- Szukam innej pracy dla moich ludzi. Nie ma pani pojęcia, jakie to jest trudne i bolesne rozstawać się z tak dobrymi pracownikami. Nasze autokary, a mam ich 250, obsługiwały ruch turystyczny w całej Europie. Teraz, kiedy zwieźliśmy już Polaków z różnych zakątków kontynentu do domu, moja flota wraca już "na pusto" do bazy – mówi drżącym głosem Rafał Jańczuk, właściciel firmy Raf Trans z Warszawy, wynajmującej autokary i busy oraz prezes Polskiego Stowarzyszenia Przewoźników Autokarowych.
Stowarzyszenie było jedną z pierwszych organizacji w Polsce, która zwróciła się z dramatycznym apelem do rządu o pomoc. Autokary turystyczne jako pierwsze i jedyne zostały pozbawione przychodu w całości. Czy tę pomoc kierowcy otrzymali?
Tarcza w skrócie
Przypomnijmy, że w ramach walki z ekonomicznymi następstwami szerzenia się epidemii koronawirusa, rząd przedstawił w środę Polakom szereg rozwiązań prawnych i finansowych łagodzących skutki kryzysu, tzw. tarczę antykryzysową.
Wśród najważniejszych narzędzi znalazły się m.in: dopłaty do wynagrodzeń pracowniczych w kwocie 40 proc. przeciętnego wynagrodzenia w gospodarce (czyli ok. 2 tys. zł brutto), odroczenie spłaty składek do ZUS (tylko składki społeczne, bez zdrowotnej ) do czerwca 2020 r., wcześniejsze zwroty VAT i innych podatków z US, możliwość odliczenia wstecz straty od dochodu (tj. straty z 2020 od dochodu za 2019), wsparcie gwarancyjne oraz dopłaty do kredytów, odroczenia rat kredytowych i leasingowych, nisko oprocentowane pożyczki dla mikroprzedsiębiorców w kwocie 5 tys. zł.
- Dziękujemy rządowi za to, co dla nas robi, ale to nas już nie uratuje – mówi wprost Rafał Jańczuk. – Koronawirus zmiótł nas dosłownie z rynku. Banki odwracają się od nas plecami, nikt nie chce nam udzielić nowych kredytów obrotowych, odmawiają nam. Pozostaje nam poprosić rząd o pomoc przy upadłości, tak byśmy mieli chociaż środki na odprawy dla pracowników – załamuje się Jańczuk.
Nie damy rady!
Co według prezesa Jańczuka uratowałoby branżę przewozów autokarowych, która ściśle powiązana jest z turystyką?
- Wypłata przez państwo dla pracowników minimalnego wynagrodzenia przez okres 6 miesięcy wraz z opłaconym ZUS oraz ułatwienia w otrzymaniu kredytów pozwalających na utrzymanie płynności i regulowanie stałych kosztów działalności – mówi nasz rozmówca bez wahania.
Niewiele lepiej jest na rynku turystycznym. Przedsiębiorcy są zawiedzeni rozwiązaniami proponowanymi przez rząd. Na forach internetowych skupiających przedstawicieli małych biur podróży, pilotów i przewodników wycieczek trudno znaleźć pochlebne dla rządowej tarczy opinie.
"Za te pieniądze z Unii powinni zwolnić nas z tych składek w ZUS na chociażby 3 miesiące. Póki co nie widzę nic co miałoby nam pomóc". "Naiwnie wierzyłam, że nam te składki do ZUS umorzą, ale umiesz liczyć? Licz na siebie!". "Mam wziąć kredyt, by opłacić składkę w ZUS? Genialne". "Zostaliśmy zostawieni sami sobie, wkrótce rozdzwonią się telefony ze szkół, by anulować to, co jeszcze mi zostało. Będą ode mnie żądali zwrotu zaliczek za wycieczki, co im powiem, że mam na to według nowej ustawy 180 dni? Kto po czymś takim będzie chciał jeszcze ze mną kiedyś współpracować?". To tylko przykłady komentarzy.
Mateusz Antolczyk, właściciel biura podróży "Antolczyk Travel" z Kalisza i wieloletni pilot wycieczek, doskonale rozumie emocje kolegów, bo sam jest w trudnej sytuacji i rządowy pakiet nie ma u niego zbyt wielu zastosowań. – Moja sprzedaż spadła do zera. Wszystkie wycieczki do Niemiec i na Ukrainę zostały anulowane. To niestety wiąże się nie tylko ze spadkiem dochodów, ale i ze stratami, bo ponieśliśmy już koszty ich organizacji. Wychodzimy na minusie, bo przepadły nam zaliczki – mówi wprost Antolczyk.
Chociaż udało mu się namówić kilku klientów na przełożenie terminów wycieczek do Czech, rządowe propozycje niewiele mu pomogą. - Jako osoba prowadząca działalność w formie spółki prawdopodobnie nie otrzymam żadnego wsparcia. Nie znam jeszcze wymagań, ale prawdopodobnie będę mógł pożyczyć te 5 tysięcy złoty. Tyle, że ta kwota nie rozwiąże moich problemów - mówi Antolczyk, który straty liczy już w dziesiątkach tysięcy złotych.
Zostaje zmiana zawodu
Wielu małych przedsiębiorców przyznaje, że rozwiązania zaproponowane przez rząd pozwolą im zyskać na czasie, zebrać myśli "co dalej" i opracować nową strategię lub… zmienić zawód. O takim rozwiązaniu myśli właśnie Jakub (imię i nazwisko do wiadomości redakcji), organizator dużych imprez masowych i eventów ze Wschodniej Polski. Chociaż udało mu się nakłonić kilku klientów na zmianę terminu imprez (nie były one na szczęście powiązane z konkretnymi datami), to straty sięgają dziesiątek tysięcy miesięcznie i brnięcie w ten biznes jest coraz bardziej ryzykowne.
- Zastanawiam się nad otworzeniem nowej działalności z dziedziny PR, marketingu i doradztwa wizerunkowego i kryzysowego dla firm – mówi nasz rozmówca. I dodaje z gorzką ironią: z imprez, na których ludzie będą się bawili za pośrednictwem youtube raczej nie da się wyżyć.
Jakub również nie ma dobrego zdania o rozwiązaniach proponowanych przez państwo. Kiedy jego znajoma poszła do oddziału ZUS po szczegółowe wyjaśnienia dotyczące warunków odroczenia spłat, urzędniczka miała jej powiedzieć, że "jeśli ktoś nie potrafi prowadzić firmy, to niech się za to lepiej nie zabiera”.
- Efekt takich porad będzie taki, że ludzie przestaną płacić składki, a po jakimś czasie ZUS będzie musiał ogłosić abolicję i umorzyć im długi – kwituje przedsiębiorca.
Co na to rząd? Jak dowiedzieliśmy się w Ministerstwie Rozwoju, które koordynuje prace nad rządowym projektem tarczy, nowe rozwiązania i ustalenia z różnych resortów wciąż do nich napływają. Jak zastrzegają urzędnicy, nikt nie jest w stanie przewidzieć, jak sytuacja na świecie będzie wyglądała za miesiąc lub dwa, proponowane rozwiązania są więc na tu i teraz.
Zapisz się na nasz specjalny newsletter o koronawirusie.
Masz newsa, zdjęcie, filmik? Wyślij go nam na #dziejesie