W środę 10 lutego największe media protestowały przeciwko pomysłowi obłożenia ich nieznanym do tej pory podatkiem od zysków z reklam. Przez cały dzień na ekranach telewizorów i monitorach odbiorcy mogli zobaczyć tylko czarną planszę z oświadczeniem wyjaśniającym ryzyko płynące z wprowadzenia nowej daniny.
Nie tylko radia, telewizje, wydawcy prasy i firmy wynajmujące miejsca na bilbordach odczują ciężar nowego podatku. Zapłacą również supermarkety, które wydają swoje gazetki reklamowe oraz kluby sportowe, zwłaszcza z Esktraklasy. Jak to możliwe? Choć trudno w to uwierzyć, gazetki reklamowe spełniają definicję prasy z prawa prasowego, bo ukazują się częściej niż raz do roku. Często też zawierają reklamy produktów, które opłacili ich producenci. Na wydarzeniach sportowych z kolei można zobaczyć plansze reklamowe sponsorów klubów. To jest już przedmiotem opodatkowania w myśl projektu nowych przepisów – zauważa "Rzeczpospolita".
Przychody, jakie sama tylko Ekstraklasa czerpie z reklam, są niebagatelne. W 2019 r. przyniosły one klubom 283,6 mln zł. A próg obligujący do płacenia podatku od reklamy zewnętrznej został ustanowiony na poziomie 1 mln zł.
W razie czego, i tak zapłaci konsument
"Rz" rozmawiała z przedstawicielami sieci handlowych. Przyznali oni, że są zaskoczeni tym, że ktoś wpadł na pomysł, by ich gazetki traktować tak samo jak dzienniki czy miesięczniki.
Doradca podatkowy Mariusz Kotrzeba nie ma jednak wątpliwości, że niezależnie od konstrukcji podatku, ostatecznie i tak zostanie on przerzucony na konsumentów.
Czy rzeczywiście wkrótce zapłacimy więcej tylko dlatego, że sieci drukują miliony gazetek, które później zalegają w naszych skrzynkach pocztowych? Nie jest to przesądzone. Rząd zaznacza, że to, co zaprezentował przed kilkoma dniami, to dopiero założenia i wkrótce przeprowadzone zostaną konsultacje społeczne, które mogą doprowadzić do jego modyfikacji.