183 miejscowości na pasie przygranicznym z Białorusią ma objąć stan wyjątkowy. O jego ogłoszenie rząd zawnioskował do prezydenta Andrzeja Dudy. Na przedsiębiorców z branży hotelarsko-gastronomicznej padł blady strach, że w końcówce sezonu letniego znów będą musieli zamknąć swoje interesy.
- Jest tragedia, bo jak nie pandemia, która nas zamknęła, to teraz przez 30 dni prawdopodobnie nie będzie żadnych turystów i znowu będziemy musieli się zamknąć. A wrzesień jest takim miesiącem, w którym ludzie jeszcze przyjeżdżają, choćby studenci, rodziny czy turyści zagraniczni - mówi money.pl Michał Dowbysz, menedżer Gospody pod Żubrem w Białowieży.
- Trudno mówić o przygotowaniu się na stan wyjątkowy. Po prostu zamkną nam region i siłą rzeczy turyści nie przyjadą. Nasz budynek, nasze wyposażenia, będą stać bezczynnie. Całe przygotowania pójdą na marne, a my będziemy ponosić finansowe konsekwencje tego - wtóruje mu Bronisław Talkowski, który prowadzi ośrodek Noclegi Kruszyniany.
- Dziś mamy kalendarz z zapisanymi wizytami nawet na październik. A już teraz ludzie dzwonią, odwołują i muszę zwracać zadatki - dodaje.
Nasi rozmówcy podkreślają, że czekają na rozwój sytuacji. Ale już dziś oswajają się z myślą, że będą musieli zawiesić działalność. - W praktyce to dla nas kolejny lockdown - mówi właścicielka przygranicznego punktu agroturystycznego, która poprosiła o anonimowość.
Branża dopiero zaczęła stawać na nogi
Wszyscy zgodnie podkreślają, że okres wakacyjny pozwolił przedsiębiorstwom złapać oddech po ponad półrocznym zawieszeniu działalności.
- Ludzie napłynęli tutaj masowo. Sierpień był taki, że mieliśmy wrażenie, jakby codziennie był weekend. Nie było żadnej przerwy, pracowaliśmy niemal non stop, w godzinach obiadowych ludzie ustawiali się w dwudziestoosobowej kolejce przed drzwiami. Byliśmy otwarci do późnego wieczora, a dla klientów organizowaliśmy karaoke, ogniska czy muzykę na żywo. Sezon był naprawdę udany - wzdycha Michał Dowbysz.
- Jesteśmy tuż po lockdownie, gdzie też nie było turystów, a u nas zimą czy w okresie wiosennym, odwiedzający też się pojawiają. Wtedy ich jednak nie było, a koszty stałe przecież cały czas są. Trzeba ubezpieczyć dom, ogrzać go, zapłacić za wodę, za prąd - wymienia Bronisław Talkowski.
Mieszkaniec przygranicznych Kruszynian dodaje, że wielu okolicznych rzemieślników i sprzedawców żyje wyłącznie z wczasowiczów. Tylko im sprzedają swoje rękodzieła czy towary pamiątkowe.
Jest też przewodniczącym gminy muzułmańskiej, dla której turyści są kluczowi.
- Do nas przyjeżdża bardzo dużo turystów w okresie wiosenno-letnim, którzy, za przeproszeniem, "dutki" zostawiają, z czego gmina może utrzymywać nasz meczet, cmentarz, centrum. To wszystko generuje stałe koszty, które trzeba pokrywać, a my nie mamy żadnych dotacji na nasz cel. To nasz następny problem - opowiada Bronisław Talkowski.
Sytuacja lepsza niż przy lockdownie
Na ten moment nie znamy jeszcze projektu rozporządzenia wprowadzającego stan wyjątkowy. Opierać się możemy wyłącznie na słowach premiera Mateusza Morawieckiego i szefa MSWiA Mariusza Kamińskiego, którzy wspólnie zapowiedzieli we wtorek szereg ograniczeń życia publicznego. Nie będzie można organizować imprez masowych, kulturalnych czy rozrywkowych. Zabronione będzie zrzeszanie się w zgromadzeniach, a każdy obywatel będzie musiał posiadać przy sobie dokument potwierdzający tożsamość.
Prawnik Piotr Wołejko, ekspert ds. legislacji Pracodawców RP, podkreśla jednak, że sytuacja przedsiębiorców będzie dużo lepsza niż w przypadku lockdownów wprowadzanych rozporządzeniem. W przypadku stanu nadzwyczajnego istnieje ustawa, która przewiduje wyrównywanie strat wynikających z tej sytuacji.
Przedsiębiorcy przysługuje odszkodowanie tylko za poniesione straty, a nie za ewentualne korzyści, jakie mógł osiągnąć, gdyby nie ogłoszono stanu nadzwyczajnego. Wniosek o odszkodowanie trzeba złożyć odpowiedniemu wojewodzie, a pieniądze wypłaca Skarb Państwa.
Zwróciliśmy się z pytaniami do Ministerstwa Finansów i Ministerstwa Aktywów Państwowych, czy przygotowały jakieś rezerwy na ewentualne odszkodowania dla przedsiębiorców. Na odpowiedzi czekamy.
Przedsiębiorcy wystąpią o odszkodowanie
Piotr Wołejko zaznacza, że ustawa na pewno nie wyrówna wszystkich strat, bo dokument jasno przewiduje zakres ograniczeń, za które przysługują pieniądze z tytułu odszkodowania. W czasie stanu nadzwyczajnego rządzący mogą jednak ograniczać działalność gospodarczą, zgromadzenia, czy też nawet kontrolować transport. Jak podkreśla ekspert, wszystkie te czynniki mogą wpływać na straty lokalnych przedsiębiorców.
- Już pojawiły się informacje ze strony branży agroturystyki, że jak nie będzie możliwe zapewnienie dopływu turystów w związku z ograniczeniem swobody przemieszania się w regionach obowiązywania stanu wyjątkowego, to jest oczywiste, że mamy do czynienia ze stratą, bo rezerwacje nie zostaną zrealizowane, turyści nie przyjadą, a pieniądze nie przepłyną z rąk do rąk. W takim przypadku ustawa o wyrównaniu strat majątkowych bezproblemowo zadziała - nie ma wątpliwości ekspert.
Wszyscy przedsiębiorcy, z którymi rozmawialiśmy, podkreślają, że o ewentualne odszkodowania będą się ubiegać. Na razie jednak czekają na rozwój sytuacji.
- Zresztą tu nie chodzi o te pieniądze, które możemy dostać czy też nie. Chodzi o to, że ludzie już tutaj nie będą przyjeżdżać po ciszę, spokój i błogi nastrój, bo to miejsce po prostu się już inaczej kojarzy. To jest w tym wszystkim najgorsze. Raz, że mieszkańcy nie mieszkają już tutaj w spokoju i z otwartymi drzwiami, tylko wszyscy się zamykają. Zmieniło się tu wszystko - mówi przedstawicielka branży agroturystycznej.
- Druga rzecz to fakt, że wszyscy ci, którzy mieli tutaj przyjechać po to, żeby sobie odpocząć na wsi, w spokoju i w oderwaniu od wszystkiego, wylądowali nagle w centrum tego zamieszania - dodaje.