— Duża część kierowców nie ma świadomości, jak hałas wpływa na zdrowie fizyczne i psychiczne ludzi. Ponieważ odbijamy się od drzwi urzędów i policji, w walce z terrorystami akustycznymi pozostał nam pozew sądowy — mówi money.pl Alan Grinde, prezes Fundacji Orion. Jej celem jest niwelowanie hałasu w przestrzeni publicznej.
Kilkudziesięciu mieszkańców Warszawy przygotowuje wspólny pozew przeciwko ratuszowi. Wspólnymi siłami chcą zmusić miasto do tego, żeby zaczęło skutecznie walczyć z nocną patologią na drogach. Jak słyszmy, każdy z powodów będzie dochodził także zadośćuczynienia w wysokości od 5 do 25 tys. zł. Koordynatorzy tego przedsięwzięcia, do których należy m.in. Fundacja Orion, rekomendowali roszczenie w wysokości 10 tys. zł ze względu na koszty procesowe — każdy z uczestników wspólnego pozwu musi wnieść do sądu 5 proc. wartości roszczenia.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Prace nad pozwem trwają. Są na finiszu.
— Planujemy złożyć pozew w sądzie po 9 października. To dlatego, że dzień wcześniej odbędzie się sejmowa komisji środowiska ws. hałasu, a my chcemy w niej uczestniczyć. Jeśli do tego czasu pojawią się jasne deklaracje ze strony władz, przemyślimy temat — mówi money.pl Alan Grinde.
Dodaje, że jeszcze można dołączyć do pozwu przeciwko miastu stołecznemu. Pierwsze informacje o tym przedsięwzięciu pojawiły się w mediach w sierpniu tego roku. Napisał o nim Jarosław Osowski, dziennikarz "Gazety Wyborczej".
Rajdowcy terroryzują mieszkańców
Aktywiści podjęli kilka prób polubownych rozmów z władzami miasta w sprawie ścigania nocnych piratów drogowych. Pisali w tej sprawie zarówno do policji, jak i do Biura Ochrony Środowiska oraz Wydziału Ochrony Środowiska Urzędu Dzielnicy Śródmieście. Chcieli się spotkać, porozmawiać o problemie, poznać perspektywę miasta. Jak twierdzi nasz rozmówca, w zeszłym tygodniu dostali odpowiedź odmowną.
Urzędy nie widzą sensu się z nami spotykać. Wydział Ochrony Środowiska twierdzi, że to nie są jego kompetencje. Odsyłają nas do policji. Wprawdzie policja podjęła akcję "Ciche miasto", rzecz w tym, że nie przynosi rezultatu — uważa Alan Grinde.
Stołeczny Ratusz nie odniósł się wprost do pytania money.pl o rzeczony pozew. W przesłanym komentarzu informuje natomiast, że walka z hałaśliwymi autami i piratami drogowymi "to są tematy i zadania dla policji", a "policja ani prokuratura nie podlegają prezydentowi Warszawy".
Jednocześnie miasto — przekonuje rzeczniczka prasowa stołecznego ratusza — wspiera policję na wiele sposobów, w tym finansowo.
"W latach 2019-24 przekazaliśmy na rzecz KSP (m.in. patrole i służby ponadnormatywne, kontrole przewozów taxi etc.) ponad 30 mln zł. Z inicjatywy prezydenta dyrektor Stołecznego Centrum Bezpieczeństwa prowadzi rozmowy ze stołeczną policją na temat zintensyfikowania działań na rzecz bezpieczeństwa ruchu drogowym — w ślad za podpisanym w lipcu, przy udziale ministra Tomasza Siemoniaka, porozumieniem pomiędzy miastem a KSP. Te działania na pewno warto rozszerzać o inne aspekty” — pisze Monika Beuth w odpowiedzi na nasze pytanie o to, jak ratusz zamierza walczyć z nocnymi "rajdowcami".
