Wojsko USA przyznało, że konsultuje się z Arabią Saudyjską w sprawie sposobów złagodzenia zagrożeń po ataku na saudyjskie rafinerie. Wprawdzie przedstawiciele Pentagonu odmówili informacji, jakiego rodzaju zmiany mają dotyczyć systemów obrony Arabii Saudyjskiej, to jedno jest pewne. Polska nie ma nawet części tego, co do obrony powietrznej kupują Saudowie.
Stać ich na miliardowe wydatki na najnowocześniejszy sprzęt wojskowy, zaprojektowany głównie w celu powstrzymania ataków z powietrza. Atak na rafinerie oczywiście obnażył też pewne słabości tego sprzętu. Głównie jednak eksperci zwracają tu uwagę na błędy ludzi je obsługujących. My jednak nie mamy sprzętu, więc nasi żołnierze na błędach innych się teraz nie nauczą.
Co więcej, jeśli chodzi o systemy obrony, które są najbardziej przydatne przy tego typu atakach, dysponujemy tylko starym radzieckim sprzętem.
Kupione za 4,75 mld dol. (16 mld zł) dwie baterie Patriotów nic tu nie zmienią. Oprócz faktu, że na dostawę jeszcze czekamy, powody są dwa. Po pierwsze - jest ich za mało, by obronić nawet Warszawę. Po drugie, choć to element naszej obrony powietrznej, to jednak może nie być pomocny przy tego typu atakach. Jak to możliwe?
Drogie strzelanie
- Zestawy Wisła (polska nazwa dla Patriotów - przyp. red.) nie są z definicji przeznaczone do zwalczania takich celów. Świetnie radzą sobie z rakietami balistycznymi, samolotami, ale nie z dronami i pociskami manewrującymi. Teoretycznie można próbować się nimi bronić, ale to też z ekonomicznego punktu widzenia zły pomysł - mówi money.pl Tomasz Dmitruk, ekspert wojskowy i redaktor "Dziennika Zbrojnego".
Dlaczego? Nowoczesne pociski do kupionych przez Polskę systemów Patriot kosztują ok. 5-6 mln dol za sztukę. Do celów wystrzeliwuje się dwa, by mieć większą pewność trafienia. Zatem w przypadku podobnym do ataku na Arabię Saudyjską, gdzie użyto 20 dronów i co najmniej 13 pocisków manewrujących, oznacza to gigantyczne, wielomilionowe wydatki.
Oczywiście można strzelać tańszymi pociskami, za około milion dolarów za sztukę, ale z Patriotami jest jeszcze jeden problem.
- Te drony i pociski mogłyby też nie zostać wykryte przez radary Wisły. Obiekty te leciały dość nisko. Dlatego ze wszystkich tych powodów najlepiej byłoby uzupełnić nasz system obronny o zestawy krótkiego zasięgu z programu Narew - wyjaśnia Dmitruk.
Zbyt wysoki parasol
Czym jest Narew? To program modernizacji naszych sił zbrojnych, w którym planuje się zakup 11 baterii przeciwlotniczych krótkiego zasięgu. Ich pierwszą zaletą w tym przypadku jest cena pocisków liczona w dziesiątkach tysięcy dol., a nie w milionach. Co więcej, pociski mogłyby być produkowane w Polsce, co jeszcze obniżyłoby koszt.
Warto też wiedzieć, że aby obrona była skuteczna, musi być wielowarstwowa. Na razie podpisaliśmy umowę na zakup Patriotów, które są zestawami średniego zasięgu. Zatem będziemy mieli nad głowami jeden duży, nowoczesny parasol obronny. Rzecz jednak w tym, że pod niego mogą wlatywać pociski krótkiego zasięgu. Nimi powinien się zająć program Narew. Jednak na razie go nie ma. Zamiast tego wojsko dysponuje niemal zabytkową bronią.
- Newa i Kub to poradzieckie zestawy krótkiego zasięgu z lat 60. Mają, prócz wieku, poważną wadę. Mają ograniczenia w jednoczesnym zwalczaniu wielu celów. Dlatego obrona przed ponad 30 obiektami byłaby bardzo trudna, o ile nie niemożliwa - mówi Dmitruk.
Nie mamy zatem nic, co przed atakiem podobnym do tego na Arabię Saudyjską mogłoby nas uchronić. A kiedy uda nam się w końcu kupić nowe zestawy w ramach programu Narew? Tu niestety nie mamy dobrych wiadomości.
Program w analizie
- Formalnie program jest cały czas w fazie analizy koncepcyjnej. Narew ma powstać w Polskiej Grupie Zbrojeniowej. To właśnie PGZ ma być integratorem tego systemu. Za granicą mamy kupić licencje na wyrzutnie i pociski, najprawdopodobniej od brytyjskiego dostawcy. PGZ ma zapewnić resztę włącznie z radarami, ale ostatecznie mamy być producentem całego systemu - mówi Tomasz Dmitruk.
Co równie ważne, Narew ma być zintegrowana z systemem zarządzania polem walki IBCS, który zamówiliśmy już z Patriotami.
O przybliżony czas realizacji programu zapytaliśmy w MON. Jednak do czasu opublikowania tego artykułu nie otrzymaliśmy odpowiedzi.
- Zakończenie analizy planowane jest do końca roku. Nie sądzę żeby przed wyborami doszło do jakiegoś rozstrzygnięcia. Zatem pierwsze zestawy Narwi mogłyby pojawić się w służbie nie szybciej niż za 5 lat - mówi Dmitruk.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl