Trwa ładowanie...
Notowania
Przejdź na
Agnieszka Zielińska
Agnieszka Zielińska
|
aktualizacja

Początek unijnej "wojny handlowej" z Chinami? "Nie ma czegoś takiego jak darmowe obiady"

Podziel się:

Nowy unijny podatek może uderzyć w Chiny, które w odpowiedzi grożą zakazem eksportu swoich technologii do Europy. Jednocześnie Unia również nie może się cofnąć. W tym wypadku stawką jest nie tylko przyszłość polityki klimatycznej UE, ale przede wszystkim obniżenie kosztów całego europejskiego przemysłu.

Początek unijnej "wojny handlowej" z Chinami? "Nie ma czegoś takiego jak darmowe obiady"
Niedawno Chiny poinformowały, że planują wprowadzenie zakazu eksportu do Europy swoich technologii. To odpowiedź na zapowiedź wprowadzenia przez Unię granicznego podatku węglowego. (Photo by Lintao Zhang/Getty Images) (GETTY, Lintao Zhang)

Wydawałoby się, że wojna handlowa pomiędzy USA i Chinami już się zakończyła, jednak w praktyce wciąż trwa. Pod koniec ubiegłego roku USA wprowadziły nowe sankcje dotyczące dostępu Chin do zaawansowanych chipów i sprzętu używanego do ich produkcji. Amerykanie robią więc wszystko, aby pokrzyżować plany Pekinowi.

Tymczasem wojna w Ukrainie i konieczność szybszego odejścia od paliw kopalnych spowodowała, że Unia też musi zrewidować swoją politykę wobec Państwa Środka. Wiadomo już, że przyspieszenie transformacji energetycznej się nie uda, jeśli producenci europejscy będą musieli nadal konkurować z chińskimi przedsiębiorcami na dotychczasowych zasadach. Unia będzie więc musiała "uciec do przodu", aby raz na zawsze uniezależnić od jakiegokolwiek szantażu. Zapłaci za to jednak określoną cenę.

Nowa unijna danina może uderzyć także w Chiny

Niedawno Chiny poinformowały, że planują wprowadzenie zakazu eksportu do Europy niektórych swoich technologii. To odpowiedź Pekinu na zapowiedź wprowadzenia przez Unię granicznego podatku węglowego (CBAM). Zgodnie z dotychczasowym unijnym porozumieniem będzie on wprowadzony od października 2023 r.

Nałoży się go na towary importowane do Unii, których wytwarzanie wiąże się z wysokimi emisjami dwutlenku węgla. Może to jednak przełożyć się na wyższe ceny produktów w energochłonnych sektorach, takich jak stal, żelazo, cement, aluminium czy produkcja energii elektrycznej.

Nowa unijna danina może szczególnie dotknąć Chiny. Emisyjność chińskiego przemysłu jest bowiem wielokrotnie wyższa niż w Europie. Chińczycy zdają sobie z tego sprawę, zwłaszcza że wymiana handlowa pomiędzy Unią a Chinami jest bardzo znacząca. W 2021 r. Chiny były trzecim co do wielkości partnerem pod względem eksportu towarów z UE (10,2 proc.) i jednocześnie największym partnerem pod względem importu towarów do UE (22,4 proc.)

Według danych Komisji Europejskiej wartość importu z Chin do UE wyniosła w 2021 r. 472 mld euro. Z kolei wartość eksportu z UE do Chin wyniosła w tym czasie 223 mld euro. Oznacza to w przybliżeniu wartość importu na poziomie 1,3 mld dziennie, a eksportu 600 mln euro. Łączna wartość wymiany handlowej między UE a Chinami zbliżona jest do poziomu 1,9 mld euro dziennie.

Wprowadzenie unijnego podatku może więc zagrozić zarówno konkurencyjności chińskich towarów, jak i pocovidowemu przebudzeniu Chin. Może to także oznaczać, że Chinom będzie trudno powrócić teraz na tory dwucyfrowego wzrostu.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Zobacz także: Inwestycja Żabki w małą gastronomię. To już nie tylko sklep

"Bez podatku CBAM, polityka klimatyczna będzie pełna hipokryzji"

Jednak Unia również nie może się cofnąć w swoich planach. - Podatek CBAM jest logiczną reformą ETS [chodzi o unijny system handlu uprawnieniami do emisji CO2, przyp. red.], która polega na przywróceniu normalnych warunków dla konkurowania przemysłu. Nie jest on wymierzony w żadne konkretne państwo. W podobnym stopniu może dotknąć także Japonię czy Koreę - mówi Kamil Sobolewski, ekspert Pracodawców RP.

Jego zdaniem jest oczywiste, że wprowadzenie tej daniny może budzić głosy sprzeciwu, ale są one pochopne, bo CBAM jest jednocześnie ceną obniżenia kosztów dla europejskiego przemysłu.

