Piotr Patkowski stwierdził, że obecnie – patrząc na rozkład dochodów – klasa średnia zaczyna się od zarobków na poziomie 4 tys. zł brutto miesięcznie, czyli ok. 2,9 tys. na rękę. Internet ryknął śmiechem, że jaki kraj, taka klasa średnia. Kwota ta jest – zapewne przypadkiem – bardzo zbliżona do zarobków syna Donalda Tuska. To jednocześnie niecałe 850 złotych więcej, niż wynosi obecnie pensja minimalna. To dużo czy mało?
– Klasa średnia jest teraz argumentem w uzasadnianiu zamierzanego zwiększania obciążeń podatkowych ludzi o wysokich dochodach – mówi w rozmowie z money.pl dr Bohdan Wyżnikiewicz, ekonomista i statystyk, były szef Głównego Urzędu Statystycznego. Jak sam podkreśla, mówi to jako naukowiec, nie polityk.
Klasa średnia to też aspiracje
Dr Wyżnikiewicz dodaje, że błędem jest definiowanie klasy średniej tylko i wyłącznie przez pryzmat zarobków. Sam posługuje się pojęciem stosowanym przez socjologa prof. Henryka Domańskiego. Według Wyżnikiewicza, kluczowym kryterium przynależności do klasy średniej jest odgrywanie roli w gospodarce (np. tworzenie miejsc pracy, kreowanie zmian na rynku, generowanie oszczędności).
Równie ważne są kryteria społeczne, czyli po prostu udział w życiu publicznym, kreowanie wzorców zachowań społecznych. I do tego dochodzi odpowiedni poziom dochodów.
Wracając zatem do zarobków, zdaniem dra Wyżnikiewicza, dolna granica dochodów polskiej klasy średniej oscyluje wokół drugiego progu podatkowego, czyli dzisiejszych plus minus 7 tysięcy na rękę. Spokojnie można do niej zaliczyć osoby zarabiające od ok. 6 tys. zł netto. Podobnie uważa zresztą wicepremier Gowin, który za klasę średnią pod względem dochodów uznał osoby zarabiające od 6 do 10 tys. zł miesięcznie.
Podobną granicę podaje też sam Polski Instytut Ekonomiczny. Z jego badań wynika, że członkowie klasy średniej (szeroko definiowanej na 54 proc. społeczeństwa) oceniają, iż kwota, która pozwoliłaby na swobodne zaspokojenie potrzeb rodziny, to średnio 6600 zł netto miesięcznie.
Jak podkreśla dr Wyżnikiewicz, klasę średnią tworzą w większości ludzie z wyższym wykształceniem, ale nie jest to warunek konieczny. W skład klasy średniej wchodzą przedsiębiorcy, specjaliści z różnych dziedzin, urzędnicy państwowi wyższego szczebla, naukowcy i intelektualiści, artyści i sportowcy.
W ten sposób zdefiniowana klasa średnia obejmuje w Polsce ok. 3 mln osób. A według szacunków PIE aż 11-12 mln.
Czy to wstęp do podwyżki podatków?
Gdyby patrzeć na klasę średnią tylko pod kątem zarobków, za wyznacznik przynależności uznając wpadanie w drugi próg podatkowy, to rozszerzenie tej grupy jest i tak znaczne. Gdy w 2009 roku wprowadzano progi, drugi przekraczało ok. 300 tysięcy osób. Dziś jest to ponad milion podatników więcej. A na dodatek, jak przypomina dr Wyżnikiewicz, nie obejmuje dochodów z szarej strefy.
Inni ekonomiści, z którymi rozmawiał money.pl podejrzewają, że sztuczne rozszerzanie klasy średniej może mieć na celu umocnienie ponad połowy społeczeństwa w przekonaniu, że ich zarobki są dobre i wprowadzenie kilku nowych albo podwyższenie istniejących podatków nie uczyni nikomu szkody.
Tymczasem w porównaniu do innych krajów UE zarabiamy mało. Średnia europejska z 2019 r. (danych za 2020 r. jeszcze nie ma) w przeliczeniu na euro i w wersji netto wynosi 17 325 euro rocznie. Czyli mniej więcej 6,5 tys. zł miesięcznie. Najniższa jest w Bułgarii - 4224 euro rocznie, czyli niecałe 1,6 tys. zł miesięcznie. W Czechach jest to niecałe 10 tys. euro rocznie, czyli 3750 zł miesięcznie. W Polsce w 2019 r. było to 7124 euro, czyli 2670 zł miesięcznie.