Wkrótce Polacy zaczną rozliczać podatki za zeszły rok, część z nich może być zaskoczonych, ponieważ zamiast zwrotu podatku od fiskusa będą musieli dopłacić podatek. To efekt z jednej strony rosnących płac w zeszłym roku, bo wzrosty były dwucyfrowe, a z drugiej braku waloryzacji progów w PIT, czyli kwoty wolnej i progu podatkowego, od którego płaci się wyższą stawkę PIT.
Kwota wolna to 30 tys. zł, a drugi próg podatkowy to 120 tys. zł. Zostały ustawione na takim poziomie, gdy poprzedni rząd Mateusza Morawieckiego wprowadzał Polski Ład. Znacząco podniósł wówczas i kwotę wolną, i próg podatkowy, ale zasada pozostała taka jak przez poprzednie lata - te liczby zapisane są w ustawie, więc może zmienić je tylko parlament. Nie ma żadnych mechanizmów waloryzacji, co powoduje, że z czasem gdy rośnie inflacja i pensje, coraz więcej podatników przekracza oba progi, przez co płacą coraz wyższe podatki.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
- Brak waloryzacji kwoty wolnej od podatku oraz progu podatkowego w ramach skali skutkuje tym, że mimo braku zmiany parametrów systemu, z roku na rok faktyczny poziom obciążenia podatników w PIT stopniowo rośnie. Ma to związek zarówno ze wzrostem poziomu przeciętnych wynagrodzeń, jak i spadkiem siły nabywczej pieniądza na skutek inflacji - podkreśla Łukasz Kozłowski, główny ekonomista Federacji Przedsiębiorców Polskich.
W normalnych czasach ten proces nie jest aż tak zauważalny, ale w ostatnich latach mieliśmy przyspieszenie inflacji i wzrostu płac. Od początku 2022 roku, gdy w życie wszedł Polski Ład, skumulowana inflacja wzrosła niemal 40 proc., a płace sporo ponad 40 proc. Tymczasem próg podatkowy został podwyższony z 85 tys. zł do 120 tys. zł, czyli o 41 proc. i już został przegoniony przez wzrost płac.
Jak próg łyka pensje
I to najlepiej widać na konkretnych liczbach. Gdy wprowadzano Polski Ład, prognozowane w budżecie przeciętne wynagrodzenie miało wynieść 5922 zł. Natomiast w tym roku - jak przewiduje rząd - ma wynieść 8673 zł. To wzrost o ponad 46 proc.
To oznacza, że w momencie wprowadzenia Polskiego Ładu próg 120 tys. zł był na poziomie 20,3 przeciętnych pensji. W 2024 było to już tylko nieco ponad 15 pensji. A w tym roku będzie to 13,8 przeciętnej pensji. To poglądowe wyliczenia nieuwzględniające np. kosztów uzyskania przychodu, efektów ulg czy wspólnego rozliczenia małżonków, ale także odliczeń z tytułu płaconych składek. Ich celem jest pokazanie, jak szybko zmienia się realna wartość progu wobec rosnących pensji.
Mimo wszystko takie tempo oznacza, że w ciągu roku czy dwóch ci, którzy mają przeciętne wynagrodzenie, będą zarabiać w okolicach wyższej stawki podatku. A przeskok jest spory, bo rośnie ona z 12 na 32 proc. (choć trzeba zastrzec, że wyższy podatek płaci się nie od całej sumy, ale od nadwyżki powyżej 120 tys. zł).
Dyskusje na ten temat pojawiły się w mediach na przełomie roku w kontekście nauczycieli. Portalsamorządowy.pl zastanawiał się, czy ci o najwyższych zarobkach, dorabiający korepetycjami, nie będą płacili wyższej stawki podatku.
Zrobiliśmy także podobne wyliczenie dotyczące minimalnej pensji. W 2022 roku drugi próg podatkowy był na poziomie prawie 40 minimalnych wynagrodzeń, a w 2025 roku będzie to niespełna 26 takich pensji.
Jak to wygląda z kwotą wolną
W kontekście załapania się na wyższą stawkę podatku pensja minimalna nie ma aż takiego znaczenia, ale ma spore w odniesieniu do kwoty wolnej. Tak samo jak próg podatkowy, kwota wolna także nie jest waloryzowana. Wprawdzie w 2022 roku została podniesiona niemal dziesięciokrotnie, ale jednocześnie wprowadzona została liniowa stawka składki zdrowotnej, bez możliwości odliczenia od podatku. Taka konstrukcja i tak jednak oznaczała sporą ulgę dla osób o niższych zarobkach.
