- Rozważamy podwyżkę akcyzy na samochody używane - powiedziała dwa tygodnie temu wicepremier i minister rozwoju Jadwiga Emilewicz. Wyraziła jednocześnie przekonanie, że dzięki temu nie będzie się opłacało sprowadzać ich do Polski.
Jak dodała Emilewicz, system akcyzowy w Polsce pochodzi jeszcze sprzed 1989 roku. W jej ocenie doprowadza to do sytuacji, że większą opłatę płacą te osoby, które "mają samochód w lepszym standardzie ekologicznym".
Rafał Bajczuk, ekspert z Fundacji Promocji Pojazdów Elektrycznych (FPPE), powiedział "Dziennikowi Gazecie Prawnej", że w ciągu najbliższego tygodnia dojdzie do spotkania z minister rozwoju i rozmów na temat zwiększenia akcyzy na importowane auta. - Z naszych analiz wynika, że to największa przeszkoda w tworzeniu niskoemisyjnego transportu w Polsce – wyjaśniał Bajczuk.
Jak czytamy w "Dzienniku Gazecie Prawnej", nowe stawki miałyby być wyliczone na podstawie pojemności silnika, wieku pojazdu i parametrów emitowanych zanieczyszczeń.
Po co to wszystko? Właśnie by zniechęcić Polaków do kupowania starych samochodów z zagranicy, które najbardziej trują środowisko. Miało by też przełożyć się na większy ruch wśród krajowych dealerów, a jednocześnie, jak czytamy w dzienniku, poprawić szansę na rozwój elektromobilności.
Wojciech Drzewiecki, prezez IBRM Samar, choć zgadza się, że obecny system jest anachroniczny, to wątpi, by dodatkowe obciążenia podatkowe przełożyły się na zakup nowych samochodów. Spodziewa się raczej, że zmiany w akcyzie doprowadzą do tego, że część nabywców raczej zrezygnuje z kupna niż pójdzie do salonu.