Amerykańskie media żyją zatorem, jaki powstał przed kilkoma portami Zachodniego Wybrzeża Stanów Zjednoczonych. W kolejce na rozładunek przed portami Los Angeles i Long Beach w poniedziałek czekało 46 statków - poinformowała na Twitterze organizacja zajmująca się analizą transportu morskiego Marine Exchange of Southern California. Udostępniła również zdjęcie ukazujące "korek".
- Dane z portów wskazują, że przed wybuchem pandemii przeważnie tylko jeden statek oczekiwał na możliwość wpłynięcia - powiedział Kip Louttit, dyrektor wykonawczy Marine Exchange of Southern California, cytowany przez internetowy serwis "New York Post".
- Statki w portach Los Angeles i Long Beach czekają średnio 10-15 dni na cumowanie z powodu ciągłego zatłoczenia portów. Należy pamiętać, że dotarcie do tego punktu zajęło branży rok, śmiało można więc powiedzieć, że powrót do normalnego poziomu lub dostosowanie się do wyższego popytu, może zająć równie długo - mówi money.pl Sri Laxmana, wiceprezes ds. globalnych usług oceanicznych w C.H. Robinson.
Nieprzypadkowo kalifornijskie porty nazywa się "bramą handlową" między USA a Azją. To przez nie przechodzi większość towarów napływających z azjatyckich państw. Odpowiadają one za jedną trzecią całego importu USA.
Efekt pandemii
Skąd zatem taka sytuacja? Powodów jest kilka. Pierwszy z nich to pandemia koronawirusa i związane z nią obostrzenia, które sprawiły, że zostaliśmy w domach. W trakcie lockdownu nie działało wiele punktów usługowych, więc chętniej wydawaliśmy pieniądze w internecie.
A to przekładało się na import. Według danych portu w Los Angeles, import w pierwszym i drugim kwartale 2021 roku wzrósł odpowiednio o niemal 60 proc. i 55 proc.
A popyt raczej nie zwolni. Zazwyczaj rośnie w drugiej połowie roku, a to z powodu okresu przedświątecznego w USA (rozpoczyna go Black Friday). Nie bez znaczenia jest również chiński Złoty Tydzień, który przypada na październik - zwraca uwagę Bloomberg.
W parze ze zwiększonym zapotrzebowaniem nie idzie jednak tempo pracy. Transport lądowy również nie nadąża z rozładunkiem i przewiezieniem towarów do centrów dystrybucyjnych i magazynów, ponieważ brakuje zawodowych kierowców ciężarówek.
W money.pl pisaliśmy już o skutkach takiego stanu rzeczy w Wielkiej Brytanii, gdzie w sklepach klientów witają puste półki. Opóźnione są dostawy mleka, więc doszło nawet do tego, że w niektórych restauracjach McDonald's zabrakło shake'ów.
Twarda polityka Chin
Swoje dokłada również polityka Chin, które podejmują zdecydowaną walkę z pandemią. W ich największych portach (Ningbo-Zhoushan oraz Szanghaj) w sierpniu również pojawiły się zatory. Wszystko przez wykryte pojedyncze przypadki COVID-19 wśród pracowników portu.
- Zamknięcia dotykają i tak kruchego już systemu logistycznego, który boryka się z kilkoma bezprecedensowymi wyzwaniami, w tym z brakami sprzętu i zmniejszoną niezawodnością harmonogramów - tłumaczy Sri Laxmana. - Ponieważ takie przestoje nie są zwykle przewidywane, ważne jest, aby globalni spedytorzy byli elastyczni w swojej strategii łańcucha dostaw, pomoże to uniknąć masowych zakłóceń - dodaje.
Rosną też koszty transportu kontenerów. Z danych Morskiej Agencji Gdynia, na które powołuje się portal strefainwestorow.pl, wynika, że w połowie 2019 roku koszt transportu kontenera 20-stopowego wynosił 750-850 dolarów. W połowie sierpnia 2021 roku - 3600-3650 dolarów.
Chiny są również głównym światowym dostawcą kontenerów. A tych na świecie brakuje. - Popyt pozostaje wysoki, a więc ceny kontenerów będą nadal to odzwierciedlać, zwłaszcza przy ciągłym zatłoczeniu, niedoborach sprzętu i braku dostępnych kontenerów - prognozuje Sri Laxmana z C.H. Robinson.
Portal gospodarkamorska.pl podaje, że trzej producenci kontenerów z Państwa Środka - CXIX, CIMC Group i Dong Fang - odpowiadają za 80 proc. kontenerów wyprodukowanych od stycznia do maja. Pomimo znacznie większego zapotrzebowania ich fabryki jednak nie przyspieszają produkcji.
- Wszystko wskazuje na to, że głównym powodem jest czysta gra spekulacyjna, zwłaszcza jeżeli chodzi o koszty. Chińczycy sprawnie wykorzystali zamieszanie związane z koronawirusem. Ceny związane z obsługą i transportem kontenerów zaczęły rosnąć tuż po pierwszej fali pandemii, która w Chinach skończyła się w marcu, ale 2020 roku. Od tego czasu oni już powrócili normalnie do pracy, ale ceny wciąż rosły - komentuje Mirosław Ganiec, redaktor naczelny miesięcznika "TSL biznes".
Dziennikarz w rozmowie z money.pl podkreśla, ze Chińczycy winę za rosnące ceny zrzucili m.in. na koszty sanitarne, które pojawiły się wraz z pandemią. Podwyżki kosztów nastąpiły również po problemach z kontenerowcem blokującym Kanał Sueski. Chociaż sytuacja dziś się już unormowała, to jednak Chińczycy nie obniżyli wcześniej podniesionych kosztów transportu i obsługi kontenerów.
- Główną częścią kosztów, która wzrosła w transporcie kontenerów jest właśnie obsługa portowa po stronie chińskiej - podkreśla Mirosław Ganiec.
- Wszystko wskazuje na to, że Chińczycy doszli do takiego momentu, gdzie stwierdzili, że są już na tyle mocnym graczem w światowym handlu i na tyle uzależnili od siebie resztę świata, że teraz mogą narzucić dowolne warunki cenowe. A reszta świata musi się do tego dostosować, bo po prostu nie ma szybkiej i łatwej alternatywy - dodaje.
Święta bez prezentów?
Sytuacja jest na tyle trudna, że wymusza na globalnych transporterach przewartościowanie polityki handlowej i szukania nietypowych rozwiązań. A jej skutki odczuwamy też w Polsce.
Niedawno na portalu WP Finanse pisaliśmy, że klienci IKEI na zamówione towary czekają tygodniami. Sieć założona w Szwecji wskazała, że przyczyną takiego stanu rzeczy są problemy w globalnym transporcie morskim.
- Aby zapewnić naszym klientom dostępność produktów, zdecydowaliśmy się globalnie na podjęcie nadzwyczajnych kroków, w tym na zakup własnych kontenerów i czarter dodatkowych statków - tłumaczyła Katarzyna W. Gebel z biura prasowego IKEA Retail w Polsce.
Prawdziwe problemy możemy jednak odczuć już w grudniu, kiedy ruszymy do sklepów po prezenty dla dzieci. Na razie jednak na alarm biją wyłącznie firmy w Stanach Zjednoczonych.
- W tym roku będzie duży niedobór zabawek - powiedział CNN Isaac Larian, dyrektor generalny MGA Entertainment, firmy dystrybuującej zabawki takie jak m.in. "Rainbow High" czy "LOL Surprise!". - Zapotrzebowanie będzie. Tym, czego nie będzie, to produktów, które zaspokoją to zapotrzebowanie - stwierdził.