Dziś (1 listopada 2022 r.) wchodzą w życie nowe rekomendacje Komisji Nadzoru Finansowego, dotyczące tzw. likwidacji szkód z ubezpieczeń komunikacyjnych. Przypomnijmy, że dostępne są dwa warianty: warsztatowy (czyli bezgotówkowa naprawa samochodu, gdzie towarzystwo rozlicza się z warsztatem na podstawie faktur) oraz kosztorysowy (kierowca otrzymuje odszkodowanie z polisy sprawcy i naprawia samochód na własną rękę). Popularniejszy jest ten drugi — wybiera go ponad połowa poszkodowanych. Może jeszcze bardziej zyskać na popularności, bo od teraz ubezpieczyciele nie mogą uwzględniać w kosztorysach rabatów (o czym więcej w dalszej części tekstu), a więc kwota odszkodowania powinna wzrosnąć.
Rekomendacje przełożą się na wysokość odszkodowań wypłacanych poszkodowanym na podstawie rozliczeń kosztorysowych, czyli gotówkowych. W praktyce ta grupa osób otrzyma wyższe odszkodowania niż przed wdrożeniem nowych rekomendacji. Złożą się na to jednak wszyscy kierowcy — przede wszystkim bezszkodowi — mówi w rozmowie z money.pl Tomasz Tarkowski, dyrektor zarządzający pionem odszkodowań i świadczeń w firmie ubezpieczeniowej Uniqa.
Tymczasem w uzasadnieniu KNF do nowych wytycznych czytamy, że ich celem jest m.in. zapewnienie "ostrożnego i stabilnego zarządzania obszarem likwidacji szkód z ubezpieczeń komunikacyjnych, w tym ryzykiem związanym z tym obszarem".
O ile wzrosną odszkodowania i składki OC
KNF oszacowała, że z powodu nowych wytycznych polisa zdrożeje o około 20 zł. Według Tarkowskiego w ciągu roku na stu kierowców szkodę ma trzech lub czterech.
— Szacunki rynkowe wskazują, że średnia wartość szkody (obecnie wynosi około 8,5 tys. zł — przyp. red.) w następstwie wdrożenia rekomendacji KNF wzrośnie o 5-7 proc. — mówi przedstawiciel towarzystwa ubezpieczeniowego.
Nie tylko to przyczyni się do wzrostu cen polis. Według danych porównywarki rankomat.pl, średnia składka OC w pierwszym półroczu 2022 r. wyniosła 524 zł. To o 15 proc. mniej niż w analogicznym okresie rok wcześniej. Szkopuł w tym, że inflacja nie omija motoryzacji.
— Od początku tego roku części samochodowe i materiały podrożały średnio o kilkanaście procent. Rosną też stawki za roboczogodzinę. Niedawno maksymalnie akceptowalna stawka przez ubezpieczyciela wynosiła 150-180 zł. Obecnie stawki sięgają 200 zł. Duży wpływ na to ma cen energii i gazu — wskazuje Tarkowski.
Skąd się biorą rabaty w kosztorysach
Do tej pory ubezpieczyciele naliczali rabaty w kosztorysach, czyli pomniejszali wysokość odszkodowania. O ile?
Bywało różnie, wiele zależało od danego ubezpieczyciela i regionu. Było to co najmniej 20-30 proc. — mówi Marcin Broda, analityk Ogmy, wydawcy "Dziennika Ubezpieczeniowego".
Była to powszechna praktyka w branży. Jak podkreśla Broda, ma ona uzasadnienie.
— Wszelkie badania potwierdzają, w tym badanie tajemniczego klienta, że gdy Kowalski przychodzi do warsztatu z ulicy, to dostaje nawet o 40 proc. niższe stawki niż ubezpieczyciel. Innymi słowy, warsztaty od towarzystw ubezpieczeniowych wołają więcej za naprawę samochodu — twierdzi analityk ubezpieczeniowy.
Podobnie uważa Tarkowski. Według niego różnica wynosi średnio około 20 proc.
— O tym, że wyliczania kosztorysowe były dotychczas adekwatne, świadczy fakt, że klienci praktycznie nie wracali z fakturami z warsztatu po więcej pieniędzy. Reklamacje się zdarzają. 90 proc. procent z nich dotyczyła jednak osób reprezentowanych przez kancelarie odszkodowawcze — mówi przedstawiciel firmy ubezpieczeniowej.