Jak pokazują wyliczenia, w 2022 r. próg kwoty wolnej był na poziomie blisko 10 pensji minimalnych. Dziś to niespełna 6,5 takiej pensji, bo rosły one jeszcze szybciej niż przeciętne wynagrodzenie. Poziom minimalnego wynagrodzenia urósł od 2022 r. o 55 proc. Podobnie jak przy poprzednich wyliczeniach, trzeba zastrzec, że ta relacja nie uwzględnia odliczeń wynikających ze składek czy ulg.
- Wystarczy wspomnieć, że w 2022 r., kiedy wprowadzano w ramach Polskiego Ładu kwotę wolną od podatku na poziomie 30 tys. zł, osoby zarabiające ówczesną płacę minimalną (3010 zł brutto miesięcznie) nie płaciły w ogóle PIT. Bo cały ich dochód, po uwzględnieniu odprowadzonych składek i kosztów uzyskania przychodów odliczanych od podstawy opodatkowania, mieścił się w ramach kwoty wolnej. Tymczasem teraz, w 2025 r., przy obecnej płacy minimalnej (4666 zł brutto miesięcznie) zaliczka na PIT wynosi już 153 zł miesięcznie - podkreśla Łukasz Kozłowski.
Co dalej? Minister wysłał jasny sygnał
Wydaje się, że na szybką zmianę progu podatkowego czy kwoty wolnej nie ma co liczyć. Polska jest w procedurze nadmiernego deficytu, a minister finansów poinformował Brukselę w planie budżetowo strukturalnym, że nie zamierza podnosić ani jednego, ani drugiego. - Mamy nie podnosić podatków, natomiast wpływy powinny rosnąć, a to jedna z niewielu metod, która na to pozwala - słyszymy w MF. Utrzymanie tego stanu oznacza, że obciążenia podatników będą stopniowo rosły.
- Weźmy przykład pracownika w 2022 r., który zarabiał 6 tys. zł brutto miesięcznie na umowie o pracę. Całkowity koszt pracy po doliczeniu składek płaconych po stronie pracodawców wynosił 7228,80 zł miesięcznie, a miesięczna zaliczka na PIT - 291 zł. Innymi słowy, efektywna stawka PIT takiego pracownika odniesiona do całkowitego kosztu pracy wynosiła w 2022 r. 4 proc. - wskazuje Łukasz Kozłowski.
Teraz mamy rok 2025. Progi podatkowe i kwota wolna się nie zmieniły. Załóżmy, że wynagrodzenie pracownika było waloryzowane za te trzy lata tylko o stopę inflacji - a więc realnie pracownik nie dostał żadnej podwyżki, tylko utrzymał siłę nabywczą swojej pensji. Oznaczałoby to podwyżkę pensji do poziomu 7929 zł brutto. Zaliczka na PIT w takim przypadku rośnie do 491 zł miesięcznie, a efektywna stawka PIT obliczana analogiczną metodą - do 5,1 proc. - dodaje ekspert.
Ten proces widać w odsetku podatników, którzy płacą wyższy podatek. W 2021 r., a więc rok przed wprowadzeniem Polskiego Ładu, było to 7 proc. Rok później - po podwyżce progu podatkowego - ten odsetek spadł do 3 proc., czyli o ponad połowę. Z kolei w 2023 r. było to już 5,18 proc. podatników. Rozliczenie podatku za 2024 r. najprawdopodobniej pokaże, że grono płacących wyższą stawkę podatku zrównało się lub nawet przebiło poziom sprzed Polskiego Ładu.
Taki system jest wygodny i dla szefa resortu finansów, który odpowiada za wpływy podatkowe, i dla polityków.
Dla ministra finansów to korzyści wynikające z inflacji i wzrostu płac, a więc wyższe wpływy podatkowe. A z kolei politykom chodzi też o składanie deklaracji w sprawie podwyższenia kwoty wolnej, które głównie są deklaracjami i są rzadko realizowane. Natomiast bardzo dobrze brzmią - zauważa ekonomista prof. Witold Orłowski.
Koalicja Obywatelska złożyła w kampanii wyborczej obietnicę podwojenia kwoty wolnej, ale na razie pozostaje ona na papierze. Szef resortu finansów ma dopiero przedstawić premierowi plan podwyżki kwoty.
Grzegorz Osiecki i Tomasz Żółciak, dziennikarze money.pl
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl