Budżet 2022 zakłada deficyt na poziomie 30,9 mld złotych. Jednak wszyscy nasi rozmówcy podkreślają, że tak naprawdę rząd mógłby wpisać dowolny deficyt, a nawet odświeżyć hasło budżetu zrównoważonego, bo dług państwa wyprowadza poza ustawę budżetową.
- Rząd dalej uprawia kreatywną księgowość i tworzy nam państwo dwóch rzeczywistości, zadłużając nas na dwa sposoby. Pierwsza część długu znajduje się w budżecie, druga - poza nim, ta druga wynosi już 300 miliardów złotych. Żadne bajki o uszczelnieniu reguły wydatkowej i zrównoważonych finansach nie są prawdziwe. To po prostu brednie - mówi money.pl Paulina Hennig-Kloska z Polska2050.
- Nikt nie wierzył w to, że w budżet może być zrównoważony, bo widzieliśmy, ile w tych różnych funduszach rząd poukrywał miliardów złotych. W związku z tym to, nad czym teraz pracujemy, to jest wirtualny budżet, który będzie wielokrotnie jeszcze zmieniany - wtóruje Dariusz Wieczorek z Lewicy.
Politycy reagują na wywiad money.pl
Wieloletni pracownik Ministerstwa Finansów, a obecnie ekonomista Forum Obywatelskiego Rozwoju zwrócił uwagę na poruszony wyżej problem alternatywnego budżetu, który jest całkowicie poza kontrolą parlamentu.
- Mam tu na myśli przede wszystkim fundusz przy Banku Gospodarstwa Krajowego (BGK) dotyczący przeciwdziałania COVID-19. W jego skład wchodzą takie "wydatkowe raje premiera", jak Rządowy Fundusz Inwestycji Lokalnych, gdzie pieniądze płynęły w lwiej części tylko do samorządów związanych z PiS. W ramach tego funduszu covidowego powstał ostatnio także Rządowy Fundusz Polski Ład. Program Inwestycji Strategicznych. W skrócie PIS - tłumaczył dr Dudek w rozmowie z Damianem Szymańskim.
140 miliardów złotych do dyspozycji Mateusza Morawieckiego
140 miliardów złotych zapisanych w tym budżecie zostanie właściwie rozdysponowane całkowicie przez premiera. On sam, uznaniowo, zadecyduje o tym, na co trafią te środki. W rozmowie z money.pl Izabela Leszczyna nazywa taką politykę "kreatywną księgowością" i "propagandą sukcesu".
- Cieszy fakt, że dr Sławomir Dudek, wieloletni dyrektor departamentu makroekonomicznego, który przez dwadzieścia lat brał udział w pracach nad przygotowaniem budżetu, uważa dokładnie tak, jak my, a nawet taką politykę fiskalną nazywa zdecydowanie ostrzej - mówi Leszczyna.
- To "kłamstwo budżetowe PiS", o którym mówił dr Sławomir Dudek, to jest właśnie to państwo dwóch rzeczywistości. Wszystko wskazuje na to, że rząd dalej będzie generować dług poza ustawą budżetową, kondycja finansów publicznych nie jest lepsza, a poziom długu na nowy rok nie jest pod kontrolą. Według mojej analizy ten dług poza budżetem do 2025 roku może urosnąć o kolejne 100 miliardów złotych - prognozuje Paulina Hennig-Kloska.
- To kłamstwo trwa od wielu lat, a spotęgowane jest w tej chwili covidem. Kontrola NIK wykazała, że w tej chwili 300 mld złotych jest wydawane poza budżetem. A będzie to coraz większa suma. To już nie jest w tej chwili budżet, to jest dokument propagandowy - dodaje Dariusz Wieczorek.
Życie na kredyt niekontrolowany
Choć rząd kilkukrotnie chwalił się nadwyżkami w budżecie i w związku z nimi zaproponował nowelizację tegorocznej ustawy budżetowej, to jednak opozycyjni politycy nie zostawiają suchej nitki na polityce fiskalnej obecnego rządu.
- To, co PiS wyprawia z różnymi funduszami, to jest traktowanie Polski jak jakiegoś folwarku pańszczyźnianego, gdzie rząd jak pazerny ekonom może zrobić wszystko, bo jest bezkarny. W konsekwencji na zadłużaniu państwa bez opamiętania ucierpią najubożsi, których życie jest zależne od świadczeń emerytalnych czy socjalnych - przestrzega Izabela Leszczyna.
Wszystko dlatego, że ten dług trzeba będzie kiedyś spłacić. Chociaż dziś nie widać go w wydatkach państwa, to w przyszłości trzeba będzie zagospodarować środki na jego obsługę. Zdaniem naszych rozmówców realnie Polska jest dziś zadłużona na 1,5 biliona złotych.
- Rząd nie potrafi pieniędzy zarobić, więc je drukuje. Po drugie cieszy się, że wpływy do budżetu państwa są coraz większe i nie rozumie, że te pieniądze są coraz mniej warte. Żeby kleić ustawę budżetową i udawać, że wszystko jest w porządku przed końcem roku minister finansów podwyższa różnego rodzaju podatki i opłaty, w tym roku padło na składkę zdrowotną. Rząd nie może co kwartał zmieniać systemu podatkowego, a w tej chwili to tak robi - punktuje Paulina Hennig-Kloska.
- Jak słyszę, że minister mówi, że 17 miliardów złotych zostanie w kieszeni Polaków, to od razu przypominam sobie o wpływach podatków, wyższej składce zdrowotnej. Po ich podliczeniu się okaże, że o 30-40 miliardów złotych więcej wpłacimy do budżetu, co daje kwotę wyższą niż ta wpłacona przez obywateli i przedsiębiorców w 2021 roku - podkreśla Dariusz Wieczorek.
Zaciska się spirala
Przedstawiciel Lewicy zaznacza, że finalnie i tak więcej oddamy do budżetu przez inflację, która się "wymknęła" rządzącym. Wyższe wpływy z podatków i różnego rodzaju opłat to z jednej strony większy wzrost w budżecie, ale z drugiej większy drenaż kieszeni obywatela.
W ocenie posłanki Hennig-Kloski dziś najważniejsze jest, by rząd obniżył podatki i opłaty, szczególnie na paliwo i media. Inaczej nie unikniemy spirali cenowo-płacowej. W sukurs rządowi powinny przyjść też PKN Orlen - poprzez zmniejszenie pobieranej marży na litrze benzyny - oraz Narodowy Bank Polski.
- Prezes Glapiński w styczniu przyznał, że NBP celowo osłabia złotego dokonując zakupów walut obcych. W lutym zapowiedział kolejne interwencje osłabiające złotego. W lipcu czytaliśmy, że umocnienie złotego nie jest pożądane. We wrześniu, że Polska nie potrzebuje pieniędzy z UE, bo może drukować bez końca własne. Teraz słyszymy, że będziemy zadłużać się u Chińczyków w jenach - przypomina nasza rozmówczyni.
- Zamiast zapewniać państwu stabilność NBP bawi się w spekulanta osłabiając złotego, a to sprawia, że wszystkie importowane towary są droższe, bo dolar czy euro są droższe. Po drugie osłabianie złotego zachęca do sprzedaży towarów krajowych na eksport tworząc w ten sposób ogromną przestrzeń do wzrostu cen towarów krajowych. Jak można drożej sprzedać towar do Niemiec czy Włoch to po co taniej w Polsce. Krajowi producenci więcej zarobią na sprzedaży zagranicznej, więc na krajowym rynku też podnoszą ceny. To wszystko ma swoje konsekwencje - kończy posłanka Polska2050.