnie wydawała komunikaty o zagrożeniu życia i zdrowia. Burza z piorunami i intensywnymi opadami nawiedziła w poniedziałek, niedzielę i przed weekendem.
W czwartek w samej tylko Bawarii służby zmuszone były do przeprowadzenia ponad 500 interwencji. Niektórzy mieszkańcy regionu zostali zaskoczeni intensywną nawałnicą - w jednym z miast dwoje podróżnych utknęło w podziemnym przejeździe, na pomoc ratowników musieli czekać na dachu swojego samochodu. Doszło też do lokalnych osunięć ziemi. Do pomocy w usuwaniu skutków nawałnic wykorzystano wojsko.
Robert Kędzierski, dziennikarz money.pl
Chcesz mieć wpływ na rozwój serwisu money.pl? Weź udział w badaniu