Afera korupcyjna w Parlamencie Europejskim dotycząca lobbowania przez opłaconych europosłów i pracowników unijnych instytucji na rzecz Kataru i Maroka wstrząsnęła Wspólnotą. Wybuchła bowiem w najtrudniejszym dla UE okresie, kiedy ta walczy o niezależność i bezpieczeństwo energetyczne, a jednym z filarów miał być gaz właśnie z Kataru.
Śledztwo wciąż trwa, badane są różne wątki. W połowie grudnia europarlament wydał rezolucję, zdecydowanie potępiającą wpływy Kataru i zapowiadającą zaostrzenie środków antykorupcyjnych oraz powołanie komisji śledczej. Jednak europosłowie idą dalej, domagają się między innymi zawieszenia rozmów z Katarem o wizach i połączeniach lotniczych, zakazu darowizn z krajów trzecich na rzecz posłów i większej transparentności.
To nie spodobało się w Dosze. W niedzielę Katar wydał notę dyplomatyczną, w której ostrzegł przed "osłabieniem" współpracy energetycznej.
Decyzja o nałożeniu na Katar tak dyskryminujących ograniczeń, ograniczających dialog i współpracę jeszcze przed zakończeniem postępowania wymiaru sprawiedliwości będzie miała negatywny wpływ na globalną współpracę w zakresie bezpieczeństwa, a także na prowadzone rozmowy dotyczące światowego kryzysu energetycznego i bezpieczeństwa - czytamy w opublikowanej w minioną niedzielę nocie.
Katar kluczowy dla Europy
- Łącznie tych spraw jest nieracjonalne - stwierdza dr Janusz Steinhoff, były wicepremier i ekspert BCC ds. gospodarki i energetyki, który w ten sposób komentuje stanowisko Kataru.
Przekonuje jednak, że wina leży po obu stronach korumpującego i korumpowanego.
Trzeba jednoznacznie potępić tę aferę. Wyciągnąć wnioski i stworzyć szczelne procedury antykorupcyjne. Należy pilnie przyglądać się zawieranym z Katarem umowom, ale afera nie powinna wpływać na zawarte z Katarem umowy gazowe. Mniej emocji, więcej rozsądku - apeluje.
Katar ma kluczowe znaczenie dla europejskich strategii walki z największym od kilkudziesięciu lat kryzysem energetycznym. Po inwazji rosyjskiej na Ukrainę, wprowadzeniu sankcji oraz embarga na surowce energetyczne, które pomagają Władimirowi Putinowi finansować wojnę, UE musi znaleźć nowych dostawców.
Chociaż całkowity import katarskiego LNG, według danych Komisji Europejskiej, stanowił w tym roku niecałe 5 proc. importu gazu ziemnego do Unii, to wraz z rozbudową terminali na kontynencie jego znacznie ma wzrosnąć.
Tym samym Katar stał się jednym z najbardziej pożądanych partnerów handlowych, a także jednym z czołowych graczy - zarówno politycznie, jak i gospodarczo. To postawiona pod ścianą Europa wspomagana przez USA zabiegła o zwiększenie dostaw gazu na Stary Kontynent.
Katar nie był w stanie z dnia na dzień zwiększyć produkcji, a na dodatek związany kontraktami w Azji, nie miał możliwości natychmiastowego przekierowania eksportu do Europy. Zapowiedział jednak zwiększenie zdolności produkcyjnych LNG o 30 proc. do końca tej dekady i podpisanie umów z europejskimi partnerami.
Kraj ten produkuje 77 mln ton gazu ziemnego rocznie. Znajduje się na trzeciej pozycji pod względem wielkości rezerw błękitnego paliwa na świecie, jest też jego największym światowym dostawcą.
- Europa potrzebuje tego surowca z różnych źródeł. Mimo że zabezpieczyła obecną zimę, wypełniając magazyny i kontraktując kolejne dostawy, to według szacunków ekspertów, i tak w przyszłym roku UE zabraknie około 20 mld m sześc. gazu - zaznacza Janusz Steinhoff.
Umowy ważne tak dla Niemców, jak i Polaków
Europejskie stolice mają świadomość, jak ważne jest i będzie zapewnienie bezpieczeństwa gazowego każdego z członków i Europy jako całości. Rezygnacja z rosyjskiego paliwa oznacza konieczność zastąpienia 155 mld m sześc. gazu, importowanych dotąd z tego kierunku rocznie. To około 40 proc. całości kupowanego przez kraje UE błękitnego paliwa.
Katar, jako sojusznik USA i potentat w eksporcie LNG, wydawał się więc jedną z ważnych opcji budowania niezależności Starego Kontynentu. W szczególnie trudnej sytuacji znaleźli się Niemcy, którzy oparli swoją politykę gazową na powiązaniach z Rosją. Inwazja na Ukrainę zmusiła ich do radykalnej zmiany i przemodelowania mapy dostaw.
Ambitna strategia kanclerza Olafa Scholza, o której pisaliśmy w money.pl, zakłada, że w ciągu najbliższych czterech lat ma powstać aż pięć państwowych terminali LNG obsługujących specjalne jednostki regazyfikujące. Do tego niemieckie ministerstwo gospodarki bierze pod uwagę dwie jednostki prywatne. Nimi zamierza sprowadzać LNG z różnych kierunków.
Jednym z nich jest Katar. Negocjacje nie były łatwe. Berlin bardzo zintensyfikował kontakty z Dohą. W maju uzgodniono partnerstwo energetyczne, nie precyzując przy tym wielkości dostaw gazu. Katar chciał długoterminowych kontraktów, co kłóci się ze strategią energetyczną władz Niemiec. W końcu do umowy nie doszło.
Impas wykorzystali Włosi, którzy mieli już ugruntowaną współpracę z Katarem i są uważani za największego importera skroplonego gazu ziemnego z tego kraju. Już w czerwcu włoska firma Eni dołączyła do przedsięwzięcia North Field East w Katarze, które jest częścią największego na świecie projektu LNG.
Ostatecznie również Berlin podpisał porozumienie z Katarem. Mimo że, nauczony rosyjską porażką, trzymał się dotąd maksymalnie 3-letnich kontraktów, kontrakt zakłada 15 lat dostaw LNG.
Gaz z tego kierunku kontraktowali również Francuzi, ale także Polska pokłada w Katarze swoje bezpieczeństwo. Nasza współpraca trwa od lat. Przypomnijmy, że z krajem tym wiąże nas długoterminowa umowa. Pierwsza komercyjna dostawa LNG dotarła do gazoportu w Świnoujściu w połowie 2016 roku. Polska po renegocjacji umowy ma zakontraktowane dwa miliony ton LNG rocznie do 2034 roku.
W grudniu 2021 roku prezydent Andrzej Duda poleciał do Kataru i prowadził rozmowy o zwiększeniu dostaw, cenach oraz o zaangażowaniu katarskich firm w transformację energetyczną Polski. Katarski gaz ma największy udział w dostawach do naszego gazoportu. W 2021 roku na 130 ładunków aż 85 pochodziło właśnie z tego kraju, a w maju 2022 PGNiG odbierało setną dostawę znad Zatoki. Drugim w kolejności dostawcą do Polski są Stany Zjednoczone z daleko niższym wolumenem.
W tym kontekście afera Katargate jest szczególnie kłopotliwa dla wszystkich stron. - Trudno sobie wyobrazić, aby jednak kontrakt Polski, czy Niemiec z Katarem miałby być z jej powodu zrywany - zaznacza Janusz Steinhoff.
"Nie popełnić błędu"
Były wicepremier i ekspert BCC ds. gospodarki i energetyki, podkreśla, że dla Europejczyków etyka biznesu jest bardzo ważna. Dodaje jednak, że rozmieszczenie złóż surowców energetycznych w świecie powoduje, że Europa zmuszona jest również prowadzić interesy z krajami, do których ma zastrzeżenia na różnych polach. Chodzi m.in. o kwestie demokracji, praw człowieka, czy prowadzoną politykę. Czasem będzie to wybór "mniejszego zła".
Chodzi również o niezawodność i bezpieczeństwo dostaw. Katar za sprawą swojej polityki uważany jest za jednego ze stronników Zachodu wśród krajów arabskich. Do tej pory dostawy z tego kierunku docierały bez problemów, pomimo zawirowań politycznych w regionie. Nawet blokada Kataru w 2017 r. nie zakłóciła zakontraktowanych dostaw. Wówczas poprzez handel na morzu Katar dotrzymywał umów - przy wsparciu Turcji i Iranu - o czym więcej przeczytasz w money.pl.
- Nie jesteśmy samowystarczalni energetyczne. Europa zużywa około 500 mld m sześc. gazu. Zdani jesteśmy więc na import. Nie możemy jednak powtórzyć błędu, jaki popełniliśmy, uzależniając się od jednego dostawcy, jakim była Rosja i pod nią budując naszą inflastrukturę - zazncza dr Janusz Steinhoff.
Jak dodaje ekspert BCC, tak samo niekorzystne byłoby nawiązanie umów tylko z jednym dużym eksporterem LNG. - To nam jednak nie grozi. Europa odrobiła lekcję. Ma świadomość konieczności dywersyfikacji źródeł dostaw. Rozbudowa terminali LNG pozwala na import skroplonego gazu z całego świata - zaznacza.
O uzależnieniu od katarskiego gazu nie ma w tej chwili mowy. Jest on ważnym udziałowcem rynku, ale wciąż nie najważniejszym. Nie może równać się dawną pozycją Rosji.
Wciąż dużym dostawcom gazu dla UE pozostaje Norwegia, Stany Zjednoczone, ale również kraje Afryki jak choćby Algieria. Katar w 2021 roku odpowiadał za 4,3 proc. dostaw gazu, w 2022 ledwo dobija do 5 proc.
Europa nie może sobie pozwolić utratę dodatkowych dostawców, ale musi zachować ostrożność. Wyścig o kontrakty będzie trwał. Jak przestrzegało Ministerstwo Gospodarki, Handlu i Przemysłu Japonii (METI), którego dane przywołał Bloomberg, do 2026 roku długoterminowe kontrakty na LNG zostaną całkowicie wyprzedane.
Przemysław Ciszak, dziennikarz money.pl
Jeśli chcesz być na bieżąco z najnowszymi wydarzeniami ekonomicznymi i biznesowymi, skorzystaj z naszego Chatbota, klikając tutaj.