Trzeba pamiętać także, że Unia jest pionierem zmian klimatycznych. Być może jest kwestią dyskusji zmiana tej strategii czy tempo jej wdrażania, ale nie ma wątpliwości, że bez podatku CBAM polityka klimatyczna byłaby nadal pełna hipokryzji - podkreśla.

Jak zauważa Kamil Sobolewski, do tej pory głównie europejskie przedsiębiorstwa ponosiły koszty wyższych emisji dwutlenku węgla, co miało wpływ na ich konkurencyjność. - Ten podatek jest więc dobrą decyzją. To zarazem domknięcie reformy, która ma zakończyć erę nierównej konkurencji - podkreśla.

"Chińczycy celnie wymierzyli uderzenie. To Unię zaboli"

Wprowadzenie nowej unijnej daniny komplikuje jednak fakt, że Europa jest bardzo mocno uzależniona od dostaw chińskich komponentów, co pokazała zarówno pandemia, jak i wojna w Ukrainie. Problemy logistyczne z dostawami, które się wówczas pojawiły, skutkowały przestojami produkcyjnymi w zakładach bazujących na chińskich dostawach, co przełożyło się także na wzrost cen wielu produktów.

Prof. Tomasz Grzegorz Grosse, ekspert Instytutu Sobieskiego uważa, że ostatnia groźba Chin, związana z wprowadzeniem zakazu eksportu chińskich technologii do Europy, jeśli zostanie spełniona, może rykoszetem odbić się więc na całej Unii.

Chińczycy celnie wymierzyli uderzenie. To Unię zaboli. Od chwili zapowiedzi wprowadzenia nowego granicznego podatku ostrzegali, że to dotknie gospodarkę europejską. W tej chwili wysyłają czytelny sygnał: Jeżeli nie ugniecie się pod naszymi żądaniami, to my odetniemy was od ważnych surowców, w tym np. umożliwiających produkcję samochodów elektrycznych w Europie. To ostrzeżenie być może stanowi zapowiedź tego, co może się wydarzyć w kolejnych miesiącach lub latach - ocenia.

Co będzie to oznaczało dla Europy? - Znajdujemy się obecnie w trudnym momencie, gdyż zmagamy się m.in. ze skutkami kryzysu energetycznego i wysoką inflacją, co jest wynikiem m.in. wojny w Ukrainie. Jeżeli więc strategia klimatyczna UE nie zostanie zmodyfikowana, Europa będzie płacić gigantyczne koszty i w gruncie rzeczy wystawi się na ogromną presję ze strony Chin lub wręcz zależność gospodarczą - tłumaczy prof. Grosse.

Dodaje, że w jego przekonaniu nowy unijny podatek jest na tyle kontrowersyjny, że powinien być zrewidowany, ponieważ w krótkim okresie nie przyniesie Unii spodziewanych korzyści. Jednocześnie według niego, paradoksalnie ta sytuacja może stać się dla Europy okazją do zbudowania własnego przemysłu umożliwiającego produkcję komponentów, które dostarczali dotąd Chińczycy.

- Na pewno Unia powinna zmienić polityczną strategię i przede wszystkim uniezależnić się od surowców pochodzących z Rosji czy Chin. To po pierwsze. Po drugie może to także oznaczać konieczność wydłużenia okresu transformacji energetycznej. Tym bardziej że już widać rosnący opór w samej UE, zwłaszcza w sektorze niemieckiego przemysłu, który jest przeciwny tak szybkim zmianom, jak obecnie - dodaje.

"Unia jest zmuszona do ucieczki do przodu"

Michał Bogusz, ekspert Ośrodka Studiów Wschodnich uważa tymczasem, że Pekin prowadzi wojnę handlową z zachodem i Unią Europejską już od dawna. Jednak Unia zbyt późno zdała sobie z tego sprawę. - W tej chwili wprowadzenie nowego podatku granicznego jest dla Unii koniecznością, i to z wielu powodów. Ten podatek powinien po pierwsze wyrównać koszty ponoszone przez europejskich producentów, którzy nie są w stanie w równym stopniu konkurować z chińskimi firmami, które nie płacą podobnych obciążeń, a ich produkcja opiera się na taniej i "brudnej" energii - mówi.

Ekspert przypomina w tym kontekście, że ceny energii w Chinach są dotowane. Stawki są ustalane odgórnie przez państwo, często osobno dla każdej prowincji. Jednocześnie Chińczycy planują budowę kolejnych bloków węglowych, mimo wcześniejszych zapowiedzi, że z tego zrezygnują.

