Pekin oszacował ubiegłoroczny PKB Chin na 3 proc. Na tle świata nie wypada on źle, ale jest jednym z najsłabszych wyników tego kraju na przestrzeni ostatnich kilkudziesięciu lat. Obecne Chiny mocno różnią się od tych sprzed kilku dekad, kiedy co roku ze wsi do miast przesiedlały się miliony ludzi, a tania siła robocza była kołem zamachowym gospodarki.
Kilka dni temu Narodowe Biuro Statystyczne Chińskiej Republiki Ludowej po raz pierwszy od 60 lat poinformowało o ujemnym przyroście naturalnym (różnicy pomiędzy liczbą urodzeń żywych a liczbą zgonów).
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Z oficjalnych danych wynika, że w Chinach żyje ponad 1,4 mld osób, ale zdaniem wielu ekspertów należy podchodzić z dystansem do tej liczby, a także do innych rządowych publikacji.
Według badań chińskiego demografa Yi Fuxian populacja Chin zaczęła się kurczyć znacznie wcześniej, niż wskazuje państwo chińskie. Z jego szacunków wynika, że w 2019 r. liczyła poniżej 1,28 mld osób. Informacje te potwierdził wyciek danych z systemów chińskiej policji wskutek ataku hakerskiego - mówi w rozmowie z money.pl dr Michał Bogusz, ekspert Ośrodka Studiów Wschodnich (OSW).
Kryzys demograficzny Chin
Aktualne dane demograficzne to tylko część problemów Państwa Środka. Najczarniejsze prognozy Szanghajskiej Akademii Nauk Społecznych zakładają, że w roku 2100 chińska populacja skurczy się do... 488 mln osób. Chiny potrzebują - trudnej do wyobrażenia z naszego punktu widzenia - rzeszy pracujących osób, by utrzymać swój wzrost gospodarczy.
Michał Bogusz podejrzewa, że sytuacja demograficzna Chin jest na tyle zła, że nie dało się tego już dłużej maskować, dlatego państwo poinformowało o tym już teraz.
- Przyczyn kryzysu demograficznego należy upatrywać w dwóch skrajnych strategiach demograficznych. Do końca lat 60. XX wieku promowano pronatalistyczną politykę, czyli wspierano wielodzietność. Następnie w roku 1970 ograniczono ją do dwójki dzieci na rodzinę, a od początku lat 80. - do jednego dziecka. W międzyczasie zmienił się model życia w Chinach i mocno wzrosły koszty życia. Wskutek tych zmian doszło do odwrócenia piramidy demograficznej - wyjaśnia ekspert OSW.
Dlaczego Chiny pudrują rzeczywistość?
Chińskie władze próbowały te niewygodne dane i prognozy ukrywać. Dlaczego? Zdaniem naszego rozmówcy powody są dwa. Po pierwsze, wieść o tym, że populacja zaczęła się kurczyć o wiele szybciej, niż przewidywało państwo, nie najlepiej świadczy o "nieomylnej" Komunistycznej Partii Chin. Po drugie, istnieje ryzyko, że kryzys demograficzny odstraszy inwestorów zagranicznych.
Michał Bogusz w rozmowie z money.pl przypomina też, że fenomenalny wzrost gospodarki chińskiej w trakcie kilku minionych dekad wiązał się z "dywidendą demograficzną", która teraz ciąży Państwu Środka. Dlaczego? Ponad 277 mln ludzi urodzonych po "Wielkim Skoku" (kampania gospodarcza przeprowadzana w latach 1958-62, która zakładała szybkie przekształcenie zacofanego kraju z rolniczego w potęgę przemysłową, zakończyła się klęską głodu) weszło na rynek pracy w latach 80. i na początku 90. Teraz ta "kohorta" w miarę dobrze wykształconych osób, pracujących na rzecz zagranicznych i krajowych korporacji, przechodzi na emeryturę.
