Choć Warszawę od Helsinek dzieli tysiąc kilometrów, to można odnieść wrażenie, że odległość mentalna jest liczona w dziesiątkach tysięcy kilometrów. O ile bowiem w Polsce rozmowy o pieniądzach postrzegane są jako coś wstydliwego, a pytania o zarobki odpędzane niczym natrętna mucha, to w Finlandii dostęp do informacji o finansach nawet zupełnie obcych ludzi to niemal prawo obywatelskie.
Jesienią wszyscy fińscy podatnicy mogą uzyskać wgląd w zeznania podatkowe obywateli, którzy w roku poprzednim zarobili co najmniej 100 tys. euro. Gazeta "New York Times" określiła to mianem "Narodowego Dnia Zazdrości", bo widoczne czarno na białym liczby rzeczywiście mogą doprowadzić do furii.
1 listopada w mediach pojawiają się wyszukiwarki, w których można sprawdzić zarobki najlepiej opłacanych podatników. Do tej pory system działał bardzo sprawnie, bo Finowie – zgodnie z zasadą, że uczciwy nie ma czego się wstydzić – nie sprzeciwiali się temu, by informacje o nich pojawiły się w mediach. Coś się jednak wyraźnie zaczęło psuć.
W tym roku około 4 tys. najbogatszych podatników, w tym ponad 200 fińskich milionerów, zastrzegło przed rozpowszechnianiem w mediach informacji o rocznych zarobkach i kwotach podatków – informuje PAP, powołując się na fińskie media.
Dziennikarze uderzyli na alarm: to uderzenie w fiński otwarty model społeczeństwa! Największa fińska gazeta "Helsingin Sanomat" w proteście przed ewentualnością niepodawania mediom przez administrację skarbową danych o dochodach zamożnych mieszkańców, nie publikował przez miesiąc popularnej wśród czytelników internetowej "wyszukiwarki podatkowej".
Od 1999 r. obowiązuje regulacja, zgodnie z którą dane o dochodach oraz kwotach naliczonego podatku są informacją publiczną. Co więc takiego się stało, że bogaci chcą zachować dla siebie informacje o zarobkach? Winić można unijne przepisy o ochronie danych osobowych. Dają one urzędnikom uprawnienie do wydania zezwolenia na utajnienie informacji. O ile rok temu, gdy po raz pierwszy zamożniejsi podatnicy mogli zastrzec dane o zarobkach, stosowny wniosek złożyło ponad 200 osób, w tym roku już ok. 4 tys..
Głos w sprawie zabrała premier Sanna Marin.
"Dostęp do informacji jest podstawową zasadą i leży u podstaw naszego społeczeństwa. Dobrze by było gdyby dane były jawne" – skomentowała szefowa rządu.