Nasi czytelnicy coraz częściej przysyłają nam za pośrednictwem dziejesie.wp.pl zdjęcia swoich dań i paragonów, pokazując ceny nad morzem, ale i w innych rejonach Polski i świata. Wczasy w Polsce bywają drogie, ale trafiają się też bardzo atrakcyjne cenowo jadłodajnie.
Dziś naszą uwagę przykuł rachunek przysłany przez pana Mateusza. Za dwa rybne dania we Władysławowie zapłacił łącznie 46 złotych. Gotowane ziemniaki - a nie odsmażane mrożone frytki - to plus dań. Surówki wyglądają nieźle, nie wiadomo, czy są robione na miejscu - to raczej gotowy wyrób.
Ryby to miruna i tilapia. Nie są to gatunki bałtyckie. Miruna poławiana jest w oceanie przez rybaków z Ameryki Południowej. To ryba dorszowata, bogata w nienasycone kwasy tłuszczowe. Z kolei tilapia nilowa to gatunek z Afryki i Izraela. Żyjące dziko tilapie są wszystkożerne i bytują nawet w bardzo brudnych wodach.
Większość tilapii sprzedawanych w Polsce pochodzi jednak z hodowli. Jeśli warunki są dobre, to i mięso jest w porządku - zawiera sporo białka, nie ma za to praktycznie żadnych nienasyconych kwasów tłuszczowych.
Wróćmy jednak do rachunku. Nie jest to paragon z kasy fiskalnej, ale tzw. paragon kelnerski. Takie paragony przybierają różną formę, od odręcznie wypełnionego bloczku aż po wydruk z programu komputerowego, który może przypominać paragon fiskalny.
Małgorzata Brzoza, rzeczniczka prasowa Izby Administracji Skarbowej w Szczecinie, twierdzi, że paragon kelnerski może służyć wyłącznie do rozliczeń pracodawcy z pracownikami. Nie może zastępować paragonu fiskalnego.
– Jeśli w ślad za paragonem kelnerskim nie zostanie wydany klientowi paragon fiskalny, to znaczy, że transakcja prawdopodobnie nie została zarejestrowana na kasie fiskalnej. Wydanie rachunku lub paragonu kelnerskiego zamiast paragonu fiskalnego świadczyć może o ukrywaniu prawdziwych obrotów przedsiębiorcy – przypomina.
Obowiązek wydania klientowi paragonu wydrukowanego przez kasę fiskalną wynika wprost z przepisów ustawy o podatku od towarów i usług. Zgodnie z nią, każdy kto kupuje towary bądź usługi, w tym gastronomiczne, powinien otrzymać od sprzedawcy dokument potwierdzający nabycie.
Pan Mateusz został więc nieświadomie naciągnięty przez kelnera lub kelnerkę. Zapłacił tyle, ile powinien, ale należny podatek VAT trafił do kasy jadłodajni, nie zaś do budżetu państwa.