Wielokulturowość nie dla Chin
W Chinach wiek emerytalny w przypadku mężczyzn wynosi 60 lat, a kobiet - 55 lub 50 lat w zależności od rodzaju pracy, jaką wykonywały (umysłowa lub fizyczna). Demograficzną lukę mogliby wypełnić imigranci. Radosław Pyffel, autor książki "Biznes w Chinach" i współautor podcastu "Gra Imperów", w rozmowie z money.pl stwierdza, że Chiny nie chcą budować społeczeństwa wielokulturowego, bo gdyby chciały, to już dawno rozpoczęłyby ten proces.
Według naszego rozmówcy chińskie władze mogłyby "zaprosić" 100 milionów ludzi z Azji Południowo-Wschodniej i Południowej, ale wygląda na to, że kierownictwo nie jest entuzjastycznie nastawione do modelu, który znany jest w Europie Zachodniej, a za chwilę pojawi się też w Polsce.
To pewnego rodzaju niespodzianka, bo historycznie Chiny to przecież konglomerat przeróżnych asymilowanych ludów, a chińskość nie jest kategorią etniczną. Mimo tego europejski model społeczeństwa wielokulturowego i ściągnięcie migrantów w obliczu niskich wskaźników demograficznych nie wydaje się na razie pierwszym wyborem Chin - uściśla Radosław Pyffel.
Jego zdaniem często błędnie oceniamy potęgę państwa przez pryzmat demografii. W rozmowie z money.pl zwraca uwagę, że pod tym względem najsłabiej wypada Korea Południowa, gdzie obecnie rodzi się jeszcze mniej dzieci niż w Chinach, a mimo tego to właśnie Koreańczycy liczą się na całym świecie.
- Koreańczycy odnoszą sukcesy na całym globie pomimo jednych z najniższych wskaźników demograficznych na świecie. I nikt, kto podpisuje z nimi kontrakty, nie twierdzi, że upadną gospodarczo z powodu niskich wskaźników demograficznych - zaznacza Radosław Pyffel.
Człowiek kontra maszyna
Jeśli nie tania siła robocza, to co w przyszłości ma szansę napędzać chińską gospodarkę? Zdaniem ekspertów - innowacje. W XXI wieku obserwujemy i dalej będziemy obserwować boom na nowe technologie na całym świecie, w tym również w Azji.
Przez lata w Chinach zaniedbywano konsumpcję wewnętrzną na rzecz produkcji i eksportu. Władze komunistyczne uznały taką strategię za ryzykowną i obecnie usiłują uniezależnić się od Zachodu. Zgodnie z nową koncepcją "podwójnej cyrkulacji" chińska gospodarka ma być zorientowana na rynek wewnętrzny i innowacyjna - mówi money.pl Dominik Kopiński, analityk Polskiego Instytutu Ekonomicznego (PIE).
Jego zdaniem kurcząca się populacja nie stanowi poważniejszego zagrożenia dla tej strategii rozwoju w dłuższym okresie. Kluczem do sukcesu jest bowiem - według Kopińskiego - wzrost produktywności, a nie wielkość populacji.
Kraj "białych słoni"
Przed Pekinem stoi jeszcze inny problem. Chiny są drugą gospodarką świata po USA z PKB na poziomie 18 bln dol. Jak wskazuje ekspert PIE, rozwój gospodarczy tego kraju wspomagano zaciąganymi na olbrzymią skalę pożyczkami. W związku z tym powstał olbrzymi dług sięgający blisko trzykrotności PKB Chin. Na tle innych rozwiniętych krajów nie jest to dług wysoki, ale tempo jego przyrostu w ostatnim okresie mocno niepokoi analityków i ekonomistów. Jak zauważa w komentarzu dla John Authers analityk Bloomberga, nawet chińscy bankierzy oceniają stan gospodarki gorzej, niż podają to oficjalne dane.
