Zanim doszło do startu rządowego programu, w bankach już zaczęły ustawiać się kolejki chętnych. W efekcie dziś te instytucje bankowe, które przystąpiły do rządowego programu, notują rekordową liczbę wniosków.
Mamy ponad trzykrotny wzrost liczby przyjmowanych wniosków, po pierwszych dniach lipca w porównaniu do dziennej liczby wniosków w drugim kwartale tego roku. Każdego dnia obserwujemy wzmożone zainteresowanie skutkujące dużą liczbą składanych wniosków kredytowych – poinformowało money.pl biuro prasowe Banku Pekao.
Piotr Wardziak, ekspert w departamencie Komunikacji Korporacyjnej banku PKO PB przekazał nam, że do 18 lipca doradcy, agenci oraz pośrednicy współpracujący z bankiem wystawili ponad 34 tys. ofert dotyczących rządowego programu Bezpieczny kredyt 2 proc. – Pierwsze umowy kredytowe zostały już podpisane. Jednocześnie w grupie klientów, którzy kwalifikują się do programu, zainteresowanie jest trzykrotnie większe niż przed wprowadzeniem produktu do oferty – informuje.
Lawina wniosków. Banki się "zatkały"
Ogromne zainteresowanie programem potwierdza też Jarosław Sadowski, główny analityk Expandera. Jego zdaniem liczba wniosków jest tak duża, że banki nie nadążają z obsługą wniosków.
Jednym z powodów tej sytuacji jest fakt, że program został uruchomiony w wakacje, gdy wielu pracowników banków przebywa na urlopach. Efekt jest taki, że banki się w tej chwili "zatkały" – tłumaczy.
Jak mówi istotne jest też to, że na razie niewiele banków zdecydowało się na uczestnictwo w rządowym programie. Przypomnijmy, do programu przystąpiło osiem z nich: PKO Bank Polski, Bank Pekao, Alior Bank, VeloBank, Bank Polskiej Spółdzielczości (BPS), SGB Bank, Bank Spółdzielczy Rzemiosła w Krakowie i Bank Spółdzielczy w Brodnicy. W praktyce jednak wnioski kredytowe można składać tylko w pierwszych pięciu bankach.
– Większość wniosków trafia jednak dziś głównie do trzech banków: Pekao, PKO BP i Alior Banku. Siłą rzeczy trudno się więc dziwić, że doszło do zatorów – mówi Sadowski.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Trzeba będzie pomyśleć o uproszczeniu procedury"
Norbert Jeziołowicz, dyrektor Zespołu Bankowości Detalicznej i Rynków Finansowych w Związku Banku Polskich, przyznaje, że w porównaniu z czerwcem liczba wniosków o kredyty mieszkaniowe w największych bankach jest kilka razy większa. – Nie oznacza to jednak, że sytuacja może się wymknąć spod kontroli – ocenia.
Dodaje jednocześnie, że jeśli liczba składanych wniosków będzie nadal rosła w takim tempie, wówczas trzeba będzie pomyśleć o uproszczeniu procedury.
Przypomina, że banki miały niewiele czasu na przygotowanie się do programu. Ustawa wprowadzająca program Bezpieczny Kredyt została opublikowana w czerwcu. – Tymczasem, aby uruchomić taki program, trzeba m.in. mieć przetestowany cały system. Jeżeli jednak dynamika składanych wniosków będzie dalej rosła, trzeba będzie wprowadzić jakieś usprawnienia. Warto jednocześnie pamiętać, że za chwilę kolejne banki dołączą do programu. Popyt stopniowo się więc rozłoży – mówi Jeziołowicz.
Termin nierealny?
Jego zdaniem skutkiem obecnej sytuacji może być wzrost liczby udzielanych kredytów do poziomów sprzed dwóch lat, gdy banki udzielały średnio ok. 60 tys. kredytów na kwartał.
Podstawowym problemem jest dziś nierealny termin, który ustawodawca dał bankom na rozpatrzenie wniosku i uruchomienie kredytu. Zgodnie z ustawą banki mają na to zaledwie 21 dni. To czas nie tylko na rozpatrzenie wniosku, ale także na dokonanie kompleksowej analizy i przygotowanie dokumentów do podpisania umowy oraz uruchomienia środków. Warto więc postawić pytanie, czy banki wyrobią się w tym terminie – mówi Tomasz Błeszyński, ekspert rynku nieruchomości.
