38 mld dolarów - tyle kosztowały towary, które chiński gigant Alibaba sprzedał przez jeden dzień wyprzedaży w tzw. Dzień Singla. Tak nazywa się coroczna promocja na platformach chińskiego koncernu Alibaba. Ma to być odpowiedź na amerykańskie Black Friday i Cyber Monday. Zyskowna odpowiedź.
Padł rekord, a pomogli w nim także Polacy. Wyszarpują promocje, zbierają kupony, kupują taniej. Do wzięcia są spinki za grosze, świeczki i świąteczne ozdoby za drobne. Wszystko tanio, wszystko z odległej Azji. Do tego podróbki markowych ubrań, sprzęt elektroniczny. Sprzedawcy z Chin mogą świętować, kupujący mogą zacierać ręce. Problem właśnie rodzi się dla budżetu. I Poczty Polskiej.
Niewielu kupujących wie, że chińscy dostawcy bardzo sprytnie wykorzystują międzynarodowe przepisy. W efekcie ich paczki są dotowane. Mówiąc wprost: płacimy za nie wszyscy. Na przykład w droższych przesyłkach u polskiego operatora pocztowego.
Z drugiej strony, choć do Polski trafiają miliony paczek z Azji każdego roku, obowiązkowe podatki i cła płacone są zaledwie od promila z nich. I na razie nikt się nie kwapi, by sytuację zmienić.
Jak wynika z danych Ministerstwa Infrastruktury (które jest odpowiedzialne za Pocztę Polską) w ciągu sześciu miesięcy tego roku pod lupę celników trafiło nieco ponad 40 tys. przesyłek. To margines.
Skarbówka zarobiła na nich 6 mln zł. Tymczasem miesięcznie granicę przekracza ponad milion przesyłek. Im bliżej świąt, im więcej kupują Polacy, tym większy w Polsce przemyt towarów z Azji. W pół roku przejechało przez granicę 6 mln paczek i listów tylko z Azji.
Jak wynika z szacunków money.pl, tylko 0,6 proc. zostało zbadanych. Reszta? Trafiła do kupujących. Gdyby skarbówka zwiększyła wydajność 10-krotnie, budżet rocznie zyskiwałby 120 milionów złotych. Gdyby każda paczka i list z towarem z Chin (tylko z tego kraju) trafiały w ręce skarbówki, do wzięcia byłoby 2,1 mld zł.
Poczta Polska pod ścianą
Masowe zakupy z Chin to nie tylko problem dla budżetu, któremu przez palce przeciekają pieniądze.
Im więcej przesyłek wędruje z Azji do Polski, tym większe problemy ma Poczta Polska. Choć narodowy operator nigdy tego nie przyznaje. Wszystko ze względu na system rozliczeń pomiędzy międzynarodowymi operatorami pocztowymi.
Zgodnie z cennikiem Światowego Związku Pocztowego kraje "biedniejsze" płacą za przesyłki mniej, gdy te wędrują do krajów "bogatszych". A zgodnie z grupami ŚZP, przesyłki z Chin do Polski są śmiesznie tanie. Jeszcze tańsze są te wysyłane z Bangladeszu, Wietnamu. I analogicznie: przesyłki wysyłane z Polski do USA są wycenione niżej niż w drugą stronę.
W ciągu roku do Polski trafia w sumie 47 mln przesyłek (listów i paczek) z zagranicy. 14 mln to przesyłki wprost z Chin. Ale jak szacują eksperci - dokładnie drugie tyle wędruje z innych azjatyckich kierunków. Powód? Bo to jeszcze tańsza opcja. Chińscy sprzedawcy doskonale o tym wiedzą. W sumie więc zdecydowana większość przesyłek docierających do Polski to towary sprzedane na chińskich serwisach, takich właśnie jak Aliexpress.
- Chiny zyskują właśnie na korzystnym zaszeregowaniu, dzięki temu stosują niskie opłaty i są de facto subsydiowane przez inne kraje - tłumaczy dr Aleksandra Musielak, ekspert Konfederacji Lewiatan. I stąd towary warte kilkadziesiąt groszy mogą pokonywać tysiące kilometrów zupełnie za darmo.
- Mamy do czynienia z dotowaniem paczek e-commerce, na przykład z Chin, co zakłóca konkurencję i uderza w europejskich sprzedawców oraz platformy internetowe, które umożliwiają i usprawniają handel elektroniczny - komentuje dalej dr Musielak. Trudno polskim przedsiębiorcom konkurować z chińskimi sprzedawcami, gdy ci drudzy nie płacą za towary żadnych podatków - ani VAT, ani cła.
Wynik na minusie
I choć Poczta Polska nie przyznaje tego wprost, wraz z rosnącą liczbą przesyłek z Azji, jej wyniki się pogarszają. W 2017 roku strata PP wyniosła 20 mln zł. W 2018 roku Poczta była pod kreską już 69 mln zł. Oczywiście składa się na to wiele czynników, ale internetowy handel jest jednym z nich.
- Przesyłki doręczane przez Pocztę Polską pochodzące od Poczty Chińskiej są rentowne - zapewnia Justyna Siwek, rzecznik prasowy Poczty Polskiej. Nie tłumaczy jednak, ile Poczta Polska na chińskim transporcie zarabia. Ile wynosi zysk z jednej paczki? Ile płacą Chińczycy? Nie ma takich danych.
- Stawki rozliczeń przesyłek listowych przychodzących z zagranicy, zarówno rejestrowanych, jak i nierejestrowanych, reguluje Światowy Zawiązek Pocztowy - przyznaje. Jako pierwsza o tym problemie pisała "Gazeta Wyborcza" i Piotr Miączyński. I wskazuje wprost, że Poczta szafuje danymi tak, jak jej wygodnie.
Sporo danych mógłby dostarczyć coroczny raport Poczty Polskiej, który trafia do Urzędu Komunikacji Elektronicznej. Wielu zapisów jednak w nim nie ma, część jest utajniona ze względu na tajemnice handlowe spółki. I tak można sprawdzić, ile przesyłek dotarło do Polski, ale efekt fiskalny jest nieznany.
Jest za to wskaźnik zwrotu z zaangażowanego kapitału, który wskazuje, jak pracują pieniądze wyłożone w konkretne kategorie przesyłek.
I z roku na rok w kwestii przesyłek z zagranicy jest coraz gorzej. W 2018 roku wskaźnik wylądował na poziomie -3000 proc. (słownie: minus trzy tysiące procent). A jeszcze nie tak dawno był zdecydowanie niższy.
Co dokładnie mówi ten wskaźnik? Warto zastosować analogię. Gdyby przedsiębiorca miał 1 tys. zł i obracał nim w ciągu roku - np. sprzedając i kupując pietruszkę - to pod koniec strata oscylowałaby w okolicach 30 tys. zł.
- Za doręczanie przesyłek nadanych u innego operatora a doręczanych przez Pocztę Polską pobierane są tzw. opłaty końcowe. Opłaty końcowe to wynagrodzenie płacone przez wyznaczonych operatorów pocztowych kraju pochodzenia wyznaczonym operatorom w kraju przeznaczenia, za opracowanie, przewóz i doręczanie przesyłek listowych - podkreśla Justyna Siwek. Do wskaźników jednak się nie odnosi w odpowiedzi wysłanej money.pl.