Stosunek Polaków do Pracowniczych Planów Kapitałowych jest chłodny. Do oszczędzania na jesień życia w ramach tego rządowego rozwiązania zniechęca wysoka inflacja oraz spadki na giełdach (fundusze połowę kapitałów inwestują w akcje spółek z giełdowych, o czym więcej w dalszej części tekstu). Widząc, że pieniędzy na rachunkach ubywa, uczestnicy PPK licznie rezygnują z programu, o czym informowaliśmy w money.pl na początku lipca. Teraz dochodzi kolejny problem, który może pogłębić ten trend – tzw. podatek Sasina.
Rząd planuje objąć nowym 50-procentowym podatkiem od nadmiarowych zysków wszystkie duże firmy, zarówno państwowe, jak i prywatne, krajowe oraz zagraniczne, które skorzystały na zawirowaniach w światowej gospodarce. Uściślając, chodzi o firmy, które zatrudniają ponad 250 pracowników, w przypadku których partycypacja w PPK jest najwyższa - wynosi niemal 50 proc.
Podatek Sasina pod ostrzałem merytorycznym
Na doniesienia o nowej daninie panicznie zareagowali inwestorzy. W poniedziałek notowania WIG20 spadły do poziomu 1430 punktów, a giełdowi pesymiści zastanawiali się, czy w tym tygodniu indeks "zdobędzie Grunwald" (osiągnie poziom 1410 punktów). O komentarz do podatku Sasina poprosiliśmy Giełdę Papierów Wartościowych (GPW), ale odmówiła.
- To kolejny przypadek interwencji polityków, który podważa zaufanie do rynku kapitałowego. Tym samym również do systemów długoterminowego oszczędzania. Mam nadzieję, że ta propozycja będzie jeszcze dyskutowana i nie będzie miała miejsca w obecnym kształcie - mówi doradca inwestycyjny Andrzej Sołdek, CFA.
Według niego ta regulacja absolutnie nie powinna dotyczyć prywatnych firm. - Na giełdzie są spółki, które odpowiednio wcześnie zainwestowały w energię odnawialną, dzięki czemu zbudowały sobie przewagi konkurencyjne. W związku z tym należy się im za to wynagrodzenie w postaci ekstra zysków - twierdzi Sołdek.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Wiara w polską giełdę umiera
Zwięźle pomysł nowego podatku komentuje Grzegorz Raupuk, prezes platformy inwestycyjnej kupfundusz.pl. - Z uwagi na politykę rządu już mało kto wierzy z polską giełdę. Mam nadzieję, że nie będzie to trwać wiecznie - stwierdza ekspert.
Podobne uważa kolejny rozmówca. - PPK nie są popularne głównie przez brak zaufania do rządzących i trwałości prawa w Polsce. Ostatni pomysł podatkowy tylko utwierdza ludzi w tym przekonaniu. Dla polityków giełda to kasyno i to się nie zmienia od lat. Z tego powodu polskie akcje od dawna są dużo tańsze, niż wskazywałby na to wyniki spółek – zauważa Przemysław Barankiewicz, CFA i dyrektor platformy inwestycyjnej Finax, odpowiedzialny za rynek polski.
O komentarz poprosiliśmy również Roberta Zapotocznego, prezesa spółki PFR Portal PPK oraz współtwórcę ustawy o PPK.
- Pomysł podatków od zysków nadzwyczajnych pojawił się w przestrzeni publicznej niedawno. Przyglądamy się temu zagadnieniu z uwagą i czekamy na rozwój tej koncepcji. Trudno nam teraz komentować coś, co nie jest obowiązującym prawem - mówi money.pl.
PPK rozpędza się powoli
PPK to młody program, który wystartował ponad 3 lata temu. Jak dotąd w jego ramach zgromadziliśmy blisko 10 mld zł oszczędności. Fundusze inwestują te pieniądze głównie w akcje i papiery dłużne. Jak wynika z czerwcowej publikacji portalu analizy.pl, połowę środków ulokowano na rynkach akcji. W tym najwięcej, bo aż 35 proc., stanowiły wówczas akcje polskich spółek. Pozostałe 15 proc. to akcje spółek zagranicznych. Największą popularnością cieszyły się - według portalu - akcje m.in. takich spółek jak PKO, Dino, KGHM, PZU, Lotos, Tauron, Orange, Allegro, Kruk.
W PPK oszczędza ok. 33 proc. uprawnionych pracowników. Uczestników przybywa w wolnym tempie. Do docelowych 80 proc. daleka droga, a warunki gospodarcze nie sprzyjają oszczędzaniu. Niedawno do naszej redakcji zgłosił się uczestnik PPK, którego zaniepokoiły ubytki na rachunku. Jak stwierdził w rozmowie z money.pl "miała to być bezpieczna inwestycja, tymczasem wyszło jak zwykle". Jego oszczędności emerytalne się kurczą i nie wie, co z tym fantem ma robić. Zastanawia się, czy wypłacić pieniądze z rachunku teraz, czy może lepiej poczekać, aż fundusz odpracuje stratę. Szkopuł w tym, że nie ma pewności, że tak się stanie.
- Ten rok jest wyjątkowy. Jednocześnie spada wartość akcji i obligacji. To się zdarza bardzo rzadko - w historii roczne spadki portfela z zaangażowaniem 60 proc. w akcje i 40 proc. w obligacje miały miejsce zaledwie kilkanaście razy na 100 lat. Obecnie jest to niewłaściwy moment na rezygnację z inwestycji. W cyklach giełdowych okresy hossy przeważają nad okresami dekoniunktury. Mamy czas, aby odbudować bieżące straty - przekonuje Sołdak.
Zły moment na ucieczkę z rynku akcji
Pozostali rozmówcy również są zdania, że rezygnacja z PPK w tym momencie nie ma najmniejszego sensu. Grzegorz Raupuk zauważa, że obecny poziom wycen spółek giełdowych, zwłaszcza polskich, jest ekstremalnie niski. Średni wskaźnik ceny do zysku (który jest odzwierciedleniem liczbowej relacji pomiędzy zyskami firmy na jedną akcję a ostatnim kursem akcji) wynosi ok. 7. Ten wynik plasuje nasz rynek akcji w gronie najniżej wycenianych rynków na świecie. Zaznacza, że nie jest to powód do ucieczki. Wręcz przeciwnie.
- Obecnie radziłbym zapomnieć o pieniądzach zgromadzonych w funduszach PPK. Niech kapitały płyną do zarządzających i niech oni kupują w naszym imieniu aktywa teraz, bo nie ma nic lepszego od kupowania na tzw. dołku. Opłaty za zarządzanie są niskie. Gdy giełda wróci na ścieżkę wzrostu, a zakładam, że w długim terminie tak właśnie będzie, to akcje kupione po dzisiejszej wycenie okażą się znakomitą inwestycją - przekonuje Raupuk.
Tego samego zdania jest Barankiewicz. - Najgorsze co można zrobić, to reagować pod wpływem emocji. Wiem, że to trudne do przełknięcia dla inwestora, który widzi, jak jego majątek topnieje, ale historia uczy, że rynki kapitałowe w długim terminie przynoszą zyski i biją inflację - twierdzi przedstawiciel Finaxa.
Cierpliwość popłaca
Emocje studzi też Robert Zapotoczny. - O tym, że pieniądze w PPK są bezpieczne, mogliśmy przekonać się na początku pandemii. Fundusze, które początkowo traciły, ostatecznie zakończyły rok na plusie, niektóre osiągając nawet ponad 10 proc. zysku. Poza tym nie możemy zapominać o podstawowej zalecie programu, czyli dopłatach od pracodawcy i państwa, których pracownik by nie otrzymał, gdyby nie uczestnictwo w PPK. Aktualnie, mimo wojny na Ukrainie i wahań koniunktury, pracownik oszczędzający w PPK od początku ma średnio od 85 do 88 proc. więcej, niż sam wpłacił - podkreśla ekspert.
- Wypłacając środki dziś, pozbawimy się dopłat otrzymanych od państwa oraz będziemy musieli odprowadzić daniny od części wpłaconej przez pracodawcę. Co gorsza, wypłacając teraz - po gwałtownych spadkach cen akcji i obligacji - zrobimy to w jednym z najgorszych momentów - dodaje Marcin Żółtek, wiceprezes TFI PZU.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
PPK w obronę bierze także Paweł Sujecki, prezes Grupy ProService Finteco, firmy technologicznej, która dostarcza rozwiązania funduszom inwestycyjnym. - Klient masowy ocenia produkty inwestycyjne tak, jak inne dobra konsumpcyjne, np. buty czy wyjazd wakacyjny – to znaczy słabe wyniki lub wysokie koszty = zły produkt. Słabe dwunastomiesięczne wyniki programu z zamysłu długoterminowego (30 i więcej lat - przyp. red.) oznaczają jednak tanie, atrakcyjne zakupy. Tylko takim przekazem można próbować zmienić zachowania zniecierpliwionych uczestników PPK - przekonuje.
Co musiałaby się stać, żeby ludziom przestało się opłacać oszczędzanie w ramach PPK? - Musiałby w Polsce zagościć socjalizm. Innymi słowy, rynek kapitałowy musiałaby tak naprawdę przestać istnieć - odpowida Raupuk.
Karolina Wysota, dziennikarka money.pl