- Rozwiano ostateczne wątpliwości - komentuje w rozmowie z money.pl Marcin Murzyński, ekonomista, ekspert ds. kredytów w Pledziewicz Kancelaria. W ten sposób odnosi się do nowej uchwały Sądu Najwyższego. SN na czwartkowym posiedzeniu w składzie Izby Cywilnej uznał, że jeśli tylko część umowy frankowej była nielegalna, to trzeba ją unieważnić w całości.
Zdaniem Marcina Murzyńskiego ruszy teraz kolejna lawina pozwów. Takie lawiny uruchamiały się już w ostatnich latach kilka razy i były reakcją na korzystne dla frankowiczów orzeczenia. Jak wynika z danych 47 sądów okręgowych, w 2023 r. wpłynęło 87 tys. pozwów w sprawach frankowych. To o 35,5 proc. więcej niż w 2022 r., kiedy było ich nieco ponad 64 tys.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
- W 2024 r. liczba spraw, które trafią do sądów, może przekroczyć 100 tysięcy - prognozuje Murzyński.
Wyrok SN. Co oznacza dla frankowiczów?
Jednocześnie dodaje, że przełomu nie ma, bo SN potwierdził linię orzeczniczą, która utarła się już po wyrokach Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej. Tego samego zdania jest mec. Weronika Magdziak-Śliwa z kancelarii Kochański & Partners. - Sąd Najwyższy potwierdził utrwaloną praktykę i wykładnię sądów powszechnych rozpoznających sprawy frankowe i nie mamy tu żadnej rewolucji - tłumaczy prawniczka w rozmowie z money.pl.
Zwraca jedynie uwagę na to, na jaki dzień powinien być ustalany początek biegu terminu przedawnienia roszczeń banku o zwrot wypłaconego kapitału. - Sąd Najwyższy stanął na stanowisku, że termin ten zaczyna biec od dnia następującego po dniu, w którym konsument zakwestionował związanie postanowieniami umownymi. Nie jest to chwila wypłaty kredytu - mówi mec. Magdziak-Śliwa.
I dodaje, że już przed uchwałą SN większość banków stosowała taką wykładnię. Treść tej uchwały nie zmieniła więc nic w pozycji procesowej kredytobiorców - twierdzi. Konsumenci muszą się natomiast liczyć z tym, iż w przypadku uznania umowy za nieważną, banki będą dochodzić od nich zwrotu wypłaconej kwoty kredytu wraz z odsetkami w przypadku popadnięcia w opóźnienie.
Jak tłumaczy Marcin Murzyński, było już kilkanaście wyroków Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej mówiących o tym, że jeśli w umowie znalazły się zapisy niedozwolone (klauzule abuzywne), to nie można poprawić takiej umowy. Mimo to byli w Polsce sędziowie, których wyroki pozwalały na takie zmiany. Teraz SN postawił sprawę jasno.
Przy zapisach narzuconych przez bank należy w całości uznać umowę za nieważną - wyjaśnia Murzyński.
Sąd Najwyższy uznał też, że sędziowie nie mogą stosować tzw. teorii salda. Według niej obowiązek zwrotu obciąża tylko tę stronę, która uzyskała większą korzyść. - Może kilku sędziów stosowało teorię salda. Oni niejako rozliczali strony i mówili, kto, komu ile pieniędzy ma oddać. Jeżeli kredytobiorca pożyczył 300 tys. zł i przez 15 lat wpłacił do banku 350 tys. zł, to w teorii salda miał 50 tys. zł nominalnej nadpłaty, którą bank byłby zobowiązany zwrócić - zaznacza ekspert.
W Polsce przyjęła się jednak teoria dwóch kondykcji, zgodnie z którą zwroty dokonywane są niezależnie przez dwie strony. - Po unieważnieniu umowy strony sporu mają wobec siebie wzajemne niezależne roszczenia. Bank o zwrot wypłaconego kapitału, a klient o zwrot całości wpłaconych kwot – rat czy opłat okołokredytowych - tłumaczy Murzyński. Sąd Najwyższy przychylił się do teorii dwóch kondykcji.
