Szykują się zmiany w przepisach o kredycie konsumenckim, a kierunek wyznaczą legislatorzy unijni. Do końca tego roku powinni uchwalić nowelizację dyrektywy z 2008 r. Następnie kraje członkowskie będą musiały do tych wytycznych dostosować swoje prawo – termin upłynie w 2024 r. Obecnie na szali leżą trzy warianty tego samego projektu. Najbardziej liberalna jest wersja Rady Unii Europejskiej, a najostrzejsza – Parlamentu Europejskiego (PE). Propozycja Komisji Europejskiej (KE) leży gdzieś pomiędzy.
Dyrektywa roztacza jeszcze większy parasol prawny nad konsumentem i zapomina o transgranicznym rynku
Na tym etapie wiadomo, że dyrektywa realizuje tylko jeden z dwóch podstawowych celów. O kulisy prac nad aktem oraz wpływ na polski rynek pytamy Agnieszkę Wachnicką, szefową Fundacją Rozwoju Rynku Finansowego (FRRF).
– Projekt trafił do prac w Komisji ds. Rynku Wewnętrznego i Ochrony Konsumentów, a nie do Komisji Gospodarczej i Monetarnej. To po pierwsze. Po drugie kierunek bardzo prokonsumencki determinowała sprawozdawczyni projektu Kateřina Konečná z Komunistycznej Partii Czech i Moraw, która przygotowała pierwotną wersję poprawek do podstawowej wersji projektu KE. Pod wpływem partii prawicowych i centrowych udało się nieco złagodzić i zracjonalizować kierunek i wypracowano wersję kompromisową – relacjonuje Agnieszka Wachnicka, szefowa FRRF, zaangażowana w prace nad aktualizacją dyrektywy.
Zginęła idea konsumenta poinformowanego i świadomego, jaka przyświecała Unii w trakcie prac nad tą dyrektywą w 2008 r.
- Zwalnianie konsumenta od obowiązku myślenia nie jest dobre. Dziś cały ciężar odpowiedzialności przerzucamy na podmiot finansowy. Ta tendencja na poziomie unijnym tylko się pogłębia – ocenia nasza rozmówczyni.
Wspólny rynek kredytowy nie istnieje, a pole do nadużyć jest ogromne
Nie wykorzystano okazji do zbudowania transgranicznego rynku, co leży u podstaw Unii. Upraszczając, np. hiszpański, niemiecki czy francuski podmiot z rynku finansowego nadal nie będzie mógł udzielać kredytów Polakom ponad granicami państw.
– Tych kwestii nie będą regulować przepisy unijne, zastosowanie będą miały przepisy polskie, co oznaczałoby, że taki podmiot musiałby się zarejestrować jako instytucja pożyczkowa. To jest o tyle niezrozumiałe, że na rynkach europejskich działa mnóstwo platform internetowych, które z krajów trzecich udzielają pożyczek i nie ma nad nimi żadnego nadzoru – zwraca uwagę na problem prezeska FRRF.
Tymczasem KE – zauważa nasza rozmówczyni – mówi, że rynek się nie zharmonizował, więc nie ma sensu w to brnąć. – To niezrozumiałe podejście. W dobie cyfryzacji, gdy mamy możliwość transgranicznego oferowania różnych usług, powinniśmy dążyć do tego, żeby ten rynek mocniej kontrolować dzięki stosowanym regulacjom – uważa Agnieszka Wachnicka.
Sposób ochrony konsumenta? Przesyt informacyjny
Według naszej rozmówczyni, KE i PE uważają, że konsument powinien być chroniony na wszystkich płaszczyznach. Uważa, że w projektach dyrektywy jest mnóstwo przykładów zbyt daleko idących regulacji. Jednym z nich jest dokładanie obowiązków informacyjnych, co zdaniem ekspertki wcale nie sprawi, że świadomość kredytobiorców wzrośnie.
– Konsument już dziś jest przeładowany informacjami – stwierdza. I dodaje: ponadto usiłowano ograniczyć katalog danych branych pod uwagę w ocenie ryzyka kredytowego wyłącznie do informacji ekonomicznych z pominięciem behawioralnych, ale na szczęście udało się osiągnąć kompromis.
