Wygląda na to, że szczyt drożyzny w ubezpieczeniach mamy już za sobą. Jeszcze 2-3 lata temu stawki bardzo szybko poszły w górę i przez rok ta sama polisa dla tego samego kierowcy potrafiła być o ponad połowę droższa.
Teraz trend się odwrócił, o czym informuje "Gazeta Wyborcza".
Nie bez znaczenia może być też epidemia koronawirusa, która sprawiła, że również towarzystwa ubezpieczeniowe są w trudniejszej sytuacji i muszą szukać nowych klientów m.in. poprzez promocyjne ceny.
Te od początku pandemii dość znacząco spadły. Dotyczy to kierowców we wszystkich większych miastach, gdzie w porównaniu z lutym potrafi być nawet o 20-30 proc. taniej. Co jednak najistotniejsze - warto porównywać oferty. Różnice między poszczególnymi firmami potrafią sięgać nawet 100 procent.
"GW" podaje przykład 34-letniej kobiety z Krakowa, która od 10 lat jeździ bezszkodowo samochodem, a prawo jazdy ma od 13 lat. Jeszcze pół roku temu zapłaciłaby za obowiązkowe ubezpieczenie OC ponad 600 złotych. Teraz ta cena spadła do 476, czyli o około 20 procent.
Eksperci tłumaczą, że niższe ceny to również efekt udoskonalenia procedur w ubezpieczalniach. Firmy są teraz w stanie znacznie lepiej ocenić potencjalną szkodowość kierowcy, dzięki czemu wiedzą, komu mogą obniżyć cenę polisy. Mniej zapłacą oczywiście ci, którzy wypadków nie powodują i od lat jeżdżą nawet bez najmniejszej stłuczki.
Nie należy się jednak na dłużej przyzwyczajać do spadków cen. - W naszej ocenie nie będzie to trwały trend. Co więcej, zauważamy w ostatnim czasie nieznaczne odbicie w górę - puentuje w rozmowie z "GW" Jakub Nowiński, członek zarządu Superpolisa Ubezpieczenia.