I przypomina, że wielokrotnie miasto w różnej formie sygnalizowało kwestie rozwiązań prawnych — np. kontrolę prędkości (fotoradary). Dodaje, że w ostatnich dniach również Ministerstwo Sprawiedliwości zadeklarowało podjęcie prac na rzecz skuteczniejszego i bardziej surowego karania piratów drogowych.
Do sprawy na platformie X odniósł się osobiście prezydent Warszawy.
"Od wielu dni bulwersuje nas tragiczny wypadek na Trasie Łazienkowskiej, jesteśmy wszyscy myślami i sercem z rodziną ofiary i osobami poszkodowanymi w tym wypadku. Do takich sytuacji nie może dochodzić na naszych ulicach, dlatego cały czas pracujemy nad konkretnymi rozwiązaniami. Przede wszystkim Warszawa przekaże kolejne środki na dodatkowe patrole policjantów z drogówki, w tym na ściganie organizatorów i uczestników nocnych rajdów samochodowych. Nie ma zgody na to, aby nasze ulice były torami wyścigowymi! Rozmowy na ten temat już toczą się z Komendą Stołeczną Policji" - napisał we wtorek Rafał Trzaskowski.
Piraci drogowi wiozą śmierć
W ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy na polskich drogach miały miejsce przynajmniej trzy głośnie i skandaliczne wypadki śmiertelne, spowodowane przez piratów drogowych.
15 września tego roku na Trasie Łazienkowskiej w Warszawie kierujący volkswagenem uderzył w forda, którym jechała trzyosobowa rodzina. W wypadku zginał 37-letni ojciec, matka i dziecko trafili do szpitala. Ścigany listem gończym sprawca wypadku został zatrzymany w Niemczech.
Rok wcześniej, 16 września 2023 r., doszło do tragicznego wypadku na autostradzie A1 pod Łodzią, w którym zginęła trzyosobowa rodzina. Precyzyjniej - spłonęła żywcem po tym, jak w jej auto z dużą prędkością wjechał kierowca BMW. Sprawca, Sebastian M., od roku przebywa Dubaju. Natomiast dwa miesiące wcześniej, w połowie lipca, do śmiertelnego wypadku doszło w Krakowie.
W nocy z piątku na sobotę pędzące w kierunku Mostu Dębnickiego renault dachowało. W wypadku zginęło czterech mężczyzn.
Z piratami drogowymi od lat walczą ubezpieczyciele. Z badań przeprowadzonych przez Polską Izbę Ubezpieczeń (PIU) wynika, że niemal wszyscy (96 proc.) polscy kierowcy uważają, że umieją dobrze prowadzić. Co trzeci badany kierowca uważa, że przekroczenie prędkości o 30 km/h w terenie zabudowanym nie jest niebezpieczne. Ponad połowa jest przekonana, że można jeździć szybko i bezpiecznie. Tymczasem według statystyk policji nadmierna prędkość jest jedną z głównych przyczyn wypadków.
— Polscy kierowcy mają we krwi lekceważenie przepisów. Przykładowo, w wyjątkowych sytuacjach są bardziej skłonni dopuszczać m.in. możliwość wyprzedzania innego samochodu osobowego "na trzeciego" (22 proc. odpowiedzi pozytywnych). Wyrażają również przyzwolenie na wyprzedzanie innego samochodu osobowego bezpośrednio przed przejściem dla pieszych (19 proc.) — mówi money.pl Monika Chłopik, ekspertka PIU.
Według niej skuteczne metody prowadzące do ograniczenia liczby wypadków to prewencja i edukacja oraz odpowiedniej wysokości egzekwowalne kary.
Czynnikiem dyscyplinującym kierowców, zwłaszcza recydywistów, jest powiązanie punktów karnych i mandatów z wysokością składki OC. Kierowcy, którzy powodują wyższe ryzyko, płacą więcej. W momencie zaostrzenia kar z reguły obserwujemy, że kierowcy starają się jeździć ostrożniej. Niestety po jakimś czasie sytuacja się pogarsza. Istotnym czynnikiem jest więc również stała, częsta kontrola — wskazuje ekspertka PIU.