Przypomina, że w przypadku rządowego kredytu banki obowiązuje standardowa procedura, taka sama jak w przypadku innych mieszkaniowych kredytów.
– Bank musi najpierw rozpatrzyć wniosek, dokonać m.in. wizytacji nieruchomości upatrzonej przez wnioskodawcę. Zdarzało się, że cały proces trwał od trzech do czterech miesięcy w niektórych bankach. Tymczasem w rządowej ustawie założono optymistycznie, że potrwa to 21 dni – mówi.
Według niego niefortunne jest także uruchamianie programu w wakacje. – Ustawodawca nie wziął pod uwagę, że w lipcu z powodu urlopów w bankach jest mniej pracowników. Już słyszałem, że niektóre banki zaczynają ściągać pracowników z innych działów, aby poradzić sobie z tą sytuacją – mówi Błeszyński.
Popyt na kredyty gwałtownie wystrzelił
Oficjalnie nie ma jeszcze danych dotyczących liczby złożonych wniosków i udzielonych kredytów w trakcie pierwszych tygodni lipca. Jednak z danych BIK Indeksu popytu na kredyty mieszkaniowe wynika, że w czerwcu 2023 r. o kredyt mieszkaniowy wnioskowało łącznie 22,01 tys. potencjalnych kredytobiorców. Rok wcześniej – 19,51 tys., to wzrost o 12,8 proc. W porównaniu do maja 2023 r. liczba osób wnioskujących o kredyt mieszkaniowy spadła jednak o 1,6 proc.
– Czerwcowy odczyt BIK Indeksu popytu na kredyty mieszkaniowe wystrzelił. Pokazał, że w czerwcu złożono wnioski kredytowe na wartość o ponad 26 proc. wyższą niż przed rokiem. Kolejny po maju dodatni odczyt Indeksu jest symptomem trwałej poprawy na rynku kredytów mieszkaniowych – uważa dr hab. Waldemar Rogowski, główny analityk Grupy BIK.
Jego zdaniem do tego wyniku przyczynił się m.in. wzrost zdolności kredytowej, co jest m.in. skutkiem obniżenia bufora. Teraz do tych czynników doszedł start rządowego programu Pierwsze Mieszkanie. – Oczekiwanie na jego rozpoczęcie wstrzymywało decyzje o zaciągnięciu kredytu przez potencjalnych beneficjentów. Obecnie obawiają się oni jednak m.in. wzrostu cen nieruchomości i to zarówno na rynku pierwotnym, jak i wtórnym, w związku z pojawieniem się dodatkowego bodźca popytowego wygenerowanego przez kredyty z dopłatą – podkreśla analityk.
Spełnia się scenariusz, przed którym ostrzegali eksperci
Zdaniem Marka Wielgo, eksperta portali RynekPierwotny.pl i GetHome.pl to uzasadnione obawy. – Kilka miesięcy temu prognozowaliśmy, że Bezpieczny Kredyt 2 proc. zrobi na rynku furorę. Ten nowy rządowy program ma bowiem liczne zalety. Zwracaliśmy też jednak uwagę na jedną, ale groźną wadę, że może on skutkować wzrostem cen mieszkań. Zwłaszcza tam, gdzie są one jeszcze stosunkowo tanie – podkreśla.
Wygląda na to, że powoli ten scenariusz zaczyna się spełniać. Obecnie – jak podaje RynekPierwotny.pl – średnie ceny ofertowe nowych lokali w Warszawie w ciągu roku (od czerwca 2022 r. do czerwca 2023 r.) wzrosły o 11 proc., do 14,9 tys. zł za m kw. W Krakowie wzrost wyniósł 18 proc., a ceny przekroczyły 13,7 tys. zł za m kw. We Wrocławiu ceny podskoczyły o 10 proc., do 12,2 tys. zł, natomiast w Gdańsku i Łodzi wzrost wyniósł po 13 proc., a ceny przekroczyły odpowiednio 12,6 i 9,9 tys. zł za m kw.
Agnieszka Zielińska, dziennikarka money.pl