Jedną z decyzji ministry edukacji Barbary Nowackiej było odchudzenie programu szkolnego. Resort obiecywał jednak, że nowych podręczników nie będzie. Ale jak podał "Newsweek", stało się na odwrót. Tygodnik podał przykład kompletu, który kosztuje ok. 600-700 zł. Zaznaczmy, że nie dotyczy to uczniów podstawówek, których książki finansowane z budżetu państwa.
Szkoła po nowemu. Oto co zmieni się od września
Szefowa resortu za taki obrót spraw ostro skrytykowała wydawnictwa, które nazwała "oszustami" i "naciągaczami". Chodzi konkretnie o poniższy post:
Wydawcy jednak - również na łamach tygodnika - odpowiedzieli, że "Nowacka ośmiesza się, oskarżając nas o oszustwo". Anonimowo, bo co roku branża dostaje pół miliarda złotych z budżetu państwa na podręczniki do szkół podstawowych. "Newsweek", że wydawcy zaczęli negocjacje o podniesienie stawki.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Nie sposób było przygotować zupełnie nowych książek. Ale wydawnictwa znalazły sposób: w podręcznikach już gotowych autorzy zaznaczali te treści, które wypadły z obowiązkowego materiału – inną czcionką, kolorem lub ramką. Te podręczniki trafiły do sprzedaży z etykietą 'Edycja 2024'. Ten sam zabieg zastosowano w cyfrowych wersjach podręczników – wraz z nową książką uczeń otrzyma teraz kod do platformy internetowej i tam będzie miał podświetlone, które treści są obowiązkowe, a które już nie" - pisze tygodnik.
Awantura o podręczniki
Wydawnictwa argumentują, że nowy, okrojony program został zatwierdzony na koniec czerwca. To oznacza, iż nauczyciele musieliby się przygotować do nowego roku szkolnego w wakacje letnie, czyli w urlop. Wiadomo, że ta grupa zawodowa nie weźmie wolnego w wybranym przez siebie terminie.
"Newsweek" przy tym zaznacza, że to ostatecznie od nauczyciela zależy, z jakiego podręcznika korzysta. MEN zastrzega, iż uczniowie mogą nadal korzystać z dotychczasowych podręczników.
Co ciekawe, o graficzne wyróżnienie, co wypadło z okrojonych podręczników, poprosiło samo ministerstwo. "Wydawcy pomogli MEN – na prośbę resortu – rozwiązać problem spóźnionych zmian w podstawie programowej. Usiłowali na tym zarobić i wybuchła awantura. Pytanie, skąd się wzięło to nieporozumienie, bo trudno uwierzyć, by było przypadkowe" - podsumowuje tygodnik.