Ryk silników odbija się na zdrowiu
Nocni piraci z jednej strony stwarzają niebezpieczeństwo na drogach, a z drugiej powodują hałas, za co ratuszowi grozi pozew. Sposobów na walkę z rykiem silników, a przy okazji z brawurą, nie brakuje. Z dostępnych na rynku rozwiązań korzysta Paryż, Kopenhaga, Barcelona, Wiedeń, Londyn, Nowy Jork.
— W samym Paryżu zainstalowano ok. 150 kamer dźwiękowych — wskazuje Alan Grinde. Nasz rozmówca sam mieszka w ścisłym centrum Warszawy, opodal Pałacu Kultury i Nauki. Nawet 60 razy w ciągu jednej nocy słyszy ryk silników samochodów pędzących ulicami Emilii Plater, Marszałkowską i Świętokrzyską.
Jest typem społecznika. Fundację Orion założył dekadę temu. Uliczny hałas jako wróg publiczny pojawił się na jego radarze ok. 3 lata temu. Walkę z nim jego fundacja rozpoczęła od kampanii informacyjno-edukacyjnej "Wiele hałasu o hałas". Gdy na jej skrzynkę pocztową zaczął dostawać dziesiątki e-maili od mieszkańców z prośbą o pomoc, przekształcono kampanię informacyjną w akcję interwencyjną.
Każdy taki hałaśliwy przejazd zwiększa ryzyko rozwoju chorób serca, cukrzycy, rozbicia metabolizmu, cukrzycy, pogorszenia słuchu. Ponadto powoduje zaburzenia depresyjno-lękowe — wskazuje prezes Oriona, powołując się na różne badania.
Jak podkreśla, według szacunków Komisji Środowiska UE rocznie dochodzi do ok. 11 tys. przedwczesnych zgonów z powodu chorób serca, które rozwinęły się wskutek hałasu. U kobiet w ciąży stres wywołany hałasem może wpłynąć na płód — dzieci rodzą się z niższą wagą, lekkim ubytkiem słuchu, są bardziej chorowite.
Grinde dodaje, że kilka lat temu WHO opublikowało raport, z którego wynika, że do 2030 r. aż 25 proc. populacji Ziemi będzie żyło z pewnym ubytkiem słuchu. Szacunki wskazują, że wówczas będzie nas ok. 10 mld osób. To oznacza, że 2,5 mld ludzi będzie mieć ubytek słuchu. Z tej grupy 700 mln osób będzie wymagało specjalistycznego leczenia.
— Część czynników powodujących groźny dla zdrowia i życia hałas można ograniczyć. Zacznijmy od bestii akustycznych, wyścigów nocnych, piratów drogowych. Bez tego hałasu możemy się obejść, jest kompletnie niepotrzebny w naszym pejzażu. Dopiero w dalszej kolejności myślmy o cichszym transporcie czy syrenach samochodów uprzywilejowanych — apeluje do władz Warszawy i nie tylko.
W całym kraju Instytut Ekologii Akustycznej, który działa pod auspicjami Fundacji Orion, prowadzi ok. 40 interwencji w związku z uporczywym hałasem. Co ciekawe, ponad rok temu TSUE orzekł, że Polska nie wywiązuje się z obowiązku zarządzania hałasem środowiskowym. Spór z władzami Polski o przepisy dotyczące hałasu ciągnie się od 2016 r.
Jak wskazuje nasz rozmówca, problem dotyczy blisko 300 dróg w kraju i kilkunastu linii kolejowych. Podkreśla też, że nie tworzymy w miastach obszarów chronionych akustycznie, w których można by się schować przed zgiełkiem i przebodźcowaniem.
Karolina Wysota, dziennikarka money.pl