- To wszystko powoduje, że europejscy producenci nie są w stanie na równi konkurować z chińskimi firmami. Graniczny podatek ma więc wyrównywać te różnice. Z drugiej strony wojna w Ukrainie przyspieszyła konieczność szybszego odejścia od uzależnienia od paliw kopalnych, z czym wiąże się przyspieszony rozwój odnawialnych źródeł energii - ocenia.

Ekspert OSW uważa więc, że Unia jest w tej chwili zmuszona, aby dokonać tzw. ucieczki do przodu, jeśli chce się raz na zawsze uniezależnić od szantażu różnych krajów, w tym satrapów, takich jak np. Putin.

Taką ucieczką do przodu jest rozwój odnawialnych źródeł energii, co przyniesie Europie korzyści, zarówno ze strategicznego, jak i ekonomicznego punktu widzenia. To się jednak nie uda, jeżeli producenci europejscy będą musieli nadal konkurować z przedsiębiorcami chińskimi na dotychczasowych zasadach w momencie, gdy Chińczycy nie są obciążeni kosztami polityki klimatycznej i dodatkowo w praktyce mają subsydiowane koszty energii - komentuje.

Pekin wykorzystuje sankcje do nacisku na rosyjskie koncerny

Energia w Chinach tanieje również z innego powodu. Chińczycy pozyskują obecnie surowce energetyczne z Rosji po znacznie niższych cenach niż rynkowe, ponieważ Rosjanie są zdesperowani, aby je sprzedawać.

W efekcie import rosyjskich surowców energetycznych do Chin znacząco rośnie, z kolei Pekin wykorzystuje zachodnie sankcje do nacisku na rosyjskie koncerny, aby je kupować po jak najniższych cenach. Agencja Bloomberg podliczyła, że od początku rosyjskiej napaści na Ukrainę Chiny zwiększyły import ropy naftowej, produktów naftowych i węgla z Rosji o około 75 proc.

- Tym bardziej stawia to kwestię granicznego podatku na "ostrzu noża" - ocenia Michał Bogusz. Jego zdaniem dla Unii to w tej chwili kluczowy czynnik, który może przyczynić się do uniezależnienia się Europy i dać jej impuls rozwojowy, zarówno w kontekście zmian klimatycznych, jak i technologicznych.

Przekładając to na prostszy język. Można powiedzieć, że wprowadzenie podatku granicznego jest w pewnym sensie powiedzeniem drugiemu partnerowi: mam już tego dość, że przez wiele lat mnie oszukiwałeś. Miałem nadzieję, że się zmienisz i zrozumiesz, że jest to niekorzystne dla nas wszystkich, ale ją straciłem - podkreśla ekspert OSW.

Niemcy: w stosunkach z Chinami należy "skończyć z naiwnością"

Sygnałem, że w ostatnim czasie dochodzi do rewizji polityki Unii wobec Chin, jest także zmiana podejścia Niemiec, które są zarazem jednym z największych partnerów gospodarczych Pekinu w Europie. Wartość obrotu towarów tylko między samymi Niemcami i Chinami przekracza rocznie 245 mld euro.

W ubiegłym roku z uwagi na coraz bardziej agresywne działania Pekinu wobec Tajwanu rząd Olafa Scholza zapowiedział przemyślenie swojej polityki gospodarczej wobec Państwa Środka. Z kolei minister gospodarki Niemiec Robert Habeck w wywiadzie udzielonym dla agencji Reuters stwierdził, że trzeba w stosunkach z Chinami, "skończyć z naiwnością".

Dotychczasowe podejście wielu europejskich firm, polegające na tym, że lepiej było przenosić produkcję do Chin, "bo tam jest taniej", obecnie ulega weryfikacji. Jak dotąd, dzięki takiej polityce przez co najmniej dwie dekady Chiny odgrywały antyinflacyjną rolę w świecie. Wydawało się, że są z tego same korzyści. Jednak nie ma czegoś takiego jak darmowe obiady. Obecnie przychodzi więc czas zapłacenia rachunków - podkreśla Michał Bogusz.

Jak zauważa, podejście niektórych zachodnich decydentów, którzy uważali, że taka sytuacja może trwać w nieskończoność, było szczytem naiwności.

- Pojawia się więc pytanie, czy lepiej zapłacić ten rachunek teraz, nawet jeśli nie jest niski, czy zrobić to później, ale i tak kiedyś trzeba go będzie zapłacić. Trudno jest w tej chwili powiedzieć, jaka będzie odpowiedź państw członkowskich czy Unii jako całości. Nie zmienia to jednak faktu, że my, jako Europa będziemy musieli tę cenę zapłacić, prędzej czy później - podsumowuje ekspert.

Agnieszka Zielińska, dziennikarka money.pl

Jeśli chcesz być na bieżąco z najnowszymi wydarzeniami ekonomicznymi i biznesowymi, skorzystaj z naszego Chatbota, klikając tutaj.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
unia
przemysł
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl