Dokładnie dwa miesiące od uruchomienia embarga na dostawy rosyjskiej ropy drogą morską, Europa zamyka "stację Putin" i odcina się również od paliw sprowadzanych z tego kierunku. W odpowiedzi na zachodnie sankcje Władimir Putin odgraża się odcięciem wszelkich dostaw. Wieszczy drożynę przy europejskich dystrybutorach, a nawet braki podstawowego paliwa transportowego - diesla.
Pierwsze analizy skutków odcięcia Europy od rosyjskich paliw ostrzegały przed możliwym zawirowaniem na rynku i niedoborach diesla. Zwłaszcza że olej napędowy odgrywa kluczową w europejskiej gospodarce, a jego import z Rosji w 2022 roku sięgał 700 tys. baryłek dziennie. Stary Kontynent musiał więc zastąpić ten wolumen, znaleźć nowych dostawców albo zwiększyć produkcję własną, a to oznacza dodatkowe koszty.
Kolejne embargo na rosyjskie paliwa. Co z cenami na stacjach?
Co więc czeka kierowców po 5 lutego? Prezes PKN Orlen Daniel Obajtek przekonuje, że Polska jest zabezpieczona, a ceny pozostaną stabilne.
Zbliżają się sankcje na produkty paliwowe i chciałem zapewnić, że jesteśmy w pełni zabezpieczeni w produkty paliwowe. Nie będzie żadnego problemu związanego z logistyką oraz pragnę zaznaczyć, że ceny będą stabilne - uspokajał w środę podczas konferencji prasowej w Trzebini.
Podobnie Unimot, właściciel sieci stacji Aviva, podkreśla swoją gotowość. - Grupa Unimot dostosowuje się do wszystkich sankcji krajowych i międzynarodowych i jest przygotowana na pakiet sankcji obejmujący produkty ropopochodne z Rosji, który ma wejść w życie 5 lutego. (...) Nie zakładamy problemów z dostępnością produktu z kierunków innych niż rosyjski - przekazał money.pl Robert Brzozowski, wiceprezes zarządu ds. handlowych w Unimot.
Zapytaliśmy ekspertów z rynku paliwowego i surowcowego o ich ocenę sytuacji i prognozy dotyczące kształtowania się cen przy dystrybutorach.
Zaskakująca sytuacja na stacjach. Możemy liczyć na obniżki?
"Nie ma podstaw, by w najbliższych tygodniach spodziewać się poważnych zaburzeń rynkowych czy gwałtownych wzrostów cen paliw" - poinformowały we wspólnym piątkowym komunikacie Polska Organizacja Przemysłu i Handlu Naftowego (POPiHN) oraz Polska Izba Paliw Płynnych.
Leszek Wiwała, prezes POPiHN, w rozmowie z money.pl podkreślił, że tak jak 5 grudnia 2022 r. wstrzymano morskie dostawy ropy, a wbrew katastroficznym prognozom, nie miało to negatywnego wpływu na rynek ropy, podobnie będzie, kiedy wejdą w życie sankcje dotyczące paliw gotowych. Uważa, że w przewidywalnej przyszłości nie powinny wystąpić problemy z ich dostępnością.
- Alarmujące informacje dotyczące nadchodzących ograniczeń w dostępności oleju napędowego oraz presji cenowej są mocno przesadzone, a można je określić jako bezpodstawne. Wprowadzenie sankcji z ponad półrocznym wyprzedzeniem pozwoliło branży odpowiednio się przygotować - przekonuje.
Zaznacza jednak, że skutki wprowadzenia sankcji będą znacznie przesunięte w czasie. - Poza tym sytuacja rynkowa zależy od nieprzewidywalnych zachowań konsumentów. W Europie Zachodniej już w zeszłym roku dały się odczuć mocne spadki sprzedaży paliw, co miało korzystny wpływ na bilansowanie unijnego rynku - tłumaczy.
Podobnego zdania są inni analitycy rynku. Urszula Cieślak z biura Reflex przekonuje, że kierowcy mogą wręcz liczyć na kolejną obniżkę cen na stacjach.
Sama data 5 lutego nie wywołała szoku cenowego na stacjach paliw. Ceny nie tylko nie powinny wzrosnąć, ale wręcz mogą okazać się niższe. Spadek cen na rynku ropy naftowej oraz mocny złoty powodują, że w hurcie notujemy obniżki. Choć cena benzyny w stosunku do początku stycznia jest o 20 gr wyższa, to i tak okazała się niższa niż połowie stycznia. Korekta ostatniego tygodnia oraz to, że jest jeszcze miejsce na spadek w hurcie, powinny przynieść obniżkę cen - prognozuje ekspertka.
Grzegorz Maziak z e-Petrol podkreśla jednak, że sytuacja, w której się znajdujemy jest bezprecedensowa. - Nikt tego jeszcze nie testował. Trudno więc przewidywać, jak zachowa się rynek w najbliższych tygodniach. Na razie zgromadzone zapasy powodują, że z większym spokojem rynek oczekuje wejścia sankcji. Podwyżki cen paliw więc wyhamowują - zaznacza w rozmowie z money.pl.
Zauważalne wzrosty cen na stacjach w minionym tygodniu sugerują - zdaniem analityków e-Petrol - jedynie stabilizację cen w kolejnym tygodniu. Na początku lutego 95-oktanowa beznyna podrożała aż o 9 groszy, do poziomu 6,68 zł/l. Kierowcy o 3 grosze na litrze więcej płacili też tankujący olej napędowy. Obecnie diesla kosztuje średnio w Polsce 7,65 zł.
Magazyny wypełnione
Europa dała sobie czas na przygotowanie się do wdrożenia sankcji. Przez ostatnie tygodnie europejscy handlarze skupywali ropę z rynku. Według danych firmy analitycznej Vortex, import oleju napędowego wynosił w połowie stycznia już 770 tys. baryłek dziennie, czyli najwięcej od marca 2022 r.
Zlokalizowane w Amsterdamie, Rotterdamie i Antwerpii terminale (tzw. porty ARA) przyjmowały większe niż zwykle dostawy paliw z różnych kierunków z Azji i Bliskiego Wschodu. Paradoksalnie jednak boom na paliwa dosypał również dodatkowe środki finansowe do portfela Władimira Putina, o czym szeroko pisaliśmy w money.pl.
- Czas przygotowania importerów do wejścia w życie sankcji na rosyjskie paliwa był dość długi. Zgromadzone zapasy w portach ARA są na wyższym poziomie. Nie jest tajemnicą, że do tego momentu wszyscy kupowali zapas rosyjskiego oleju napędowego - zaznacza analityczka firmy Reflex.
"Produkcja rafinerii w Płocku i Gdańsku pokrywa obecnie ok. 70 proc. zapotrzebowania na olej napędowy w Polsce. Pozostała część jest sprowadzana z zagranicy, głównie drogą morską. Przez ostatnie miesiące branża paliwowa w całej Unii Europejskiej przygotowywała się do zmiany źródeł zaopatrzenia w paliwa gotowe, weryfikując i rozbudowując możliwości logistyczne oraz zawierając nowe kontrakty na dostawy" - czytamy w oświadczeniu POPHiN.
Członkowie POPiHN są bardzo dobrze przygotowani, podobnie jak wiele niezależnych stacji paliw - dodaje prezes Wiwała.
Co, gdy zapasy się wyczerpią?
Eksperci, z którymi rozmawiał money.pl, zgodnie przyznają, że moment zapadania sankcji na paliwa z Rosji nie powinien wywołać drastycznych zmian przy dystrybutorach. Europa zabezpieczyła swoje rezerwy. Jednak kolejnym testem bezpieczeństwa, będzie to, jak poradzimy sobie po skonsumowaniu zapasów.
Mało kto pozwala sobie dziś na długoterminową prognozę cen paliw, a szczególne diesla - zaznacza Dorota Sierakowska z BOSSA. - Punktowe problemy, w postaci braków w zapasach paliw w USA po zwiększonym ich eksporcie do Europy, kwestia poziomu limitu cen na rosyjskie paliwa, czy niepewna sytuacja w Chinach, mogą zwiększać presję na rynku. Teoretycznie jesteśmy przygotowani, ale diabeł tkwi w szczegółach - zaznacza.
Jak podkreśla prezes Wiwała, oleju napędowego jest bardzo dużo na całym świecie, a dodatkowo poza UE uruchamiane są kolejne rafinerie o dużych mocach przerobowych. Jego zdaniem kluczem jest dziś zapewnienie odpowiedniej logistyki, która będzie w sposób elastyczny przygotowana na różne scenariusze.
W tym kontekście wyzwaniem dla polskiej gospodarki będzie wydłużony łańcuch zagranicznych dostaw ropy i paliw. Dziś nie ma przesłanek, które mogą wskazywać na prawdopodobny znaczny wzrost cen paliw. Pełny obraz będzie widoczny dopiero za kilka tygodni - zaznaczył.
Europa w tej chwili sprowadza paliwa z USA czy Arabii Saudyjskiej. Jest pewne zaplecze również na Bliskim Wschodzie, gdzie moce rafineryjne rosną. Potencjał ma również Afryka - choćby duża rafineria nigeryjska, która jeszcze w tym roku ma zwiększyć eksport. Są również Chiny, które ograniczały dotąd eksport, a na ten rok mają więcej wolnych mocy.
- Na tę chwilę nie ma zagrożenia, że na rynku europejskim fizycznie zabraknie paliw, nawet jak ten zapas zostanie wyczerpany. Surowiec na rynku jest, nawet jeśli przestanie płynąć bezpośrednio do Europy, to trafi na inne rynki, a nadwyżka stamtąd z kolei trafi do nas. Rosyjskie paliwo najprawdopodobniej i tak będzie krążyć, również pod postacią produktu zmieszanego - podkreśla Urszula Cieślak.
Jednak sprowadzanie paliw z dalszych kierunków oznacza wyższe koszty frachtu, co przyznaje wiceprezes Unimotu. - Ponieważ produkt globalnie jest dostępny, m.in. na Bliskim Wschodzie, w Stanach Zjednoczonych czy Chinach, które przez sytuację pandemiczną mają cały czas ograniczony wewnętrzny popyt, jednak dostarczenie go do Polski po pierwsze trwa dłużej, a po drugie ze względów oczywistych jest droższe. Wyzwaniem będzie wydłużony łańcuch logistyczny - statek z Primorska płynie do Gdyni 2 dni, z rejonu Morza Czerwonego - 30 dni, a z Indii około 40 dni - zaznacza Robert Brzozowski.
Według Doroty Sierakowskiej w dłuższej perspektywie może mieć to wpływ na ceny paliw, ale nie skokowy. Szacuje, że może to oznaczać kilkuprocentowy wzrost. Z kolei Urszula Cieślak zaznacza, że już dzisiaj dalszy import uwzględnia to w cenie. Zwraca jednak uwagę na ewentualne zaburzenia w transporcie.
- Gdyby nastąpiły problemy logistyczne w imporcie, powodujące odsunięcie czasowe w dostawach, może to powodować pewną nerwowość na rynku - uważa.
Przemysław Ciszak, dziennikarz money.pl
Jeśli chcesz być na bieżąco z najnowszymi wydarzeniami ekonomicznymi i biznesowymi, skorzystaj z naszego Chatbota, klikając tutaj.