Pracownicy wielu firm, których siedziby znajdują się w Warsaw Spire dostali już polecenie pracy zdalnej. Sam budynek nie został zamknięty, podobnie jak biuro Fronteksu - Europejskiej Agencji Straży Granicznej i Przybrzeżnej. To właśnie w tej organizacji pracuje osoba, u której wykryto wirusa.
Warto przypomnieć, że Warsaw Spire to nie jeden wieżowiec, ale kompleks, w którego skład wchodzą również mniejsze biurowce. I to właśnie w jednym z nich - zwanym po prostu "budynkiem B" - pracowała zarażona osoba z Fronteksu.
Wieżowiec należy do firmy Immofinanz, a sąsiednie budynki (B i C) są własnością innego przedsiębiorstwa - CA Immo. Główny ma ok. 57 tys. m kwadratowych, oba pozostałe łącznie ok. 43 tysięcy metrów.
Podstaw i możliwości zamykania głównego budynku nie widzi przedstawiciel Immofinanz, Przemysław Wardęga.
- Decyzja o tym, czy wysłać pracowników do domu należy do firm wynajmujących biura. Biurowiec i tak musi działać. Wdrożyliśmy już procedury bezpieczeństwa - mówi w rozmowie z money.pl. Odwiedzający mają do dyspozycji dyspensery z płynem odkażającym, obsługa regularnie dezynfekuje powierzchnie budynku, nie omijając wrażliwych punktów - jak choćby przycisków w windach.
Z jego słów wynika, że najemcy głównego budynku nie wpadają w panikę, ale część zdecydowała się wysłać ludzi do pracy w domu. Podobnie dzieje się w innych warszawskich biurowcach. Dosłownie z dnia na dzień pracownicy dostają możliwość pracy zdalnej.
Jeśli spełniłby się czarny scenariusz, a koronawirus faktycznie rozprzestrzeniałby się w stołecznych biurowcach, problem mógłby być poważny. W całej Warszawie w biurowcach różnych firm pracować może aż 920 tysięcy osób - wynika z danych dostarczonych nam przez Platformę REDD — największe źródło danych o biurowcach w Polsce. Sama Wola - gdzie stoi choćby Warsaw Spire - to miejsce pracy prawie 200 tysięcy osób. A nie jest to największa dzielnica biurowa stolicy. Na Mokotowie pracować może prawie 233 tysiące ludzi, w Śródmieściu ponad 220 tysięcy.
Co z tymi, którzy zostali w biurach
Praca zdalna to dobra decyzja? To zależy od rodzaju wentylacji w budynu wyjaśnia w rozmowie z money.pl Marek Nowak, ekspert w dziedzinie takich systemów. Bo wedle twardych danych, klimatyzacja w biurowcu może rozsiać wirusa po całym budynku, ale pod pewnymi warunkami.
- Jeśli jest to obieg, w którym do pomieszczenia wtłacza się powietrze zassane bezpośrednio z zewnątrz, a potem zostaje ono usunięte bezpośrednio poza budynek lub pomieszczenie, klimatyzacja nie ma szans na rozsianie wirusa – tłumaczy ekspert.
- Śledzimy oczywiście sytuację z wirusem, ale na jego temat wiadomo na razie niewiele. Nie ma chyba jeszcze ścisłych informacji dotyczących tego, jak długo wirus może przeżyć poza ludzkim organizmem. Jedni mówią o 9, inni o 14 dniach. Mimo wszystko jest to i tak czas bardzo długi – mówi WP Finanse Nowak.
Prawdopodobnie największym zagrożeniem, jeśli chodzi o ewentualne zarażenie, są zamknięte systemy wentylacji, w których wykorzystuje się ciągle to samo powietrze. Są na świecie linie lotnicze, które chwalą się tym, że kabiny ich samolotów są tak szczelne i bezpieczne jak bloki operacyjne w szpitalach. I to niestety obraca się obecnie przeciw nim.
- W takim wnętrzu wirus o małych rozmiarach może krążyć bez najmniejszego problemu – mówi Nowak.
Systemy klimatyzacji w biurowcach nie działają na takiej zasadzie jak samochodowe. Z powodów ekonomicznych wykorzystują powietrze wielokrotnie, głównie po to, by nie tracić energii na ciągłe chłodzenie lub podgrzewanie powietrza zassanego z zewnątrz.
Czy filtry są w stanie zatrzymać koronawirusa?
Najskuteczniejsze filtry HEPA (High Efficiency Particle Arrestor) potrafią wyłapać cząstki o średnicy 0,3 mikrona. Przybliżony rozmiar koronawirusa to 0,1 mikrona. Odpowiedź nasuwa się sama.
- Poza tym trzeba pamiętać, że skuteczność zwykle stosowanych w biurowcach filtrów to nie jest 99,99 proc. jak w reklamach. Oscyluje ona wokół 60 proc. – mówi nam ekspert.
Dodaje, że problemem dla wirusa powinno być samo dostanie się do układu klimatyzacji. Może się wydawać, że droga kropelkowa nie jest na tyle efektywna, by pozwolić mu dostać się do wlotu powietrza w pomieszczeniu. Niestety - najnowsze dane z pokładu poddanego kwarantannie statku wycieczkowego Diamond Princess wskazują na to, że wirusem zaraziło się tam ponad 700 spośród 3000 pasażerów. Winą za ten stan rzeczy obarcza się m.in. pokładową klimatyzację.
Zobacz także:
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl