- To się dzieje nagminnie. Gwałtowna burza i do podziemnego garażu wali woda z całego osiedla. Bywało, że parking zamieniał się w jaskinię z podziemnym jeziorem - relacjonuje Piotr, który kupił mieszkanie na jednym nowych osiedli południowego Wrocławia. - Przed blokami trawników mamy mało. To raczej klomby niż tereny zielone. Poza nimi betonowa pustynia - dodaje.
- Dwa lata z rzędu, trzy zalania szybów wind - opisuje sytuację na warszawskich Odolanach Rafał, który skontaktował się z nami przez platformę dziejesie.wp.pl.
Mieszkańcy na dłuższy czas skazani są na wspinaczkę schodami. - Blok ma 11 pięter. Windy najpierw muszą wyschnąć, potem musi przyjechać serwisant producenta, a nie przyjeżdża od razu, w końcu nie tylko nasz szyb zalewa. Potem z tydzień czekania, aż urzędnik UDT pieczątkę przybije. Czyli jednorazowo winda 2-3 tygodnie stoi - wyjaśnia.
Jak podkreśla, to nie tylko wina coraz częstszych nawałnic, ale też źle zaprojektowanej dzielnicy. - Przez dziesięciolecia przemysłowa dzielnica nagle stała się "Brooklynem Warszawy", sypialnią, dziesiątki inwestycji przyłączono do niewydolnej kanalizacji sprzed lat. Efekt? Nie daje rady odprowadzać takiej masy wody - wyjaśnia.
Powszechna betonoza kosztuje nas miliardy
Faktem jest, że polskie miasta nie radzą sobie z gwałtownymi burzami i intensywnymi opadami. Wystarczy kilka minut i "miejska powódź" gotowa.
Niestety sami pogarszamy sytuację. Przez lata nie robiono za wiele, aby poprawić infrastrukturę miejską. Osiedla, place miejskie, parkingi i wszechobecny beton i asfalt. Przykładów w polskich miastach jest wiele.
Budowane pół wieku temu systemy kanalizacyjne są nieskuteczne. Dostosowane do luźniejszej zabudowy, bez szczelnego zabetonowania powierzchni przeznaczonej na parkingi, place, podwórka, teraz muszą odprowadzać niemal całą wodę opadową, która nie ma gdzie wsiąkać.
To, co uda się odebrać przez kanalizację, trafia do rzek, które dynamicznie wzbierając, zagrażają kolejnym miastom. Efekt? Tylko w ostatnim tygodniu na Pomorzu burzowa woda podtopiła Straszyn, Rotmance, Juszków.
- Betonujemy też rzeki, to tylko pogarsza sytuację. Mamy wiele lat zaniedbań w tym obszarze - mówi Grzegorz Walijewski, hydrolog z Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej. - Im większe uszczelnienie, tym większa fala wezbraniowa - zaznacza.
To generuje potężne koszty. Jak oszacowali eksperci z Instytutu Ochrony Środowiska, na przestrzeni zaledwie 5 lat (badano okres 2001-2016) Polska straciła 78 mld zł. To m.in. suma zniszczeń w infrastrukturze i uszkodzeń mienia, wywołanych przez powodzie, nawałnice i susze. Raz na 5 lat pojawiają się ponadprzeciętne skutki finansowe szacowane na ponad 1 proc. PKB.
Taki mamy klimat? Niekoniecznie
Jak wyjaśnia hydrolog, na miejskie powodzie wpływ mają dwa główne czynniki. Pierwszy to zmiany klimatyczne i zanieczyszczenie. Nad miastami burze bywają intensywniejsze i z roku na rok będzie ich więcej.
- Do 2100 roku ilość gwałtownych zjawisk pogodowych będzie cały czas wzrastać, średnio o 20-30 proc. Będą też znacznie bardziej intensywne niż do tej pory - zauważa.
Ale nie można winy przypisać jedynie pogodzie. Pokutują też błędy w budowaniu miast. Brakuje w nich nowoczesnej infrastruktury hydrologicznej, pozwalającej odebrać wodę i ją zagospodarować. Można powiedzieć, że woda przecieka przez palce i jak na ironię po intensywnych opadach i błyskawicznej powodzi borykamy się z suszą i niedoborem wody.
Potrzeba szybkich zmian
Jeśli nic się nie zmieni, sytuacja będzie się tylko pogarszać. Widać to od paru lat, kiedy sezonowo w jedną noc podtapiane są całe miasta w różnych częściach kraju.
W związku z tymi sytuacjami na początku lipca Sekretarz Stanu Ministerstwie Infrastruktury Marek Gróbarczyk zawnioskował o zwołanie pilnego posiedzenia Komisji Wspólnej Rządu i Samorządu Terytorialnego.
Z kolei szef Wód Polskich polecił dyrektorom RZGW w trybie pilnym dokonanie przeglądu miejscowych planów zagospodarowania przestrzennego miast wojewódzkich i powiatowych.
- Problem w końcu dostrzeżono i coś się zaczyna z tym robić na różnych poziomach - mówi Walijewski. - Potrzeba jednak szerokich działań - dodaje.
Kłopot w tym, że rząd już przez blisko rok nie może poradzić sobie ze specustawą, która zakłada zmiany w planowaniu przestrzennym, zmniejszenie powierzchni betonowych w centrach miast oraz tworzenia lokalnych rezerwuarów retencyjnych gromadzących wody opadowe. Co znamienne, powodziami zajmie się ustawa o suszy.
Projektu Ustawy o Inwestycjach w Zakresie Przeciwdziałania Skutkom Suszy powstał w sierpniu ubiegłego roku i obecnie jest w uzgodnieniach międzyresortowych. Według harmonogramu prac, przyjęcie projektu przez Radę Ministrów planowane jest dopiero na IV kwartał 2021 r.
A pracy do wykonania jest wiele. - W miastach powinny powstać m.in. podziemne zbiorniki zbierające wodę, powierzchniowe, ogrody deszczowe, kwietne łąki, zielone dachy i ściany. Betonowe place powinny być zmieniane w parki. Konieczne jest też odtworzenie obszarów wodno-błotnych, które zatrzymają i pochłoną nadmiar wody opadowej oraz ponowna regulacja rzek umożliwiająca im meandrowanie - wylicza hydrolog. - Inwestycje muszą objąć zarówno infrastrukturę zieloną jak i niebieską - dodaje.
Kluczem jest też podniesienie poziomu retencyjności. Ten dziś w Polsce wynosi zaledwie 6,5 proc. - Prace do odrobienia ma nie tylko państwo, samorząd, ale też obywatele. Powinniśmy sami zbierać deszczówkę, tworzyć oczka wodne, muldy, zbiorniki. Zwłaszcza, że nie musimy robić to tylko własnymi siłami. Jest coraz więcej projektów dofinansowania takich inwestycji - podkreśla ekspert IMGW.