Karolina Wysota, dziennikarka money.pl: Które z wyzwań sektora bankowego ma najwyższy priorytet na pana liście?
Tadeusz Białek, prezes ZBP: Gdybym miał wybrać absolutny top, byłaby nim reforma wskaźników referencyjnych WIBOR/WIRON ze względu na skalę i zakres tego przedsięwzięcia. Dla mnie osobiście, prawnika, ważnym celem jest systemowe rozwiązanie problemu dotyczącego kredytów frankowych.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Jak chce pan to zrobić?
Biorąc pod uwagę fakt, że aktualnie w sądach toczy się ponad 130 tys. spraw o kredyty frankowe (jedna trzecia portfela frankowego - przyp. red.,), nie widzę innej możliwości niż rozwiązanie legislacyjne.
To wiemy. Pytam, jaka ma być ta ustawa?
Satysfakcjonująca dla obu stron, kompromisowa, wyważona, dobra dla sądownictwa. W tym momencie są obciążone nadzwyczajnym wolumenem spraw frankowych.
Czyli jaka?
W dużej mierze idąca ścieżką wytoczoną przez przewodniczącego KNF Jacka Jastrzębskiego. Jak dotąd podpisano 40 tys. ugód frankowych, aczkolwiek dynamika spadła z obiektywnych przyczyn związanych ze wzrostem stóp procentowych.
Chodzi o automatyczne przewalutowanie kredytów frankowych na takich zasadach, jakby od początku były kredytami złotowymi?
Niekoniecznie, chodzi o ustawowe ramy do ugodowego przekształcenia kredytu frankowego w taki sposób, jakby od początku był złotowy. Inne rozwiązania byłyby trudne do zaakceptowania.
Jeśli ugody miałyby mieć charakter dobrowolny, to po co nam ustawa?
Chodzi m.in. o to, by był ustawowy obowiązek wejścia w proces ugodowy. Wyobrażam sobie sytuację, w której strony są zobowiązane do podjęcia negocjacji, również na etapie trwającego postępowania sądowego. Trudno mi mówić o szczegółach rozwiązania, nad którym pracuje KNF, a którego założeń nie znam.
Cofnijmy się do roku 2016. Czy ZBP, sprzeciwiając się wówczas propozycji ustawy frankowej, popełnił błąd?
To było rozwiązanie siłowe, a my wtedy rzeczywiście sprzeciwialiśmy się narzuceniu konwersji kredytów walutowych na złotowe. Zakładam, że teraz siłowemu rozwiązaniu sprzeciwialiby się także kredytobiorcy, dlatego zmierzamy do kompromisu.
Gdyby mógłby pan cofnąć czas, nie poparłby pan ustawy prezydenta Dudy z 2016 roku?
Nie poparłbym rozwiązania ustawowo przekształcającego rodzajowo inne umowy kredytowe w drugie.
Gdy frankowicze prosili o ustawę kilka lat temu, Jarosław Kaczyński wysłał ich do sądów. Poszli i teraz gdy lwia część tych kredytobiorców wygrywa, to banki chcą ustawy. Czy wg pana jest to fair?
Dwie trzecie portfela kredytów walutowych wciąż się spłaca. Znaczna część tych kredytobiorców nigdy nie zamierzała wejść w spór sądowy z bankiem. Z punktu widzenia tych osób rozwiązanie ustawowe, dzięki któremu będą płacić mniej, jest korzystne. Natomiast jeśli ktoś chce iść do sądu teraz, musi się liczyć nawet z pięcioletnim postępowaniem i gigantycznymi kosztami obsługi prawnej.
Powiedział pan, że podejście kancelarii prawnych, które zachęcają kredytobiorców złotowych do składania pozwów (...), mamiąc ich wizją "darmowego kredytu", jest patologiczne i będzie pan z tym walczył. Jak?
Mocą prawa. Kancelarie prawne krzyczą, że walczą z niedozwolonymi zapisami w umowach kredytowych, a same w swoich umowach mają szereg klauzul abuzywnych. Niestety klienci często nie czytają tych umów, a w nich czasami aż się roi od klauzul abuzywnych, zwłaszcza jeśli chodzi o zapisy dotyczące wynagrodzenia za sukces czy wyłączenia odpowiedzialności kancelarii.
Czy wg pana winą za lawinowe pozywanie banków należy obarczyć kancelarie?
Niekoniecznie, kancelarie po prostu wykorzystują dobrą koniunkturę pod swój biznes. Mamy skrajną nadinterpretację rozumienia abuzywności, instrumentalne jej traktowanie do próby uwolnienia się z zobowiązań. Pewnie zaraz powie pani, że winne są banki.
Nic takiego nie powiem.
Spośród wszystkich państw unijnych tylko w Polsce mamy do czynienia z masowym pozywaniem banków i unieważnianiem kredytów walutowych. Np. w Austrii było jeszcze więcej kredytów frankowych niż w Polsce i nie ma tam żadnych unieważnień ani nie było też żadnego rozwiązania ustawowego.
Jak ocenia pan ryzyko prawne kredytów złotowych?
