Według rozporządzenia z końca ubiegłego roku to właśnie do 18 stycznia miał zakończyć się szereg rządowych obostrzeń i punktowy lockdown wprowadzony w celu walki epidemią koronawirusa. Ferie się kończą, młodsze dzieci wracają do szkół, a przedsiębiorcy z branży turystycznej, gastronomicznej, hotelarskiej, rozrywkowej, fitness, czy też właściciele stoków i wyciągów narciarskich mieli zostać "odmrożeni".
Rząd zdecydował ostatecznie o przedłużeniu restrykcji do końca stycznia. Jak podkreślał kilka dni temu, zmusza go do tego sytuacja pandemiczna w kraju. Sfrustrowani przedsiębiorcy mają jednak dość. Wolą zaryzykować i wbrew zakazowi otworzyć biznesy, niż liczyć na przetrwanie i - jak zaznaczają - niepewną i niewystarczającą pomoc rządu.
Górale mówią: veto
Buntuje się między innymi Podhale. To tam została zawiązana inicjatywa "Góralskie Veto", która zrzeszyła kilkuset przedsiębiorców. Zima miała przynieść im zyski, które mogły przynajmniej w części pokryć straty z ostatnich miesięcy. Jak podkreślają, rząd im to uniemożliwił.
Część z nich już wcześniej próbowała naginać lub ewidentnie łamać reżim sanitarny. Głośno było o wynajmowaniu - zamiast pokojów hotelowych - "schowków na narty", do których dołączane były w pakiecie łazienka, sypialnia i aneks kuchenny. Zapraszanie gości metodą "na wujka", udostępniane hoteli dla "wyjazdów służbowych" inne tego typu triki także był popularnymi metodami.
Ruszają hotele, pensjonaty, stoki. Ujawniamy skalę
Teraz górale nie zamierzają nawet stwarzać pozorów. Otwierają się. - Cieszę się, że buntownicy się znaleźli. Potrzeba wielkiej odwagi - mówił w rozmowie z WP Sebastian Pitoń z inicjatywy "Góralskie Veto".
To on stoi za buntem przedsiębiorców z Podhala, otwierających swoje biznesy. - To nie jest walka z pandemią, a polityczna operacja socjotechniczna, mająca na celu zmiany własnościowe. Na rynku ma zostać tylko państwo - przekonywał Pitoń.
Nie tylko południe
Choć górale głośno wyrazili swoje niezadowolenie, podobnych buntów w kraju jest znacznie więcej. Nadmorskie kurorty również ucierpiały z powodu pandemii i obostrzeń. Też mają dość i wielu przedsiębiorców również postanowiło złamać zakaz.
Na całą Polskę głośno było o kwiatach sprzedawanych na lodzie. Czyli szczecińskim lodowisku, które zaczęło funkcjonować jako kwiaciarnia - bo te mogą działać normalnie.
Bunt pod hasłem "OtwieraMY" organizuje też partia Strajk Przedsiębiorców. - Widzimy, że lawina ruszyła - mówił w rozmowie z money.pl Michał Wojciechowski, szef ogólnopolskich struktur tej organizacji.
- Podhale ruszyło, ruszył Śląsk, ruszą też kolejne regiony - przekonywał. Oczywiście nie wszyscy przedsiębiorcy włączają się do szerszych akcji. Niektórzy robią to na własną rękę. Skala buntu jest trudna do oszacowania.
Ci, którzy nie otwierają biznesu, walczą w sądach. Część z przedsiębiorców bowiem chce, by Skarb Państwa wypłacał im odszkodowanie za okres, gdy nie mogli pracować.
Część z takich przedsiębiorców reprezentuje mec. Jacek Dubois. - Przedsiębiorcy się nie buntują. Próbowali rozmawiać z rządem, ale to jest działanie niemożliwe. Już w maju złożyliśmy wnioski do rządzących, by podjąć rozmowy w sprawie odszkodowań za straty przedsiębiorców. Nie było jednak żadnej inicjatywy - powiedział prawnik w programie "Newsroom".