Wydajność produkcji w Chinach (wartość produkcji wytworzonej w danym okresie przez jednego pracującego) od 10 lat wyhamowuje, co - zdaniem Dominika Kopińskiego - wskazuje na wyczerpywanie się dotychczasowego modelu gospodarczego Chin, którego kołem zamachowym był wspominany wyżej eksport, a także inwestycje infrastrukturalne. W Chinach na potęgę budowano drogi, linie kolejowe, mosty, apartamentowce, biurowce itp.
Chińska gospodarka mogła sobie na to pozwolić w wyniku niezwykle wysokich inwestycji i oszczędności krajowych. Przykładowa stopa inwestycji w Chinach w ostatniej dekadzie wynosiła ponad 40 proc., podczas gdy w krajach OECD 20-25 proc. - porównuje analityk PIE.
Aby lepiej zobrazować skalę chińskich inwestycji, warto posłużyć się jeszcze innym porównaniem: w latach 2011-2013 Chiny wylały więcej betonu niż Stany Zjednoczone w całym XX wieku.
Czy Chiny powrócą na tory dwucyfrowego wzrostu? Dominik Kopiński nie ma wątpliwości co do tego, że okres spektakularnego tempa rozwoju tego kraju dobiega końca. Jego zdaniem gospodarka chińska zaczyna się wyraźnie przegrzewać.
Dowodzą tego m.in. nakłady kapitałowe oderwane od potrzeb rynkowych. Chiny pełne są tzw. białych słoni, czyli inwestycji z niską stopą zwrotu, czego przykładem są rzadko uczęszczane drogi wielopasmowe łączące małe miasta czy lotniska widma.
Chiny nie powiedziały jeszcze ostatniego słowa
Zdaniem ekspertów trudno w tej chwili jednoznacznie przewidzieć losy chińskiej gospodarki, bo przez ostatnie trzy lata mieliśmy do czynienia z olbrzymim chaosem - zarówno na świecie, jak i w Państwie Środka, które ze względu na pandemię koronawirusa odizolowało się od reszty świata, a gospodarka tam niemal stanęła.
Władze Chin tłumaczyły się tym, że gospodarka nie jest najważniejsza i przekonywały, że priorytetem jest bezpieczeństwo i zdrowie społeczeństwa. Jesienią minionego roku w kilkunastu chińskich miastach odbyły się protesty przeciwko polityce covidowej reżimu chińskiego i teraz, jak gdyby nigdy nic, przywrócono tam stary porządek sprzed 2020 r. (pandemia w Chinach wybuchła w grudniu 2019 r.). Jakie będą tego skutki?
Nie wiadomo. Niewykluczone, że dzięki temu chińska gospodarka dostanie pozytywny impuls do wzrostu. Pewnie będzie też sporo zakażeń, co również będzie miało swoje skutki w kraju ponad miliarda ludzi. Obserwowałbym to, co będzie się działo w Chinach w tym i kolejnym roku, bo bez wątpienia będzie mieć znaczenie dla przyszłości tego państwa i światowej gospodarki - mówi money.pl Radosław Pyffel.
Wątpliwości co do tego, że pocovidowe przebudzenie chińskiej gospodarki przełoży się na przyspieszenie jej tempa wzrostu, nie ma prof. Grzegorz Kołodko z Akademii Leona Koźmińskiego.
W programie "Money.pl" mówił niedawno, że spodziewa się skokowego przyspieszenia produkcji w tym kraju i wzrostu popytu na rynku wewnętrznym, co jego zdaniem przyczyni się do również ożywienia globalnej gospodarki. Kołodko szacuje, że w 2023 r. ok. 30 proc. światowego PKB będzie skutkiem ożywienia się gospodarki chińskiej.
Zatem Chinom może i trudno będzie powrócić na tory dwucyfrowego wzrostu, ale prognozy o zmierzchu chińskiej gospodarki na podstawie ekonomicznych wskaźników - zdaniem naszych rozmówców - są zbyt pochopne.
Karolina Wysota, dziennikarka money.pl
Jeśli chcesz być na bieżąco z najnowszymi wydarzeniami ekonomicznymi i biznesowymi, skorzystaj z naszego Chatbota, klikając tutaj.