Od kilkunastu miesięcy nowe domy sprzedają się na pniu. To efekt pandemii i marzeń o własnym domu z ogrodem, który w czasie lockdownu okazuje się niemal zbawieniem. Tylko od czerwca do listopada 2020 r. na rynku pierwotnym sprzedano 2299 domów, podczas gdy od stycznia 2019 do maja 2020 r. 3617 – wynika z danych serwisu RynekPierwotny.pl, które przytacza "Puls Biznesu".
Ekspert serwisu RynekPierwotny.pl Jarosław Jędrzyński zauważył, że w ostatnich latach rynek domów deweloperskich rósł w tempie 7-9 proc. rocznie, co uznawano za wynik godny uznania. Obecnie natomiast widzimy nadzwyczajne przyspieszenie liczone już w dziesiątkach procent.
Deweloperzy nie są obojętni na oczekiwania klientów i budują coraz więcej domów, na które jest największy popyt – czyli niewielkich domków na obrzeżach miast. O ile w 2019 roku wprowadzili do sprzedaży 2893 domy jednorodzinne, to w 2020 r. było ich już 5209.
Co ciekawe, o przed wybuchem pandemii budową niewielkich domów parali się raczej drobni deweloperzy, to z czasem duże firmy przekonały się do tego segmentu. Obecnie nawet znani deweloperzy, kojarzeni z wieżowcami i biurowcami, biorą się za budowę osiedli "segmentów" gdzieś na obrzeżach. Trudno się dziwić: na razie nic nie wskazuje na to, by taka inwestycja miała się nie zwrócić.