Duchowni niechętnie mówią o finansach kościoła mimo że oficjalnie deklarują pełną przejrzystość i otwartość. Tak też podczas konferencji w Episkopacie o pełnej jawności w finansowaniu Kościoła mówił choćby kardynał Kazimierz Nycz.
Jeśli jednak chcieć dokładnie prześwietlić majątek kleru, zarobki, czy finansowanie, okaże się, że nie jest to sprawa taka prosta. Nieco światła na finanse w kościele rzuciła "Gazeta Wyborcza", dając obraz tego, o jakich kwotach możemy mówić.
Ofiary na tacę stanowią większą część budżetu większości parafii. Pandemia koronawirusa i ograniczenia nieco nadszarpnęła ich dochody, z których parafie muszą się rozliczyć z kurią.
Dziennik, opierając swoje szacunki na dochodach diecezji tarnowskiej, gdzie do kościoła chodzi największy odsetek katolików, wyliczył, że z tacy może pochodzić około 585 tys. zł miesięcznie co daje rocznie około 7 mln.
Czasem parafie rozliczają się z diecezją ryczałtem. Nie ściągają tacy, ale obciążają parafie podatkiem. Jak pisze Wyborcza, taki mechanizm funkcjonuje np. w archidiecezji poznańskiej, gdzie proboszcz ma obowiązek co miesiąc przynieść do kurii 1,05 zł od każdej duszy w kościele. Wydaje się nic, ale miesięcznie daje to 525 tys. zł, rocznie – 6,5 mln zł.
Księża zarabiają także za wizytacje czy udzielane sakramenty bierzmowanie. Jak wyjawia Wyborcza, przyjazd biskupa do parafii kosztuje od 1 tys. do 2 tys. zł w kopercie. Pieniądze też otrzymują za służbę np. w armii, czy policji - o czym pisaliśmy w money.pl
Kuria też inkasuje niemało. Według informacji "Wyborczej" uzyskanych od księży z diecezji gdańskiej, za objęcie probostwa na dobrej parafii trzeba zapłacić w kurii od 20 do 80 tys. zł.