Obserwujemy masowe kampanie reklamowe kancelarii - głównie frankowych, które poszerzają ofertę o kredyty złotowe, oparte na wskaźniku WIBOR. Większość reklamacji, które spływają do banków, dotyczy umów kredytowych zawartych w okresie niskich stóp procentowych, ale też w reżimie dyrektywy o kredycie hipotecznym i bardzo szczegółowych rekomendacji nadzoru nakazujących bankom przedstawienie klientom precyzyjnych prognoz jak może zmienić się rata w przypadku wzrostu stóp. Z punktu widzenia prawnego te umowy są bezpieczne.
Gdy pierwsi frankowicze pozywali banki przed 2015 rokiem, bankowcy wówczas mówili, że nie mają szans w sądach. Dziś wygrywają grubo ponad 90 proc. spraw o "darmowy kredyt". Czy z kredytami złotowymi może być podobnie?
Wiem, że taką narrację głoszą kancelarie frankowe, ale obie te sytuacje są nieporównywalne. W sprawach kredytów hipotecznych mamy aktualnie drobiazgowe regulacje unijne i krajowe. W sprawach frankowych dokonano rażącej nadinterpretacji abuzywności.
Klienci podejmują też próby unieważniania kredytów konsumenckich. Dużo jest takich pozwów?
Nie obserwujemy szerszej skali tego zjawiska.
Banki straszą, że nie będą w stanie finansować gospodarki? Dlaczego? Przecież sektor jest nadpłynny, czyli, upraszczając, ma więcej pieniędzy, niż jest w stanie zagospodarować.
Nadpłynność to jedno, a rentowność biznesu - drugie. Stopa zwrotu, która ma szczególne znaczenie dla właścicieli banków, jest w Polsce jedną z najniższych w Europie. A więc pożyczanie przestaje się opłacać. Ponadto panuje u nas nieprzyjazne środowisko prawno-regulacyjne i wysokie ryzyko prawne. Np. ostatnia ustawa antylichwiarska skończy się ograniczeniem dostępności kredytów konsumenckich przez banki i SKOK-i.
Przez to, że kredyty konsumenckie, mają być tańsze, banki będą się z nich wycofywać?
W świetle obowiązujących przepisów, uchwalanych w atmosferze populizmu i braku dialogu, kredyty konsumenckie są po prostu produktem nierentownym.
Będziecie apelować o zmiany w ustawie antylichwiarskiej?
Będziemy apelować o zmianę wzoru liczenia kosztów pozaodsetkowych. Banki i skoki nie udzielają chwilówek, a zostały najmocniej poszkodowane przez tę ustawę. Jeśli przepisy się nie zmienią, klienci będą skazani na szarą strefę.
Do końca roku obwiązują ustawowe wakacje kredytowe. Czy gdy się skończą, spodziewacie się pogorszenia spłacalności hipotek?
Wskaźnik WIBOR, od którego zależy oprocentowanie kredytów, antycypuje przyszłe decyzje Rady Polityki Pieniężnej w zakresie poziomu stóp procentowych. Jesteśmy w trendzie spadkowym, co już poskutkowało niewielkimi obniżkami rat. Wiem, że nie są to jeszcze poziomy satysfakcjonujące przeciętnego Kowalskiego. Jeśli po wygaśnięciu wakacji kredytowych klienci będą mieć problem ze spłatą kredytów, będę rekomendował korzystanie z Funduszu Wsparcia Kredytobiorców.
Czyli sprzeciwiacie się wydłużeniu wakacji kredytowych.
Sprzeciwiamy się powszechnie dostępnym wakacjom kredytowym dla każdego. Jest to rozwiązanie złe, szkodliwe, obniżające moralność płatniczą. W Polsce krytykuje je NBP, BFG, KNF, a na poziomie unijnym EUNB i MFW. Chyba więcej argumentów za tym, by nie kontynuować takiego rozwiązania nie potrzeba.
Jak ocenia pan wyborczą propozycję Donalda Tuska: kredyt 0 proc. na zakup pierwszego mieszkania?
Sektor bankowy jest kierunkowo za każdym projektem, mającym na celu aktywizację rynku kredytów hipotecznych oraz promocję długoterminowego oszczędzania na cele mieszkaniowe. Czym innym są natomiast realne możliwości budżetowe Skarbu Państwa w zakresie wprowadzania takich preferencyjnych kredytów.
Przejdźmy do kontrpropozycji, czyli rządowego projektu "Bezpieczny kredyt 2 proc." na zakup mieszkania. Program wystartuje w lipcu. Rekomendowałby pan bankom przestąpienie do niego?
Tak, ale będzie to indywidualna decyzja każdego z banku. Banki specjalizujące się w kredytach hipotecznych powinny być zainteresowane tym programem. Sporym wyzwaniem będzie przygotowanie się do jego obsługi, ale wspieramy przygotowanie się banków do tego projektu.
Prace legislacyjne nad tym projektem się nie skończyły, a za dwa miesiące z hakiem do banków spłyną pierwsze wnioski o "Bezpieczny kredyt 2 proc.". Czy banki zdążą się przygotować do ich udzielania?
Dwa miesiące to krótko, by rzetelnie opracować obsługę tego programu. Jeżeli nie zostanie przesunięty, zapewne tylko część banków zdąży się przygotować na czas.
Rozmawiała Karolina Wysota, dziennikarka money.pl