Produkcja przemysłowa w Niemczech w lipcu była o 0,8 proc. niższa niż w czerwcu. To wynik znacznie gorszy od przewidywań analityków, którzy prognozowali -0,5 proc. W ujęciu rocznym współczynnik obniżył się o 2,1 proc. W czerwcu spadek produkcji w ujęciu miesięcznym wyniósł z kolei 1,4 proc. (po korekcie), a w porównaniu z rokiem poprzednim -1,5 proc.
Federalny Urząd Statystyczny podał też dane dotyczące produkcji przetwórczej (z wyłączeniem energii i budownictwa) - tu spadek w porównaniu z czerwcem wyniósł 1,8 proc. (po odsezonowaniu). Prawdziwe tąpnięcie widoczne jest natomiast w sektorze motoryzacyjnym. Produkcja w lipcu obniżyła się dla kluczowej dla gospodarki branży o 9,4 proc. Spadła też produkcja dóbr konsumpcyjnych - o 1 proc., czy dóbr kapitałowych - o 2,9 proc.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Niemieckie ministerstwo komentuje: Ożywienie? Nie do przewidzenia
Statystycy publikują też charakteryzujące się mniejszą zmiennością porównanie trzymiesięcznego okresu. Produkcja przemysłowa za maj, czerwiec i lipiec była o 1,9 proc. niższa niż w trzech poprzednich miesiącach. Nie można więc mówić, że problemy niemieckiej gospodarki są chwilowe. Wręcz przeciwnie - pogłębiają się.
Niemieckie Ministerstwo Gospodarki komentuje te dane dość lakonicznie. Zauważa, że produkcja przemysłowa jeszcze nie wróciła do normy. Resort przyznaje też, że "zauważalne ożywienie produkcji przemysłowej nie jest jeszcze do przewidzenia".
Niemcy ponownie "chorym człowiekiem Europy"?
Czwartkowe dane to kolejny zły sygnał, który napływa z Niemiec. Kilka dni temu poznaliśmy bowiem wartość PMI, parametru obrazującego koniunkturę. Ta spada w całej strefie euro, jednak to w Niemczech współczynnik pogarsza się - jak pisaliśmy - w sposób najwyraźniejszy. Wskaźnik dla usług osiągnął w lipcu poziom 47,3 pkt. Miesiąc wcześniej wynosił 52,3 pkt. A skoro spadł tak głęboko poniżej poziomu 50 pkt., oznacza to nic innego niż dekoniunkturę.
Ta jest również silna w przemyśle. Ostatni odczyt dla Niemiec wskazuje co prawda na lekkie odbicie, ale i tu współczynnik jest znacząco niższy od wyznaczającej czerwoną linię wartości 50 - wynosi bowiem 39,1 pkt. Miesiąc wcześniej był niższy, na poziomie 38,8 pkt, trudno jednak, by tak mizerne odbicie brać za dobrą monetę.
Z Niemiec do Polski płynie fatalny sygnał. "Dramat"
Kolejne złe dane napływające z niemieckiej gospodarki sprawiają, że coraz częściej padają pytania o to, czy jest ona w stanie powrócić na pierwotne tory. Prognozy Międzynarodowego Funduszu Walutowego cytowane przez "The Economist" są ponure. W latach 2019-2028 wzrost niemieckiej gospodarki ma wynieść 8 proc. Prognozowane zwiększenie się francuskiego PKB wynieść ma z kolei 10 proc., holenderskiego 15, a amerykańskiego 17. Polskie PKB ma w tym czasie urosnąć o 30 proc.
Czy Niemcy znów zatem staną się "chorym człowiekiem Europy", jak określano kraj w latach 90., gdy opanował go kryzys? Kolejny sygnał, który da podstawy do takiej tezy, nadejdzie wkrótce - chodzi o przewidywany spadek PKB. Złych sygnałów, które są złą wiadomością dla polskiej gospodarki, w dużym stopniu powiązanej z niemiecką, najpewniej znów więc przybędzie.
Robert Kędzierski, dziennikarz money.pl