Credit Suisse, drugi pod względem wielkości bank w Szwajcarii (przed nim jest UBS) o zasięgu globalnym, ma kłopoty. Wyniki grupy kapitałowej pogarszają się z kwartału na kwartał. Kapitalizacja giełdowa spółki jest niższa niż 10 mld franków szwajcarskich, co stanowi historyczne minimum. 27 października spółka opublikuje wyniki za trzeci kwartał 2022 r. i przedstawi plan restrukturyzacji biznesu. Obawy o przyszłość banku rosną.
Ulrich Körner, prezes Credit Suisse Asset Management, porównał bank do Feniksa, który odrodzi się z popiołów. Czas pokaże. Ostatnie trzy kwartały pokazują słabe wyniki banku zarówno na poziomie dynamiki przychodów, jak i rentowności zysku operacyjnego - mówi w rozmowie z money.pl Maciej Kietliński, ekspert rynku akcji domu maklerskiego XTB.
Rynek traci wiarę
Nerwową atmosferę podgrzewa rosnący popyt na CDS-y. Są to instrumenty pochodne porównywane do polisy - stanowią zabezpieczenie w przypadku niewywiązania się ze spłaty zadłużenia. Kupują je inwestorzy, wobec których firma zagrożona upadłością ma zobowiązanie finansowe.
- 30 września 2022 r. wycena CDS-ów Credit Suisse wynosiła tyle samo, co w 2009 r., czyli zaraz po upadku banku Lehman Brothers i wybuchu światowego kryzysu finansowego. W związku z tym może to oznaczać, że rynek dyskontuje potencjalne ryzyko upadłości banku - interpretuje Kietliński.
Nietrafione inwestycje oraz afera
U podstaw problemów Credit Suisse leży działalność inwestycyjna. To gruba gałąź biznesu, która stanowi 39 proc. sprzedaży grupy. Pozostałe produkty to klasyczna bankowość: konta detaliczne i firmowe, lokaty, obligacje itp.
Żeby lepiej zrozumieć genezę problemów szwajcarskiego banku, musimy wrócić pamięcią do jednej z większych afer rynku finansowego z udziałem funduszu Archegos Capital Management. Zarządzał on osobistym majątkiem Billa Hwanga, koreańskiego inwestora, który doprowadził do upadku firmy w ubiegłym roku.
- Archegos był klientem wielu dużych banków. Za pożyczone od nich pieniądze kupował akcje, dodatkowo używając tzw. dźwigni finansowej - daje ona możliwość inwestowania o wiele większych środków niż te, które się w danej chwili posiada. Wszystko było w porządku, dopóki ceny akcji rosły. Gdy na rynkach zaczęły się spadki, Goldman Sachs wezwał Archegosa do spłaty pożyczek. Ten, żeby móc je spłacić, musiał sprzedawać akcje, na które miał ekspozycje. Gdy zaczął to robić, ceny tych papierów wartościowych tąpnęły, a problem rozlał się na inne banki - ich kapitały zaczęły topnieć - tłumaczy w rozmowie z money.pl Daniel Kostecki, dyrektor polskiego oddziału Conotoxi.
Dlaczego najmocniej ze wszystkich banków oberwał akurat Credit Suisse? - O ile Goldman Sachs i Morgan Stanley pozbyły się ryzykownych ekspozycji związanych z upadłym funduszem w porę, tak Credit Suisse zareagował na szarym końcu - odpowiada Kostecki.
Nie jest to jedyna nietrafiona inwestycja szwajcarskiego banku. Credit Suisse poniósł również stratę w związku z ubiegłorocznym upadkiem funduszu Greensill.
- Na inwestycji w Greensill Credit Suisse odnotował ok. 2 mld dol. straty plus koszty restrukturyzacji i obsługi prawnej. Z kolei na inwestycji w Archegos bank stracił między 4,7 mld a 5,1 mld dol. - podsumowuje Kietliński.
Bank ma na koncie również aferę. W tym roku wybuchł skandal z powodu masowego wycieku danych, dotyczących ok. 30 tys. kont klientów z całego świata. Ilość zdeponowanych przez te osoby środków w banku przekracza 100 mld franków szwajcarskich. Na jaw wyszło, że w tym banku pieniądze lokowały osoby powiązane ze światem przestępczym.
Kumulacja negatywnych wydarzeń spowodowała, że pokład banku zaczęli opuszczać pracownicy wysokiego szczebla. Nie chcieli, by ich nazwisko kojarzyło się z instytucją o wątpliwej reputacji.
