Włodzimierz Cimoszewicz mieszka w powiecie hajnowskim, którego ogromna część we wtorek (4 czerwca) zmieni się na 90 dni w strefę buforową z zakazem wstępu. Obejmie również fragment powiatu białostockiego. Rząd Donalda Tuska zdecydował tak po ataku na polskiego żołnierza przez osoby, które Rosja sprowadza z Afryki i Bliskiego Wschodu, aby forsowali granicę polsko-białoruską, będącą jednocześnie wschodnią granicą Unii Europejskiej.
Były premier w rządzie SLD skrytykował jednak plan rady ministrów. - Ta decyzja została podjęta w związku z tym atakiem na żołnierzy, którzy zostali zranieni, jako mająca podnieść bezpieczeństwo funkcjonariuszy. Nie widzę związku, nie rozumiem tego związku - stwierdził w studiu TVN24, jak relacjonuje "Wprost".
- Bezpieczeństwo funkcjonariuszy jest zagrożone przez tych, którzy znajdują się poza płotem. Nie słyszałem o żadnym przypadku walki z tymi, którzy już przekroczyli granicę. Na ogół oni się poddają, jeżeli jest patrol, jeżeli są wojskowi czy strażniczy graniczni - dodał Cimoszewicz.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Szymon Hołownia i samorządowcy apelują do rządu
Polityk zwrócił uwagę na sytuację lokalnych przedsiębiorców, których strefa buforowa ma odciąć, albo co najmniej ograniczyć możliwości zarobku. Tak było już wcześniej, gdy na podobny ruch, co rząd Tuska zdecydowało się Prawo i Sprawiedliwość.
- Mówię to z przykrością, mi to przypomina rozwiązania stosowane przez PiS w przeszłości, kiedy chodziło po prostu o to, żeby nikt nie obserwował tego, co się dzieje na granicy. Nie widzę związku z bezpieczeństwem funkcjonariuszy tego, że de facto zamyka się 27 miejscowości, wszystkich poza jedną położonych w moim powiecie hajnowskim, jednym z najbiedniejszych powiatów w Polsce, gdzie ludzie, jeżeli na czymś zarabiają to trochę na turystyce. I ta turystyka znowu albo zostanie całkowicie wyeliminowana, albo poważnie ograniczona - powiedział Cimoszewicz.
O natychmiastową pomoc państwa dla przedsiębiorców zaapelowały wspólnie samorządy, które we wtorek znajdą się w strefie buforowej. "W Powiecie Hajnowskim lasy zajmują 50,6 proc. powierzchni, głównym kompleksem leśnym jest Puszcza Białowieska. To właśnie Puszcza Białowieska, Białowieski Park Narodowy oraz cały region Puszczy Białowieskiej jest magnesem przyciągającym turystów, to właśnie z turystyki utrzymują się mieszkańcy regionu!" - napisali w liście otwartym.
Tylko my - mieszkańcy Powiatu Hajnowskiego wiemy, że wprowadzenie zakazu przebywania w strefie przygranicznej, oznacza koniec sezonu turystycznego. Mieliśmy okazję przekonać się o tym dwa lata temu, do tej pory odczuwamy skutki tamtych decyzji" - dodali, jak relacjonuje "Wprost".
Za wsparciem dla przedsiębiorców opowiedział się Marszałek Sejmu Szymon Hołownia. "Mocne państwo dba o tych obywateli, którzy płacą cenę za bezpieczeństwo wszystkich pozostałych. Ludzie mieszkający i prowadzący biznesy wokół terenów przygranicznych, które zostaną znowu zamknięte, muszą natychmiast otrzymać wsparcie finansowe od rządu" - napisał Hołownia na platformie X.
Tarcza Wschód, zamknięte przejścia i strefa buforowa
Przedsiębiorcy ze wschodnich terenów przygranicznych Polski, jak pisaliśmy w money.pl, obawiają się również planów rządu dot. budowy "Tarczy Wschód". Przypomnijmy, że pod koniec maja premier Donald Tusk zapowiedział, że na zwiększenie bezpieczeństwa na granicy z Rosją i Białorusią rząd przeznaczy 10 mld zł. Powstaną zapory, schrony, wysokie na 70 metrów wieże obserwacyjne, posadzone zostaną także nowe drzewa. Pojawi się monitoring i systemy antydronowe.
- Jeżeli zaczną budować fortyfikację, to z automatu staniemy się rejonem frontowym. Kto zdecyduje się otworzyć firmę, zainwestować pieniądze, mając z tyłu głowy, że w razie wybuchu wojny cały jego dobytek zniknie z dnia na dzień? - pytał retorycznie w rozmowie z money.pl Mateusz Grygoruk, właściciel punktu handlowego z Białegostoku.
Przygraniczne tereny przed wojną w Ukrainie zarabiały na handlu z Rosją i Białorusią. Ale przejścia zamknięto, co już samo w sobie sprawia ogromne problemy firmom. Biznes w Kuźnicy niemal przestaje istnieć. Sklepy zamykają się jeden po drugim.
- Lokalny market zwolnił wszystkich ludzi. Z większych sklepów została tylko Biedronka. Podobno żyje z budowlańców pracujących przy rozbudowie przejścia granicznego - relacjonuje Aneta, która od siedmiu lat prowadzi agencję celną w Kuźnicy, ale w ostatnim czasie utrzymuje się z rekompensat dla przedsiębiorców z przygranicznych gmin.