Tuż pod nosem rządzących
Oznaki nieposłuszeństwa widzimy nie tylko w oddalonych od stolicy regionach kraju. Tuż pod bokiem rządzących w podwarszawskim Legionowie restauratorzy zdecydowali, że również nie będą stosować się do punktowego lockdownu.
Jak zapowiedział w mediach społecznościowych Maciej Adamski, jeden z restauratorów, prowadzący lokal Q&Q Legionowo, 18 stycznia restauracje zostaną otwarte.
"Dłużej czekać nie będziemy. Rozmawiałem dzisiaj z właścicielami wielu restauracji w Legionowie, każdy z nas ma dosyć, każdy ma rodziny i każdy ma prawo do pracy. Mamy pracowników, za których jesteśmy odpowiedzialni. Otwieramy się w poniedziałek. Mamy wsparcie Prezydenta Legionowa Romana Smogorzewskiego" - napisał Adamski.
Jak dowiedzieliśmy się od rzecznika, prezydent Legionowa jednak nie będzie zabierał w tej sprawie głosu. - Pomagamy lokalnym firmom. Nie będziemy się jednak wypowiadali. To oddolna inicjatywa przedsiębiorców - powiedział nam Kamil Stępkowski, rzecznik prasowy Legionowa.
W oficjalnym komunikacie władze miejskie zaznaczyły, że "jest to protest przedsiębiorców i aby uniknąć nadania mu, szczególnie przez media 'narodowe', charakteru politycznego Urząd Miasta Legionowo ani Prezydent Miasta Legionowo nie będą wypowiadać się w tej sprawie". "Jeszcze raz deklarujemy wsparcie, także prawne, legionowskim przedsiębiorcom" - dodali jednak przedstawiciele magistratu.
Rządowa pomoc
Rząd próbował gasić pożary różnymi działaniami - prosząc o cierpliwość, zapowiadając pomoc, w końcu nawet rozsupłując państwową kabzę.
Wicepremier Jarosław Gowin podkreślał, że rząd przygotował dla gmin górskich pomoc finansową wysokości miliarda złotych.
Te pieniądze miałyby zostać przeznaczone na inwestycje związane z branżą turystyczną. Oprócz tego, rząd zamierza refundować 80 proc. umorzenia podatków od nieruchomości.
Pomoc dla południa tylko zdenerwowała przedsiębiorców z reszty kraju, a górali wcale nie obłaskawiła. Dlaczego? Bowiem, jak sami podkreślają, to kropla w morzu potrzeb. Planów łamania zakazu więc nie zmienili.
Będą kary
Rząd jednak nie zamierza przyglądać się buntowi z założonymi rękami. Zmasowana akcja rusza od poniedziałku.
Służby już otrzymały rekomendację od Rządowego Zespołu Zarządzania Kryzysowego względem postępowania z niestosującymi się do reżimu sanitarnego przedsiębiorcami - informowało w piątek RMF FM.
Ruszają kontrole i będą kary. Policja ma ustalać m.in w sieci, kto wznowił działalność pomimo zakazu i sprawdzać sytuację wraz z inspektorami sanepidu.
Przedsiębiorcę czeka nie tylko mandat czy kara do 30 tys. zł nałożona przez sanepid. Firma utraci również pomocy ze strony państwowa np. w ramach Tarczy Finansowej.
- Rozporządzenie prezesa Rady Ministrów jest dokumentem wiążącym. Do tego równolegle tworzona jest pomoc dla firm. Jeśli firma nie chce pomocy i chce na własną rękę się otwierać, to są odpowiednie organy, które będą to kontrolować. Tacy przedsiębiorcy nie podlegają pod żadną pomoc państwa. Im dłużej będziemy skupiać się na aberracjach przedsiębiorców, tym dłużej będziemy tkwili w lockdownie. Zresztą widać, że taka tendencja dzieje się na całym świecie. Podobne ruchy są np. w Niemczech. Ale im szybciej to zrozumiemy i poddamy się obostrzeniom wydawanym przez rząd, tym szybciej będziemy mogli odmrozić gospodarkę – mówiła w programie "Money. To się liczy" wiceminister rozwoju, pracy i technologii Olga Semeniuk.