Król Jordanii, były premier Wielkiej Brytanii Tony Blair, prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski czy szef rządu Czech Andrej Babisz - tak znane nazwiska pojawiają się w międzynarodowym śledztwie dziennikarskim "Pandora Papers".
W najnowszej odsłonie śledztwa nie ma jednak nazwiska żadnego polskiego polityka - aktywnego ani byłego. Jest wątek Rafała Brzoski, prezesa InPost. Ten jednak tłumaczył, że transakcje na Cyprze miały chronić interesy jego firmy w Rosji i nie dotyczyły unikania podatków.
To nie znaczy jednak, że polscy milionerzy czy polskie spółki nie szukają optymalizacji podatkowych, jak nazywa się eufemistycznie kiwanie systemów podatkowych. Ofert polskich kancelarii, które zapewniają, że mogą pomóc w odnalezieniu się w "raju", są przynajmniej dziesiątki.
USA zamiast Cypru?
Od ekspertów i znawców rynku słyszymy jednak, że "tradycyjne" kierunki, jak Cypr czy Malta, są coraz mniej popularne wśród Polaków. Unia Europejska bowiem częściej przykręca śrubę swoim "rajom". Na Malcie na przykład unijne władze wymusiły dokładniejsze weryfikowanie nowych rezydentów podatkowych.
- Kolejne śledztwa dziennikarskie też nie sprzyjają takim rajom. W końcu nikt, kto się w ten sposób optymalizuje, nie chce być bohaterem publikacji - mówi nam anonimowo prawnik specjalizujący się w "rajach".
Dokąd teraz chcą przenosić choćby część swojego majątku niektórzy zamożni Polacy? Maciej Oniszczuk z kancelarii Oniszczuk & Associates zwraca uwagę na niewielki amerykański stan Delaware. Jak twierdzi prawnik, stan ten jest rajem podatkowym, który gwarantuje poufność i anonimowość inwestorów z całego świata. Korzystają z tego zarówno nieduże startupy, jak i globalne korporacje. Według Oniszczuka, w Delaware swoje biznesy "ma bardzo wielu Polaków".
Za wyjątkowo korzystne ze względów podatkowych uważa się też zakładanie spółek w stanie Wyoming w środkowo-zachodniej części USA. Jest nawet polska firma, która zajmuje się rejestrowaniem rodzimych spółek w tym właśnie stanie. Prowadzenie takiej spółki kosztuje przynajmniej 2,5 tys. zł rocznie. Są i dodatkowe usługi, na przykład ukrycie danych wspólników i członków zarządów w rejestrach. To kosztuje 500 zł na rok.
Poza Stanami Zjednoczonymi zamożni Polacy coraz częściej patrzą też w kierunku Wysp Dziewiczych oraz Singapuru. Do tych miejsc przyciąga zamożne osoby chociażby dyskrecja. W rejestrach dotyczących spółek nie można tam zbyt wiele znaleźć.
Niektórzy Polacy myślą też o przeprowadzce do Monako, tak jak zrobił to niedawno Hubert Hurkacz. - To nie są jednak ludzie, którzy uciekają przed podatkami, to są ludzie, którzy chcą tam robić biznes. Mieszkanie daje możliwość poznania wpływowych osób, nie mówiąc już o tym, że atmosfera jest świetna - mówi money.pl radca prawny Maja Czarzasty-Zybert.
Czasem o przeniesieniu części swojej działalności decydują jednak nie podatki i nawet nie atmosfera, a po prostu interesujące rozwiązania prawne. Bardzo zamożne osoby myślą w końcu zwykle o sukcesji - na przykład w formie fundacji zajmującej się majątkiem rodzinny.
W Luksemburgu mieści się na przykład zarząd fundacji pożytku prywatnego rodziny Kulczyków. – Celem takiej fundacji jest wyłącznie pomnażanie rodzinnego kapitału. To również rodzaj testamentu, który pozostawił po sobie Jan Kulczyk – mówi Paweł Nejman, ekspert podatkowy z Admiral Tax. Jak przypomina, ta forma prawna w Polsce nie istnieje, a szkoda, bo nie jest nigdy przedmiotem sporów spadkowych. Jej zaletą jest również stosunkowo niski koszt prowadzenia.
"Walka z wiatrakami"
Czy raje podatkowe kiedykolwiek znikną? Piotr Bartkiewicz, ekonomista Banku Pekao S.A., szczerze wątpi.
- To wymagałoby zupełnie globalnego podejścia do sprawy. Czy mogłoby się to udać? Funkcjonowanie rajów jest korzystne dla bardzo wielu państw. Irlandia korzysta na tym, że jest bardzo tania dla międzynarodowych koncernów. Wielka Brytania ma "raje" na swoich terytoriach. Nie mówiąc już o naprawdę małych państwach, które bardzo korzystają na swoich przepisach podatkowych - mówi ekspert.
- Walka z wiatrakami - mówią prawnicy i eksperci o próbach ograniczenia zjawiska. Bartkiewicz dodaje, że w wielu krajach walką z rajami podatkowymi nie są zainteresowani sami politycy. - Przecież i oni z rajów korzystają! Podobnie jak oligarchowie. Nie zawsze chodzi im jednak o to, żeby swój majątek optymalizować, ale raczej żeby go po prostu zabezpieczyć - uważa.
Ile tracimy na rajach? Zebranie dokładnych danych jest oczywiście niemożliwe, ale Polski Instytut Ekonomiczny szacuje, że wszystkie kraje członkowskie UE tracą na tym ok. 170 mld euro rocznie.