Zwraca uwagę, że ponad połowa kierowców wybiera naprawy kosztorysowe, pomimo że wygodniej jest odstawić samochód do autoryzowanego warsztatu, gdzie ubezpieczyciel pokryje wyższe koszty naprawy samochodu i rozliczy się bezpośrednio z warsztatem na podstawie faktur. Dodaje, że z jakiegoś powodu kierowcy tego nie robią. Z jego obserwacji wynika, że poszkodowani masowo korzystają z tanich napraw we własnym zakresie.
Rabaty psują rynek
O komentarz poprosiliśmy biegłego z zakresu motoryzacji.
— Z owymi rabatami są dwa problemy. Delikatnie mówiąc, wątpliwości budzi przede wszystkim forma i wiarygodność ich ustalenia, które zdaniem wielu rozwiać powinien UOKiK, badając m.in. przepływy finansowe i inne aspekty tego typu porozumień pomiędzy partnerami w interesach (ubezpieczycielami a warsztatami — przyp. red.) — wskazuje na pierwszy z dwóch problemów Łukasz Szarama, ekspert branży motoryzacyjnej.
Drugi problem — kontynuuje Szarama — polega na tym, że rabaty i upusty są narzucane nie tylko w rozliczeniach kosztorysowych, co zdaniem biegłego z zakresu motoryzacji istotnie wzmacnia szarą strefę i obniża poziom bezpieczeństwa ruchu drogowego, ale także dotkliwie uderza w legalne i uczciwe serwisy rozliczające naprawy na podstawie faktur. Chodzi o to, że ubezpieczyciele dogadują się na współpracę z warsztatami na zasadach win-win — w zamian za "lepsze" stawki, towarzystwa kierują do partnerskich warsztatów więcej aut w ramach bezgotówkowej likwidacji szkody.
— Trudno jednoznacznie stwierdzić, czy ubezpieczyciele z nich (rabatów — przyp. red.) całkowicie zrezygnują. Boję się, że oszczędności na poszkodowanych będą przemycane w inny sposób. Ewidentnie brakuje efektywnego nadzoru nad różnymi aspektami likwidacji szkód — uważa Szarama.
Podkreśla, że według rekomendacji KNF rozliczenia dokonywane w formie kosztorysowej nie powinny się różnić od tych na podstawie faktury.
— Płatnicy bez wątpienia będą na różne sposoby udowadniać, że ich oferta rozliczenia gotówkowego pozwala na bezproblemową i bezpieczną naprawę samochodu. Pytanie: jak długo państwo będzie tolerować pompowanie miliardów w szarą strefę? — zastanawia się Szarama.
Spodziewa się on około 15-procentowego wzrostu wartość odszkodowań wypłacanych na podstawie kosztorysów. Nie ma on jednak pewności, czy ubezpieczyciele nie uszczkną przybliżonej kwoty gdzie indziej — np. przy ustalaniu wartości pojazdu w przypadku szkody całkowitej.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Nadzór wytrącił ubezpieczycielom oręż z ręki
- Warto wybrać serwis, który w razie problemów z rozliczeniem szkody sam będzie dochodził swoich roszczeń w sądzie bez angażowania nas — radzi kierowcom Szarama.
Wzrostu liczby sporów sądowych z powodu rekomendacji nadzorcy spodziewa się Broda. Zdaniem analityka czeka nas kilka miesięcy siłowania się warsztatów z ubezpieczycielami. Obawia się windowania cenników przez tych pierwszych, którym w obecnym otoczeniu gospodarczym nie brakuje argumentów za podwyżkami. Dodaje, że problem polega na tym, że tym drugim nadzór wytrącił z ręki oręż.
— Efekt tego starcia zobaczymy na początku przyszłego roku — uważa Broda.
Nie podejmuje się on oszacowania, o ile wzrośnie odszkodowanie wypłacane w gotówce, bo nie jest w stanie przewidzieć, o ile ceny podniosą warsztaty — o dziesięć, dwadzieścia, czy może pięćdziesiąt procent. Dodaje, że końcówka roku to zwykle czas promocji na OC komunikacyjne. Z kolei Tarkowski przypomina, że na wysokość składki wpływa także częstotliwość szkód. Zależy ona m.in. od natężenia ruchu na drogach. W pandemii był mniejszy. Obecnie jest podobnie. Wszystko przez ceny paliw.
— Przewidujemy, że jeszcze przez dłuższy czas natężenie ruchu będzie niższe niż przed covidem. Przez wysokie ceny paliw na drogach nie ma aż tylu aut. Tym samym jest mniej stłuczek i szkód. Prawdopodobnie z tego powodu nie widać na rynku OC komunikacyjnego zauważalnych wzrostów cen, a średnia składka jest relatywnie niska. Gdy ceny paliw spadną, zobaczymy ich więcej — sądzi Tarkowski.
Karolina Wysota, dziennikarka money.pl