Credit Suisse musi odbudować zaufanie
Klienci tracą zaufanie do banku i wycofują z niego swoje kapitały. Chcąc ich uspokoić, zarząd Credit Suisse zapowiedział wydzielenie bankowości inwestycyjnej do odrębnej spółki w ramach planu naprawczego.
- Na rynkach kapitałowych jednocześnie spadają ceny akcji i obligacji, czego nie było od dziesiątek lat. Przynosi to bankowi straty i obciąża ryzykiem zdrową część biznesu, jaką jest klasyczna bankowość - wskazuje Kostecki.
Z zapowiedzi prezes Credit Suisse wynika, że restrukturyzacja będzie bolesna i mozolna. Według eksperta XTB, należy się liczyć się ze zwolnieniami pracowników. We Wrocławiu grupa kapitałowa ma jeden z większych oddziałów w regionie Europy, Bliskiego Wschodu i Afryki (EMEA), w którym zatrudnia kilka tysięcy osób.
Zapytaliśmy szwajcarskie biuro prasowe, czy w ramach planu naprawczego rozważa cięcie zatrudnienia oraz wycofanie się z Polski. Pytania wysłaliśmy e-mailem. Do czasu publikacji artykułu, nie otrzymaliśmy odpowiedzi.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Zabawa gorącym ziemniakiem"
Atmosfera wokół banku gęstnieje, a niektóre media, porównują problemy Credit Suisse do problemów banku Lehman Brothers, który upadł w 2009 r., sugerując, że doprowadzą one do kryzysu finansowego na świecie. Czy słusznie?
Wybuch kryzysu finansowego w 2008 r. nie był spowodowany upadkiem Lehmana. Bankructwo tego banku było zaledwie iskrą, która spadła na beczkę prochu. Przyczyną kryzysu były toksyczne obligacje oparte na kredytach hipotecznych. Banki na potęgę udzielały hipotek osobom, które nie były w stanie ich spłacać. Następnie na bazie tych kredytów stworzyły obligacje zabezpieczone tymi kredytami i nawzajem je sobie sprzedawały - wspomina ekspert XTB.
- Można to porównać do zabawy gorącym ziemniakiem. Okazało się, że ostatnią osobą, która go trzymała, był Lehman Brothers. Gdy ten bank upadł, to okazało się, że obligacje są nic niewarte - dodaje.
Problemy Credit Suisse a wpływ na rynek
Obecnie sytuacja jest inna. - Za swoją trudną sytuację finansową Credit Suisse w dużej mierze odpowiada sam. Wybuch kolejnego globalnego kryzysu finansowego w konsekwencji potencjalnego upadku tego banku wydaje się mało prawdopodobny. Niemniej należy liczyć się z lokalnymi i krótkoterminowymi konsekwencjami, jakie może ze sobą nieść wątpliwa przyszłość Credit Suisse - mówi Kietliński.
Podobnie uważa Kostecki. Ku przestrodze przypomina powiedzenie z czasów rzeczonego kryzysu finansowego: "za duży, by upaść".
Credit Suisse to duży bank i musi odciąć sobie to, co najbardziej ryzykowne w jego biznesie, aby przetrwać - uważa dyrektor Conotoxi.
Upadek dużego szwajcarskiego banku według Kosteckiego miałoby poważne reperkusje na europejski rynek finansowy, bo banki, w szczególności z krajów zachodnich, to naczynia połączone. Zaznacza jednak, że Credit Suisse nie ma tak silnych powiązań z bankami polskimi, jak z zachodnimi.
Państwo na ratunek
- W Polsce bankowość inwestycyjna to niewielka część biznesu bankowego. Niemniej upadek dużego banku europejskiego rozlałby się po całym sektorze. Nie bylibyśmy w centrum tych problemów, ale oberwalibyśmy odłamkiem - ocenia Kostecki.
Otwarte pozostaje pytanie: czy rząd Szwajcarii dopuściłby do upadku tego banku?
- Szanse są niewielkie. Prawdopodobnie będzie podobnie jak w przypadku UBS-a, czyli największego banku szwajcarskiego, który w czasie kryzysu finansowego również miał problemy. Rząd Szwajcarii dokapitalizował bank. Następnie przeszedł on restrukturyzację i obecnie jego działalność nie odnotowuje takich wahań jak Credit Suisse - uspokaja Kietliński.
Karolina Wysota, dziennikarka money.pl