Wyjście Zjednoczonego Królestwa z Unii Europejskiej bez umowy może doprowadzić do zwolnienia niemal 103 tys. osób w Niemczech z powodu ograniczenia wymiany handlowej z Wielką Brytanią - szacują eksperci Halle Institute for Economic Research. Przede wszystkim w branży motoryzacyjnej. Choć polska branża automotive jest ściśle powiązana z niemiecką, to ekonomiści nie wróżą problemów w naszym kraju.
Nie oznacza to jednak, że jesteśmy bezpieczni. W tym samym dokumencie wskazano, że brexit bez umowy zagrozi 46 tys. etatów w Polsce - przede wszystkim w rolnictwie, przetwórstwie żywności, handlu hurtowym i detalicznym, z wyłączeniem branży motoryzacyjnej, oraz w usługach dla biznesu. Wśród państw unijnych bardziej zagrożone są tylko wspomniane Niemcy, Francja i Włochy. W ujęciu procentowym poważne zmartwienie mają także Belgowie, obywatele Malty, Irlandii oraz Holandii.
Tym, co pozwala myśleć pozytywnie o przyszłości gospodarki w przypadku Polski, jest fakt, że zawirowania związane z utrudnieniem handlu na linii Zjednoczone Królestwo - Unia Europejska, które najboleśniej odczują Niemcy, oznaczają jednocześnie oddalenie ryzyka wyjazdu gigantycznej liczby pracowników z Ukrainy za Odrę.
- Ograniczenie odpływu pracowników z Ukrainy do Niemiec dotyczy każdego scenariusza brexitu. Każdy z nich bowiem zakłada utrudnienie handlu między UE a Wielką Brytanią. Oczywiście największe utrudnienia dotyczą scenariusza bez umowy - mówi money.pl Krzysztof Inglot, prezes Personnel Service.
Utrudnienia, o których mowa, to zdaniem niemieckich ekonomistów, spadek obrotów handlowych o 25 proc. Jeszcze czarniejszy scenariusz wieszczy Swati Dhingra, adiunkt na London School of Economics. Jej prognoza mówi o 34 proc. Wszystko za sprawą problemów logistycznych oraz ceł. Te ostatnie sięgną 10 proc. na samochody i części samochodowe, a średnia ważona stawka dla żywności może przekroczyć 28 proc.
W efekcie Brytyjczykom nie będzie opłacać się kupowanie produktów z Niemiec. Tym samym, według Halle Institute for Economic Research, na bruku znajdzie się m.in. ponad 11 tys. pracowników sektora motoryzacyjnego, niemal 9 tys. specjalistów z sektora usługowego, 8 tys. z handlu hurtowego, czy 7 tys. pracowników fabryk (a to tylko kilka przykładów zwolnień szacowanych w całości na wspomniane już 103 tys. osób). Jak tłumaczy nam Krzysztof Inglot, w ten sposób na niemieckim rynku pracy pojawi się rzesza doświadczonych specjalistów.
- Taka sytuacja może znacząco zmienić dotychczasowy czarny scenariusz dla polskiego rynku pracy, który zakładał wyjazd nawet do 250 tys. Ukraińców z naszego kraju do Niemiec na koniec 2019 r. - mówi prezes Personnel Service.
Jak dodaje, zwolnieni u naszych zachodnich sąsiadów "zaczną szukać pracy na miejscu, a mając doświadczenie i znając język, wyprą pracowników z Ukrainy" - Nie będą to Niemcy, ale np. Turcy, czyli przedstawiciele nacji, które żyją tam dłużej. To oni będą dla pracodawców lepszymi kandydatami niż osoby, które dopiero przyjechały - tłumaczy.
Ryzyko odpływu Ukraińców na Zachód oddaliło się także ze względu na zmiany w niemieckich przepisach migracyjnych, które okazały się o wiele mniej istotne niż się spodziewano.
Jeśli mielibyśmy obawiać się odpływu Ukraińców, to bardziej w wyniku zabiegów
Czech, Słowacji i Węgier. - Państwa regionu wzorują lub nawet kopiują nasze rozwiązania, bo widzą, jak na polskie PKB wpłynęło zatrudnianie pracowników z Ukrainy - mówi Inglot. Póki co początek 2019 r. nie tylko nie przyniósł spadku liczby przybywających do nas pracowników z Ukrainy, ale nawet lekki wzrost w stosunku do analogicznych okresów 2017 i 2018 r.
To o tyle istotne, że według Eurostatu, migranci są czynnikiem, który hamuje spadek liczby ludności w Polsce. Od 2016 r. w Polsce nieprzerwanie, choć bardzo powoli, przybywa mieszkańców.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl