Tekst powstał w ramach projektu WP Opinie. Przedstawiamy w nim zróżnicowane spojrzenia komentatorów i liderów opinii publicznej na kluczowe sprawy społeczne i polityczne.
Na początek małe wspomnienie z dość dawnych czasów - z roku 2005. Otóż w ówczesnych wyborach parlamentarnych w Polsce wygrało Prawo i Sprawiedliwość, co doprowadziło do sformowania bardzo egzotycznej koalicji, złożonej z PiS-u, Samoobrony i Ligi Polskich Rodzin. Wielu analityków, ze mną włącznie, obawiało się, że taka współpraca spowoduje ucieczkę inwestorów zagranicznych, bessę na Giełdzie Papierów Wartościowych (GPW) oraz przecenę złotego.
"Nie interesuje nas wasza polityka"
Okazało się jednak, że WIG20 kontynuował hossę i po wyborach rósł do czasów kryzysu finansowego z lat 2007-2009, zyskując 1000 punktów (z 2 900 do 3 900 pkt) przez dwa lata. Złoty też zyskiwał. W tym samym czasie kurs EUR/PLN spadł z poziomu 3,90 do 3,20. Owszem pomagało nam to, że rok przed wyborami Polska weszła do Unii Europejskiej, co ściągnęło inwestorów zagranicznych,
Dlaczego jednak inwestorzy nie wystraszyli się wyniku wyborów? Otóż wtedy, ponad 18 lat temu, zapytałem o to jednego z zarządzających zagranicznymi funduszami inwestycyjnymi. Do dzisiaj dokładnie pamiętam to, co mi odpowiedział.
Od momentu, kiedy Polska weszła do Unii Europejskiej, nie interesuje nas wasza polityka, tylko gospodarka i zyski spółek, a one będą rosły bez względu na szaleństwa polityków - usłyszałem.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Napięcie rośnie, rynki niewzruszone. Do czasu?
Teraz sytuacja jest nieco inna, bo w UE jesteśmy już od 20 lat. Poza tym za naszymi granicami trwa wojna, której 20 lat temu nikt sobie nie wyobrażał. Jednak nasze aktywa (indeksy na GPW, kursy złotego) praktycznie nie reagują na to, co dzieje się w polityce. A dzieje się naprawdę źle.
Napięcie polityczne rośnie. Przełożenie posiedzenia Sejmu, aresztowanie Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika, protest PiS w Warszawie (jak widać, każda opozycja musi mieć swój marsz), a polskie rynki finansowe pozostają niewzruszone i na wzrost napięcia nie reagują. Kursy walut tańczą w rytm nadawany przez zmiany kursu EUR/USD, indeksy na GPW wzorują się na tym, co dzieje się na rynkach globalnych, a rentowność obligacji dziesięcioletnich trzyma się blisko 5 proc.
Teoretycznie inwestorzy mają rację, bo budżet z całą pewnością trafi na biurko prezydenta Andrzeja Dudy przed 31 stycznia, co uniemożliwi rozwiązanie Sejmu. Sytuacja nieco się skomplikowała po zapowiedzi prezydenta, który wszczął proces ułaskawiania panów Kamińskiego i Wąsika. Mógłby ich ułaskawić natychmiast, ale rozpoczął długą procedurę, co jest dość podejrzane.
Zdaję sobie sprawę, że jeśli minister sprawiedliwości Adam Bodnar zastosuje się do prośby prezydenta Dudy i wypuści polityków PiS na wolność w ramach przerwy w odbywaniu kary (nie śmiem sugerować mu trudnej decyzji), to ci panowie z pewnością będą usiłowali dostać się do gmachu Sejmu, który będzie podejmował decyzje w sprawie budżetu państwa. To zaś może doprowadzić do potężnych zawirowań, które utrudnią, ale w mojej ocenie z pewnością nie uniemożliwią, uchwalenie ustawy budżetowej.
Prezydent może też skierować budżet do ciała obradującego w budynku Trybunału Konstytucyjnego, choćby pod pretekstem tego, że Sejm obraduje w niewłaściwym składzie - bez Kamińskiego i Wąsika. Byłby to według mnie ruch całkowicie niepoważny. Tak zresztą twierdzą doradcy prezydenta Dudy.
Poza tym, jak się wydaje, ani opozycji, ani rządzącym nie zależy na wcześniejszych wyborach. Opozycja boi się, że koalicja 15 października będzie w stanie odrzucać weta prezydenta Dudy, a rządzący obawiają się tego, że obecny bałagan zmniejszy frekwencję wyborczą, co będzie skutkowało ich gorszym wynikiem.
Dalej od pieniędzy KPO?
Jest jeszcze jedna sprawa, którą warto się zająć. Chodzi o komentarze w zagranicznych agencjach informacyjnych, które na zachowanie rynku walutowego jednak w pewnym stopniu wpływają. Taki komentarz sformułowała agencja Bloomberg, sugerując, że polityczne zawirowanie z Maciejem Wąsikiem i Mariuszem Kamińskim w rolach głównych może zniweczyć "masowy wzrost wartości polskich aktywów państwowych po październikowych wyborach". Do tego autor twierdzi, że burza oddala Polskę od pieniędzy z Krajowego Planu Odbudowy. Uważam, że to sianie paniki. Nie widzę mechanizmu, który na skutek zawirowań politycznych miałby zatrzymać środki z KPO.
Przecież, nawet gdyby PiS było anielsko spokojne, to i tak zmiany w systemie sprawiedliwości (kamienie milowe w KPO) byłyby wetowane przez prezydenta. A oczywiste jest, że Komisja Europejska chce pomóc proeuropejskiemu polskiemu rządowi i zrobi wszystko, żeby przyjąć uchwalenie odpowiednich ustaw - nawet zawetowanych.
Wystarczy iskra
Czy z tego wynika, że swobodne podejście inwestorów do polskiej sceny politycznej jest w pełni uzasadnione? Niekoniecznie, bo jeśli doszłoby do aktów przemocy, to znikłaby błyskawicznie. Dlatego też poważny test tej postawy miał miejsce 11 stycznia podczas demonstracji PiS, ale na szczęście Sejm nie obradował, a do przemocy nie doszło. Mam nadzieję, że nadal nie dojdzie, walka ograniczy się do kampanii przed wyborami do samorządów i do Parlamentu Europejskiego, a rynki finansowe będą jedynie rzucały okiem na politykę.
Piotr Kuczyński, analityk domu inwestycyjnego Xelion