Notowania PLN względem EUR osiągnęły poziom najwyższy od … marca 2020, czyli od wybuchu pandemii.
Wszystko to może świadczyć o coraz lepszym postrzeganiu polskich aktywów przez globalny kapitał. Złotemu pomagają zarówno powyborcze nadzieje na pozyskanie unijnych środków z KPO, jak i cieplejsze rekomendacje zagranicznych banków inwestycyjnych (w ostatnich dniach "przeważanie" polskich akcji zalecił szwajcarski UBS).
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Złoty coraz mocniejszy. Kiedy się zatrzyma?
Aprecjacja PLN jest również wzajemnie skorelowana z postępującą normalizacją inflacji – to zjawisko było widoczne już na długo przed wyborami. Mamy tu przysłowiowy mechanizm sprzężenia zwrotnego – złoty się umacnia, bo niższa inflacja oznacza stabilizację gospodarki, a jednocześnie umocnienie PLN sprzyja dalszemu obniżaniu inflacji (bo relatywnie tanieją towary importowane). W ubiegłym roku ten mechanizm działał dokładnie odwrotnie (atak inflacji i odwrót inwestorów po wybuchu wojny w Ukrainie wywołały przecenę PLN, co z kolei jeszcze bardziej wznieciło inflację).
O ile jeszcze we wrześniu notowaniom PLN bardzo zaszkodziła nieoczekiwanie głęboka, okrzyknięta jako "przedwyborcza" obniżka stóp procentowych przez RPP, to po wyborach Rada – znów wbrew oczekiwaniom – zrezygnowała już z kolejnej obniżki. Ten możliwy sygnał bardziej "jastrzębiej" postawy również pomógł, dla odmiany, złotemu.
Oczywiście, w którymś momencie umocnienie złotego może natrafić na naturalne bariery. Zejście kursu EUR poniżej 4,40 PLN oznacza wejście w pasmo notowań, w którym – jak wynika z najnowszej, październikowej ankiety NBP wśród przedsiębiorstw – część polskiego eksportu zaczyna już stawać się nieopłacalna. Kurs, przy którym cały eksport stanie się nieopłacalny średnio rzecz biorąc, to obecnie 4,24. Im bliżej tego pułapu będą notowania EUR/PLN, tym aprecjacja naszej waluty będzie już za mocno "rozciągnięta". Na razie cieszmy się jednak z korzyści płynących z umocnienia PLN.