- Nie tędy droga. Opodatkowano nie te substancje, co trzeba, a na dodatek tylko w napojach. Pierwsze propozycje obejmowały opodatkowanie tzw. niezdrowej żywności i to faktycznie mogło wpłynąć na poprawę zdrowia Polaków. Teraz nie jest to takie pewne – mówi w rozmowie z money.pl Łukasz Mazur, doradca podatkowy, współzałożyciel firmy doradczej ECDP.
Mazur przypomina, że jedną z pierwszych propozycji wprowadzenia podatku od niezdrowego jedzenia w Polsce sformułowano w 2015 roku na jednej z konferencji gospodarczych. Tuż po wygranych przez Andrzeja Dudę wyborach prezydenckich zorganizowała ją fundacja "Prawo dla rozwoju".
Już rok później pomysł podatku cukrowego zaczął pojawiać się w przestrzeni publicznej. Wtedy jednak przedstawiciele rządu pospiesznie dementowali doniesienia o planach jego wprowadzenia. Temat powrócił jednak w 2018 roku i ostatecznie stał się faktem od 1 stycznia 2021 roku.
W 2015 roku Mazur był członkiem grupy przygotowującej na wspomnianej konferencji wystąpienie dotyczące podatków. Efektem spotkania – w którym uczestniczyli przedstawiciele świata biznesu i polityki, łącznie z nowym prezydentem – była biała księga. To kilkaset stron propozycji zmian w prawie, potencjalnie ułatwiających życie przedsiębiorcom.
- Zaproponowaliśmy dużą zmianę podejścia do prawa podatkowego. Założeniem było takie, że mamy pewne wartości do osiągnięcia, przy jednoczesnym zachowaniu wpływów do budżetu. Jednym z pomysłów był podatek nazywany przez nas prozdrowotnym. Na świecie takie rozwiązania już funkcjonowały – mówi Łukasz Mazur w rozmowie z money.pl.
Tłumaczy, że założenia nowej opłaty obejmowały opodatkowanie wszystkich "niezdrowych" produktów.
"Obciążenie akcyzą produktów spożywczych, które są szkodliwe dla zdrowia, winno mieć na celu, poza skutkami fiskalnymi, współdziałanie w egzekwowaniu polityki prozdrowotnej Ministerstwa Zdrowia (ewentualnie innego regulatora polityki zdrowia). Opodatkowaniu mogłoby na przykład podlegać wprowadzanie do obrotu napojów zawierających określoną zawartość cukru, produktów zawierających nadmierne ilości sodu" – czytamy w pokonferencyjnej białej księdze.
Ekspert dodaje, że chodziło o wszystkie produkty, nie tylko napoje. Poza tym na cenzurowanym miał wylądować nie tylko cukier, ale wszelkie produkty niezdrowe – na przykład syrop glukozowo-fruktozowy czy tłuszcz palmowy. To tańsze zamienniki cukru i masła czy oleju rzepakowego.
- Są przecież koncerny, które do tej pory do swoich produktów sprzedawanych w Polsce dokładają olej palmowy, na Zachodzie zaś – masło. Podobnych składników jest więcej, choćby syrop glukozowo-fruktozowy. A ten obecnie będzie opodatkowany tak samo, jak cukier, pomimo faktu, że jest gorszy i tańszy – dodaje Łukasz Mazur.
Drugim celem propozycji z 2015 roku było wsparcie polskiej gospodarki. Zastąpienie oleju palmowego rzepakowym, a syropu cukrem wyparłoby z rynku produkty gorszej jakości i pomogło polskim producentom tych składników. Tymczasem cukier nie jest dodawany tylko do napojów - można go znaleźć nawet w chlebie czy wędlinach.
- Chcieliśmy pokazać, że podatki powinny wynikać z jakichś celów i dążeń, innych niż tylko cele fiskalne. W tym przypadku mówilibyśmy o zdrowiu Polaków, wsparciu polskiej gospodarki, ekologii. Po kilku latach pomysł wrócił, ale w formie karykaturalnej, która uderza w krajowych producentów cukru, nie wspomina zupełnie o innych składnikach żywności i dotyczy tylko i wyłącznie napojów, nie jest w stanie zrealizować zakładanych celów – rozkłada ręce Mazur.
Dziś podatkiem cukrowym objęte są wyłącznie napoje. Podatek od cukru składa się z dwóch części. Opłata stała wyniesie 50 gr za każdy litr napoju z dodatkiem cukru lub substancji słodzącej. Za napoje z dodatkiem kofeiny lub tauryny opłata wyniesie dodatkowe 10 gr.
Druga część podatku cukrowego to 5 gr za każdy gram cukru powyżej 5 g/100 ml - w przeliczeniu na litr napoju. Dochody z podatku cukrowego mają wynieść w 2021 r. ponad 3 mld zł. 96,5 proc. z tej kwoty ma trafić na konta Narodowego Funduszu Zdrowia.
Podobne rozwiązania działają w innych krajach, m.in. na Filipinach, Fidżi, w RPA, Chinach, Tonga, Nauru czy Samoa. Z podwyżką cen musieli zmierzyć się także Kolumbijczycy czy Węgrzy. W przypadku tych drugich wprowadzony jeszcze w 2011 r. podatek doprowadził do spadku spożycia nie tylko słodzonych napojów, ale i popularnych "energetyków".
Z największym wydatkiem muszą liczyć się z kolei klienci w Zjednoczonych Emiratach Arabskich - szejkowie poszli na całość i słodzone napoje obłożyli 50-procentowym podatkiem, a napoje energetyczne... 100-procentowym.
To, że danina podnosząca ceny niezdrowych przekąsek i napojów jest skuteczna, udowodnił najdobitniej Meksyk. Przykład tego państwa na swoich stronach przytacza WHO. 10 proc. podatku doprowadziło do 10-procentowego spadku spożycia napojów słodzonych w skali całego społeczeństwa. Zmiana doprowadziła równocześnie do 16-procentowego wzrostu spożycia wody wśród najbiedniejszych.