To nie koniec batalii w sądach
Murzyński zwraca uwagę, że procesy frankowiczów są bardzo złożone i czasochłonne. - Idzie mnóstwo papieru. Sam pozew to kilkadziesiąt stron, odpowiedź na pozew ma z reguły od 130 do 200 stron. Później piszemy replikę na kilkadziesiąt stron, a bank kolejną odpowiedź na kolejne kilkadziesiąt stron. Uchwała Sądu Najwyższego niczego nie uprościła, jedynie rozjaśniła kwestie prawne. Pod kątem prawnym jest bardziej oczywiste, w jaki sposób sformułować roszczenie. Dlatego klienci nadal będą potrzebować profesjonalnej obsługi prawnej - uważa.
Jeszcze inny problem widzi w uchwale Związek Banków Polskich. W opublikowanym 25 kwietnia komunikacie ZBP stwierdził, że "Uchwała, zgodnie z oświadczeniem 9 sędziów Izby Cywilnej SN powołanych przed 2017 r., podjęta została w niekonstytucyjnym składzie i nie realizuje swojej podstawowej funkcji ustrojowej, zmierzającej do ujednolicenia orzecznictwa sądów. Istnieją zatem poważne wątpliwości co do prawidłowości składu orzekającego. Tym samym rodzą się pytania o moc i skuteczność niniejszej Uchwały".
"Ponadto zaznaczyć należy, że aż 6 sędziów złożyło zdania odrębne, przede wszystkim w zakresie tego, czy umowa po wyeliminowaniu klauzul przeliczeniowych powinna być utrzymana w mocy, co dodatkowo pogłębia wątpliwości co do jednolitości poglądów wyrażonych w Uchwale" - czytamy w stanowisku ZBP.
ZBP pisze w nim też, że "stoi konsekwentnie na stanowisku, że najlepszym i najszybszym rozwiązaniem problemu kredytów frankowych jest zawieranie ugód".
Odsetki na wagę złota
W obecnej sytuacji frankowicze niekoniecznie mogą chcieć iść na ugody. To może być dla nich mniej opłacalne.
- Ugoda to ostatnia deska ratunku banków. Trzeba mieć jednak świadomość, że uwzględniając aktualną linię orzeczniczą w ostatnich miesiącach, frankowicze wygrywają 99 proc. procesów. A ugoda jest tylko w połowie tak korzystna, jak wygrany proces - ocenia Marcin Murzyński.
Jak wyjaśnia, trwający kilka lat proces prowadzi do dodatkowych kosztów po stronie banków w wysokości 50-100 proc. pierwotnej wartości przedmiotu sporu. Same tylko ustawowe odsetki za opóźnienie w spełnianiu świadczeń pieniężnych w stosunku rocznym wynoszą 11,25 proc. w skali roku trwania procesu.
Sprawa frankowa średnio trwa trzy lata. To oznacza, że frankowicz otrzyma dodatkowe 30 proc. odsetek, a przy kwocie np. 300 tys. zł daje to 100 tys. zł. Jest takie powiedzenie, że sprawy frankowe to wysoko oprocentowana lokata - komentuje ekspert.
Dlatego, jak uważa Murzyński uchwała SN rozwiała wszelkie wątpliwości, które mogli mieć frankowicze wahający się, czy pójść do sądu.
- SN potwierdził aktualną linię orzeczniczą, a to jest świetna informacja dla frankowiczów. To wyrok miażdżący dla banków. Ruszy kolejna lawina pozwów - prognozuje Murzyński.
Innego zdania jest mec. Magdziak-Śliwa. - Banki nie spodziewają się znacznego przyrostu pozwów po uchwale "frankowej". Treść tej uchwały nic nie zmieniła w pozycji procesowej konsumentów. Konsumenci muszą się natomiast liczyć z tym, iż w przypadku uznania umowy za nieważną, banki będą dochodzić od nich zwrotu wypłaconej kwoty kredytu wraz z odsetkami w przypadku popadnięcia w opóźnienie - uważa.
Piotr Bera, dziennikarz money.pl