Więcej problemów niż pożytku. Przepisy, które stanowią problem
Ekspertka wskazuje przepisy, które jej zdaniem doprowadzą do skutku przeciwnego do zamierzonego.
– Jeśli odmówimy klientowi kredytu, to trzeba będzie mu szczegółowo wyjaśnić, dlaczego. Np. Gdy klient zobaczy, że nie dostał kredytu z powodu zbyt niskiego dochodu, istnieje ryzyko, że zmodyfikuje wniosek i zawnioskuje o finansowanie u innego kredytodawcy. Takie podejście nie realizuje celu ograniczania nadmiernego zadłużania się konsumentów – diagnozuje problem.
Idźmy dalej.
– Parlament nakazuje, żeby konsument miał możliwość, żeby to człowiek ocenił zdolność kredytową, a nie automat. Przecież to powrót do przeszłości. Człowiek nie jest w stanie przeanalizować tylu danych co algorytm – krytykuje pomysł nasza rozmówczyni.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Przykręcanie kurka z przychodami pożyczkodawców. Oferta mocno się skurczy
Komisja zaproponowała, żeby w każdym kraju były limity kosztów kredytu – przynajmniej jeden z trzech wariantów, które proponuje w projekcie: limit na odsetki, limit całkowitego kosztu kredytu, limit Rzeczywistej Rocznej Stopy Oprocentowania (w Polsce obowiązują wszystkie trzy, ale nie tak wyśrubowane, jak chce tego unijny regulator).
– Limit na RRSO z ogromnym prawdopodobieństwem spowoduje zniknięcie z rynku wszystkich pożyczek poniżej roku, co wynika z metodologii liczenia RRSO. Banki raczej nie zagospodarują tego obszaru, ponieważ standardowo operują w wysokich przedziałach kwotowych i dłuższych okresach kredytowania – ocenia.
Kowalski niczym firma. Gdy popadnie w długi, będzie mógł się zrestrukturyzować
Powstaną centra doradztwa restrukturyzacyjnego. Chodzi o to, żeby osoby, które mają problemy ze spłatą zadłużenia, mogły pójść do specjalisty, który podpowie im, jak wyjść z problemów finansowych. Według Agnieszki Wachnickiej tego rzeczywiście potrzebujemy, a teraz nie mamy. Pytanie: kto miałby się tym zajmować?
– No właśnie. Porada musi być bezpłatna, a podmiot świadczący tego rodzaju usługi niezależny, więc udział prywatnych podmiotów stoi pod znakiem zapytania. Pozostają organizacje pozarządowe, które będą potrzebowały funduszy państwowych. Nad tym należy już pracować, bo brakuje nam ośrodków, które pomagałaby konsumentom – sugeruje ekspertka.
Programy edukacyjne wyrosną jak grzyby po deszczu. Pieniądze na to już są
Według niej przy implementacji dyrektywy największy akcent powinniśmy położyć właśnie na aspekt edukacji finansowej. Zaznacza, że z badań OECD wynika, że nie mamy o tyle problemu z wiedzą, ile z wykorzystaniem jej w praktyce. W 2019 r. powstała u nas Rada Edukacji Finansowej zasilana środkami z kar nakładanych przez UOKiK i KNF na podmioty rynku finansowego (na koniec 2021 r. w funduszu zgromadzono ponad 105 mln zł), zatem, zdaniem Agnieszki Wachnickiej, przestrzeń finansową do tych działań z pewnością mamy.
W Polsce edukacja finansowa jest bardzo rozproszona, prowadzona głównie przez komercyjne instytucje finansowe. – Wchodzą one do szkół głównie podstawowych z programami edukacyjnymi, które budzą nieufność, czy to przypadkiem nie jest element strategii marketingowej, a nie to nam chodzi. Przydałaby się centralizacja tych wszystkich koncepcji. Można by to robić pod egidą Rady Edukacji Finansowej – uważa.
Stwierdza, że jest wiele organizacji, które chętnie zaangażowałby się w różne programy edukacyjne, gdyby tylko mogły otrzymać pieniądze od państwa. Podobnie z doradztwem restrukturyzacyjnym. – Państwo może mieć problem z wywiązaniem się z tego obowiązku samodzielnie. Będzie potrzebować wsparcia organizacji pozarządowych. Tak bym sobie ten system wyobrażała – puentuje.
Karolina Wysota, dziennikarka money.pl